Tym razem będzie o melodyjnym i bardzo modnym w latach 80. pudel metalu, którego w następnej dekadzie wykosił m.in. grunge i trash metal.
Dobrym odzwierciedleniem tych przemian muzycznych jest działalność amerykańskiego zespołu Skid Row. Zaczynał właśnie jako band glamrockowy czy, jak kto woli, pudelmetalowy. Wtedy właśnie, za sprawą debiutanckiej płyty „Skid Row” z 1989 r., wypłynął na szersze wody. Odpowiedni skład, m.in. niezły gitarzysta Dave „Snake” Sabo i obdarzony świetnym głosem Sebastian Bach, rokował sukces. Wpadające w ucho riffy i partie wokalne wywindowały na szczyty list przebojów takie utwory, jak „Youth Gone Wild”, „18 and Life” czy akustyczna w zwrotkach i mocniejsza w refrenach ballada „I Remember You”. Pudel metal skończył się i Skid Row poszedł na kolejnym albumie „Slave to the Grind” z 1991 r. w stronę hard rocka i trash metalu. Dalej było jednak melodyjnie i przejrzyście, a przy okazji również trochę monumentalnie („Quicksand Jesus”), zadziornie („The Threat” i „Psycho Love”) i southernrockowo („Monkey Business”). W efekcie popularność rosła, owocując supportowaniem na koncertach ówczesnym gigantom rocka – Guns`n`Roses.
W 1995 r. Skid Row wypuścił krążek „Subhuman Race” – pod względem zaawansowania technicznego i oryginalności może nawet lepszy niż dwa poprzednie. Ale w historii tak to już bywa, że przekombinowane granie – podobnie jak mętna filozofia – ginie w mrokach dziejów. Świat zapamiętuje rzeczy klarowne, a w przypadku muzyki chodzi głównie o melodię. Gdyby na „Subhuman Race” znalazło się więcej takich melodyjnych i jednocześnie artystycznie wysublimowanych perełek, jak „Eileen” czy „Into Another”, to z pewnością ta płyta obroniłaby się.
Na składance „40 Seasons: The Best of Skid Row” posłuchacie wybranych, zarejestrowanych na nowo utworów z trzech opisanych albumów tego zespołu, z czasów jego największej popularności.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS