A A+ A++

9 maja 1945. Koniec wojny

Z wyprzedzeniem drukowano plakaty obwieszczające tryumf. Na przykład te rozklejane 2 maja z okazji kapitulacji Berlina: „Padł Berlin! Spełnione marzenia wszystkich słowiańskich narodów. Polskie i radzieckie sztandary na gruzach stolicy wroga. Nasza tysiącletnia walka zakończona zwycięstwem”, „Świat uwolniony od grozy wojny, przemocy i gwałtu. Niech biją wszystkie dzwony w całej Polsce – jak biją serca nasze. Na ruinach reakcji gwałtu i tyranii wyrasta nowy świat. Świat sprawiedliwości społecznej i wolności narodów. Niech żyje radziecka armia oswobodzicielska! Niech żyje żołnierz polski bijący w piersi przeklętego wroga. Niech żyje Demokratyczna Rzeczpospolita Polska! Niech żyje Marszałek Stalin siewca Demokracji, Ładu i Pokoju!”.

Planując ceremonie z okazji spodziewanego upadku Niemiec, rząd popadł w charakterystyczną dla komunizmu sprzeczność: oczekiwał od obywateli jednocześnie żywiołowej reakcji i podporządkowania się odgórnym zaleceniom. „W tym dniu, w którym otrzymamy wiadomość o zdobyciu Berlina, muszą się odbyć spontaniczne manifestacje i wiece” – czytamy w okólniku rozesłanym do wszystkich prezydentów miast. Polecano „wykluczyć możliwość samorzutnych, nieprzewidzianych wystąpień”.

W rozporządzeniu MIiP ustalono przede wszystkim, ile czasu ma trwać fetowanie radosnej nowiny: „Jeżeli wiadomość o zakończeniu wojny nadejdzie w dzień powszedni i w godzinach pracy, zajęcia we wszystkich przedsiębiorstwach, urzędach, instytucjach i szkołach (z wyjątkiem instytucji wyższej użyteczności publicznej) przerywa się i zawiesza do trzeciego dnia rano”. Pierwszego dnia zaplanowano m.in. odezwę do narodu, nominacje w wojsku i odznaczenie orderami. W udekorowanych miastach miały się odbyć zabawy ludowe i pokazy sztucznych ogni. Aby zwiększyć jeszcze entuzjazm, zalecono też rozdanie wśród osób pracujących przydziałów żywności, a także otwarcie na czas święta specjalnych bufetów.

Na liście oficjalnych imprez mających uświetniać rocznicę zwycięstwa znalazły się również rytuały nienawiści. „Dla podkreślenia związku Święta Zwycięstwa z klęską hitleryzmu i faszyzmu nadać należy manifestacjom charakter antyniemiecki – głosiły wytyczne Ministerstwa Informacji i Propagandy. – Wskazane jest np. dokonanie symbolicznych aktów jak: spalenie sztandarów hitlerowskich, powieszenie kukieł przywódców hitlerowskich”. We Wrocławiu majowa defilada zwycięstwa przemaszerowała po rozpostartych na ulicach sztandarach Wehrmachtu.

Nowa władza w staraniach o pozyskanie społeczeństwa szczególnie skwapliwie wykorzystywała antyniemieckie nastroje. Propaganda z jednej strony dawała wyraz nieprzejednanej nienawiści wobec „hitlerowsko-germańskiej potęgi”, z drugiej – sławiła „sojusz narodów słowiańskich”. „Do walki z hitlerowskim gadem – wstępuj w szeregi PPR”, „Pamiętamy każdą krzywdę – Niemiec zapłaci za wszystko”, „Każdą kulą trafiaj Niemca” – pisano na transparentach.

„Nienawiść wobec Niemców – żołnierzy i głęboka, niezmierna pogarda wobec cywilnej ludności niemieckiej – oto uczucia będące podstawą zachowania się naszych żołnierzy i oficerów wobec wroga” – głosiła instrukcja I Armii WP z marca 1945 r.

„Gazety piszą idiotyzmy, jak zwykle – zanotował w dzienniku pod datą 14 maja 1945 roku słynny polski matematyk Hugo Steinhaus. – Ciekawa jest impotencja, gdy chodzi o danie wyrazu nienawiści do Niemców. »Hydra germańska«, »zbir niemiecki«, »gad faszystowski« – oto granice inwektywy, a równocześnie i cała treść felietonów. Czasem jeszcze opowiadacz chwali się, jak z rewolwerem w ręku kazał Niemcom wyciągać z piwnicy wina i sardynki. Dziwna rzecz, ale małoduszność skrybentów budzi sympatię dla Niemców, na którą oni nie zasługują”.

9 maja 1945. Dzień Zwycięstwa

Warto zauważyć na marginesie, że wspólny przeciwnik miał jednoczyć komunistów i niekomunistów; dawano do zrozumienia, że to właśnie PPR naród zawdzięcza tryumf nad „odwiecznym wrogiem”. Sięgano do retoryki jednoznacznie nacjonalistycznej, obcej przedwojennej lewicy i kojarzącej się raczej z endecją: „Polska – mocarstwem!” – tryumfowała propaganda w sierpniu 1945 r., po ustaleniu w Poczdamie zachodnich granic kraju.

Fot.: PAP/CAF / PAP

Bolesław Bierut w przemówieniu z okazji kapitulacji Niemiec mówił: „Złamana została ostatecznie ohydna w swym barbarzyństwie hitlerowsko-germańska potęga i po sześciu prawie latach męki, ofiar i krwi zaświtał znowu dla ludzkości pokój. Złamany został wróg, który zamierzył i realizował zniszczenie narodu polskiego. Starta została przemoc, poprzez tysiąclecia wisząca nad Polską. Jesteśmy świadkami wielkiego, nieznanego dotąd w historii aktu dziejowej sprawiedliwości w stosunku do wszystkich ciemiężonych narodów, aktu, mocą którego powstaje znów wielka i na zawsze zjednoczona Polska. Wracają dziś do Macierzy prastare polskie ziemie nad Odrą, Nissą i Bałtykiem”.

Aby podkreślić tradycję polskiego oręża, obchody Dnia Zwycięstwa rozciągnięto także na rocznicę bitwy pod Grunwaldem. Kreślono pełną rozmachu historiozoficzną wizję: oto spadkobiercy krzyżaków, hitlerowcy, pobici zostali przez ponownie zawiązane przymierze narodów słowiańskich. Wydarzeniu temu nadawano sens ostateczny – po pięciuset latach historia miała się wreszcie dopełnić.

W propagandowych broszurach publikowanych z tej okazji obszernie cytowano Henryka Sienkiewicza, zwłaszcza końcowy fragment książki: „Rozliczne chorągwie, które w południe jeszcze powiewały nad niezmiernym wojskiem krzyżackim, wpadły wszystkie w krwawe i zwycięskie ręce Polaków. Nie ostała, nie ocaliła się ani jedna i oto rzucali je teraz polscy i litewscy rycerze pod nogi Jagiełły”.

Trudno uwierzyć, ale urzędnicy Ministerstwa Propagandy postanowili odtworzyć tę scenę. W scenariuszu uroczystości grunwaldzkich umieścili „hołd sztandarów niemieckich zdobytych w walkach o wyzwolenie Polski przed sztandarem Rzeczypospolitej (sztandary niemieckie rzucone pod nogi Prezydenta, odprawione będą następnie za pośrednictwem delegacji W.P. trasą, prowadzącą przez Ziemie Zachodnie jako votum do Katedry Krakowskiej)”. Co prawda projekt nie został ostatecznie zrealizowany, jednak fakt, że pomysł taki w ogóle trafił do urzędowego dokumentu, pokazuje, jak ogromną wiarę władza komunistyczna pokładała w legitymizującą moc symboli.

Większość sprawozdań zapewniała, że na wieść o upadku Niemiec ludność zaczęła samorzutnie gromadzić się na wiecach i wiwatować na cześć zwycięskiej armii. „Dzień Święta Zwycięstwa witał Białystok ze szczególnym uczuciem radości i dumy – czytamy w jednym z raportów. – Liczne zgromadzenie ludności na Rynku Kościuszki dało wyraz swego entuzjazmu, gdzie [sic] z trybuny przedstawiciele stronnictw politycznych, Wojska Polskiego w szeregu płomiennych przemówień podkreślili olbrzymią doniosłość historycznego momentu”.

„Rzeczpospolita” pisała: „Łódź potężną manifestacją na placu Wolności dała wyraz swych uczuć w dniu zwycięstwa demokracji i rozgromienia hitlerowskich Niemiec. Od powstania Łodzi nie było tak wielkiej manifestacji, jak w dniu 9 maja. Magiczne hasła: rozgromienie Niemiec, koniec wojny, pokój – ściągnęły na dźwięk syreny wielotysięczne rzesze mieszkańców Łodzi. Przyszli wszyscy: robotnicza i inteligencka Łódź skupiona pod sztandarami związków zawodowych i partii, przedstawiciele włościaństwa, młodzież ze związków, szkół powszechnych i zawodowych, gimnazjów i szkół wyższych. I liczni przedstawiciele Wojska Polskiego wszystkich rodzajów broni. […] Z ust żołnierskich rwie się radosna piosenka, twarze zebranych opromienione są jasnością, płynącą od wewnątrz ze świadomości wielkiej i potężnej. Są i objawy beztroskiej radości: ten i ów puszcza się w taniec pod dźwięki orkiestry. Wkrótce tańczy wiele par. Rozlega się wesoły głośny śmiech”.

„Wszystkimi ulicami Warszawy przeciągały nieprzebrane rzesze ludności, roześmianej, rozśpiewanej, radosnej – donosił z kolei dziennik PPR »Głos Ludu«” – wśród ruin placu Teatralnego rozwinięto transparenty z hasłami umiłowania pokoju […]. Uczestnicy manifestacji zwycięstwa w liczbie około 50 tys. przeciągnęli z placu Teatralnego ulicami: Senatorską, Miodową i Krakowskim Przedmieściem, defilując przed trybuną honorową, ustawioną na tle byłego placu prezydium rady ministrów”.

Wydaje się jednak, że prawdziwe reakcje społeczeństwa były mniej entuzjastyczne, niż przedstawiała to propaganda. Odnaleziony w archiwach Polskiej Kroniki Filmowej zapis uroczystości na placu Teatralnym – nigdy nieprzeznaczony do rozpowszechniania – ukazywał rzeczywisty przebieg obchodów. Niemrawy tłum, liczący najwyżej parę tysięcy osób, pozostawał obojętny na okrzyki rzucane z trybuny. Nie było oklasków, wiwatów ani śpiewu. Na twarzach ludzi zgromadzonych przed trybuną odmalowywało się raczej zniechęcenie i złość niż radość ze zwycięstwa. Na nielicznych transparentach tym samym krojem czcionki wypisano propagandowe hasła i nazwy zakładów pracy – zapewne wszystkie afisze przygotowała jedna osoba.

Fot.: PAP/CAF / PAP

Podobnie wyglądała sytuacja w innych miastach. Adam Kamiński, krakowski archiwista, zanotował 9 maja w dzienniku: „Komunikaty mówią o resztkach kapitulujących armii niemieckich, o zajęciu Drezna i Pragi przez Czerwoną Armię i o spotkaniu armii sprzymierzonych na terenie Karyntii, Styrii i Austrii (na zachód od Wiednia i Grazu). Entuzjazmu z takiego dla Polski zakończenia wojny nie było naturalnie ani wczoraj, ani dzisiaj. Trochę spędzonych na Rynek ludzi wczoraj i trochę jakichś akademii i niepozornych obchodów zamkniętych dzisiaj, no i trochę szczekania przez radio. […] W ogóle nastrój po ogłoszeniu kapitulacji Niemiec nie jest nadzwyczajny. Nie widać entuzjazmu, z którego by biło przekonanie, że wojna rzeczywiście ukończona i że można już wracać do normalnej pracy pokojowej. Wręcz przeciwnie, czuje się jakieś nieokreślone oczekiwanie, jakiś żal, że narody zachodnioeuropejskie są już u siebie w domu, a my jeszcze na właściwą wolność czekać musimy.

Niejasna sytuacja polityczna i dwuznaczna rola „wyzwolicielskiej” Armii Czerwonej nie nastrajały Polaków optymistycznie. Coraz częściej odzywały się głosy – odnotowywane w raportach władz bezpieczeństwa – że „Rosjanie są gorsi od Hitlera”.

W społeczeństwie panowało poczucie niestabilności i lęk przed jutrem. „Ludzie się wszystkiego boją – pisał nazajutrz po kapitulacji III Rzeszy Zygmunt Klukowski, lekarz ze Szczebrzeszyna. – Polskie formacje wojskowe prawie wszystkie wyjechały, natomiast znacznie zwiększyła się liczba wojsk sowieckich. W nieustannym strachu żyją nie tylko mieszkańcy miasta, ale i samo Bezpieczeństwo. […] Żołnierze i oficerowie sowieccy pijani od samego rana. Sklepy pozamykane, urzędy nieczynne, w szkołach nie było nauki. Strzelanina na wiwat bez ustanku. Po południu ulice dość wcześnie opustoszały. Ludzie boją się pijanych bolszewików”.

Znamienny incydent, ilustrujący stan nastrojów społecznych w chwili zakończenia wojny, opisał w raporcie dla Moskwy rezydujący w Polsce generał NKWD Nikołaj Sieliwanowski. Komendant garnizonu radzieckiego w Łodzi, kiedy nocą 3 maja przyszła wiadomość o zdobyciu Berlina, polecił niezwłocznie uczcić ten fakt stosowną ceremonią. Jednak bieg wypadków szybko wymknął się spod kontroli. „O godzinie 24 czasu moskiewskiego w wielu przedsiębiorstwach zawyły syreny i w związku z tym niektóre baterie artylerii przeciwlotniczej otworzyły ogień z dział i karabinów maszynowych – czytamy w meldunku. – Ludność Łodzi, nie wiedząc w związku z czym zawyły syreny, w zamęcie zaczęła wybiegać z mieszkań i kryć się w schronach bombowych. W tym czasie grupy patrolowe, składające się z plutonu komendy miasta, samodzielnych polskich jednostek, wartownicy stojący na posterunkach przed składami, a także żołnierze z jednostek Armii Czerwonej i z polskich jednostek, którzy znajdowali się na ulicach, biorąc sygnały syren za powiadomienie o zbliżającym się niebezpieczeństwie, rozpoczęli bezładną strzelaninę, biorąc wszystkich przechodzących i przejeżdżających samochodami za napastników”.

Wiadomość o zakończeniu wojny wydawała się Polakom mniej istotna niż inne doniesienia. W połowie lutego do kraju dotarła wieść, że na konferencji trzech mocarstw w Jałcie zapadła decyzja w sprawie odebrania Polsce Kresów, stanowiących blisko połowę jej przedwojennego terytorium. Kolejne doniesienia były jeszcze bardziej niepokojące: zewsząd słychać było o aresztowaniach dokonywanych przez jednostki NKWD, a także o przymusowym wcielaniu do wojska. Tego samego dnia, kiedy ogłoszono kapitulację III Rzeszy, radziecka agencja informacyjna TASS przerwała milczenie w sprawie losu szesnastu przywódców Państwa Podziemnego, którzy zaginęli pod koniec marca podczas negocjacji z dowództwem Armii Czerwonej. „Grupa nie zniknęła, ale została aresztowana przez władze wojskowe i znajduje się obecnie w Moskwie w śledztwie”.

Chociaż w dramatycznie zniszczonym kraju nie toczyły się już walki frontowe, 9 maja bardzo wielu Polaków miało poczucie, że dla nich wojna wcale jeszcze się nie skończyła.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSeks, alkohol i obłęd. Jak wyglądały ostatnie dni w bunkrze Hitlera?
Następny artykułOlkusz – Zimowa Kraina Czarów