A A+ A++

Z perspektywy ekonomii ten dłuższy czas powoduje, że obrót, który zawsze był przed świętami wysoki i dla niektórych branż stanowił nawet 30-40 proc. całego rocznego obrotu, zredukuje gorszą sytuację, jaka jest w listopadzie. Chociaż nasza gospodarka po październiku wygląda bardzo dobrze” – tak ekonomista prof. Zbigniew Krysiak, wykładowca SGH, prezes Instytutu Myśli Schumana komentuje w rozmowie z portalem wPolityce.pl otwarcie przez rząd galerii handlowych w okresie świąteczno-noworocznym.

wPolityce.pl: Rząd zdecydował się na poluzowanie restrykcji w niektórych obszarach – w grudniu otwarte będą galerie handlowe. Jak ocenia pan ten krok?

Prof. Zbigniew Krysiak: To jest bardzo dobra decyzja. Nie uniknęlibyśmy potrzeby otwarcia sklepów po to, żeby ludzie mogli przygotować się na święta. To bardzo dobra decyzja z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że robimy to wcześnie. Z tego co wiem, na Zachodzie będą robili to dopiero na tydzień przed świętami. Będzie dużo czasu na to, żeby ludzie mogli spokojnie się zaopatrzyć. Nie będzie to skutkowało dużym natężeniem ruchu, rozłoży się to czasie – w przeciwieństwie to krajów zachodnich, gdzie – jeśli otworzą galerie na tydzień przed świętami – stworzą sobie problem epidemiczny. Z perspektywy ekonomii ten dłuższy czas powoduje, że obrót, który zawsze był przed świętami wysoki i dla niektórych branż stanowił nawet 30-40 proc. całego rocznego obrotu, zredukuje gorszą sytuację, jaka jest w listopadzie. Chociaż nasza gospodarka po październiku wygląda bardzo dobrze. Istotne jest również, jeśli chodzi o stronę ekonomiczną, że dotyczy to różnych sklepów – centrów handlowych, czyli różnych produktów, nie tylko żywnościowych, ale też produktów gospodarstwa domowego, meblowych, odzieżowych, czyli tego wszystkiego, co stanowi o obrocie – jest nabywane przez polskie rodziny przed świętami. To ma również ten ważny wymiar, że jak wynika z diagnozy, centra handlowe mają mniejszy współczynnik, ryzyko zakażeń niż restauracje czy inne miejsca. Obrót to nie tylko handel, ale też podtrzymanie produkcji. Pamiętajmy, że handel nie jest związany z tym, że producenci mają towary w magazynach, tylko funkcjonuje system produkcji „just in time” – kiedy jest zamówienie, to jest produkcja. To powoduje, że utrzymujemy w lepszej kondycji produkcję i ludzi, którzy są tam zatrudnieni. To zatem generuje, przez pensje, dochody gospodarstw domowych, a one z kolei są pieniądzem potrzebnym do przedświątecznych zakupów. Ten cały proces wskazuje na to, że nieuruchomienie handlu byłoby fatalne, bo ma to wpływ i na ciąg produkcyjny, i przychodowy, jeśli chodzi o pensje obywateli, i potencjał popytowy.

To musiała być trudna decyzja – z epidemicznego punktu widzenia – skoro rząd nie zdecydował się otworzyć innych branż – np. gastronomicznej, o co restauratorzy apelowali.

Proszę zauważyć, że w okresie przedświątecznym na ogół jest tak, że w centrach handlowych nabywamy różne produkty, półprodukty, ale też gotowe zestawy, potrawy. W związku z tym zawsze było tak, że sam popyt spadał, jeśli chodzi o restauracje. Z jednej strony, trzymanie restauracji bez obrotu do 27 grudnia powoduje, że to źródło zakażeń się zmniejsza, ale z drugiej strony dla ruchu gospodarczego restauracje mają dużo mniejsze znaczenie i nie jest to aż taki problem dla gospodarki. Dlatego właśnie rząd przygotowuje różne instrumenty pomoce dla branży gastronomicznej. Trzeba też powiedzieć, że bardzo pozytywne są działania różnych przedsiębiorstw, w tym również w obszarze gastronomicznym, w kwestii zmiany modelu funkcjonowania, modelu biznesowego. Jest koncentracja na promocji dostaw do domu, jest inny proces organizacji i produkcji w restauracjach. Wiele z nich jest w takiej sytuacji, co jest ciekawe w trakcie pandemii, że mają dużo wyższe obroty niż w normalnej sytuacji. To jest niewątpliwie wyzwanie i nie wszystkie restauracje będą w stanie tak funkcjonować, ale tak się dzieje. Wielu restauratorów mówi, że nie nadążają realizować zamówień. Wiele restauracji zwiększyło zatrudnienie z tego powodu. Patrząc na to z tej perspektywy, to wyjaśnia nam, że to wyważone podejście rządu pana premiera Morawieckiego ma swoją logikę, uzasadnienie. Poparte jest to wynikami gospodarczymi na koniec października, gdzie mamy minimalny spadek zatrudnienia rok do roku, wzrost płac na poziomie prawie 5 proc. i jednocześnie wzrost produkcji rok do roku. Mamy oczywiście zawahania w pierwszym okresie pandemii, ale co ciekawe, deficyt budżetowy po marcu do tylko 12 mld. On na koniec roku będzie wyższy, ale jak pamiętamy, że w normalnych sytuacjach deficyt budżetowy, szczególnie za rządów premiera Tuska, był na poziomie 40-50 mld. W mojej opinii w tym roku nie osiągniemy takiego deficytu. To też pokazuje jak te instrumenty, szyte na miarę tarcze, które pan premier wprowadził w okresie pierwszej fali, później bon turystyczny, utrzymały ludzi przy pracy, na stanowiskach i kiedy sytuacja się poprawiła czerwcu-lipcu do października ruszył obrót i produkcja. Te wyniki na to wskazują. Jednocześnie pojawiły się pewne przestrzenie gospodarcze, usługi, produkty, które w okolicznościach pandemii stały się potrzebne. Nie mówiąc już nawet o sprzedaży przez internet, usługach kurierskich i całej masie innych metod. Różnego rodzaju firmy zaczęły być usposobione bardziej marketingowo, a więc nie tylko produkują, ale zaczęły myśleć i tworzyć bardzo efektywne, skuteczne metody sprzedaży i kanały dystrybucji.

Trudne chwile czekają chyba branżę turystyczną – skumulowane ferie i zakaz organizacji wyjazdów. W wakacje ta branża mogła się trochę odbić. Czy uda się to również po zimie?

Jest zapowiedź ferii w tym samym czasie, ale jeszcze cała masa szczegółów dotyczących aktywności w czasie ferii nie jest rozstrzygnięta. Dzisiaj trzeba tak to traktować, ponieważ w tej chwili będą toczyły się dyskusje i przygotowane będzie rozporządzenie, które przedstawi kwestię aktywności podczas ferii. Chyba trudno sobie wyobrazić, żeby podczas ferii dzieci pozostawały w domu.

Zakaz będzie chyba dotyczył dużych, zorganizowanych wyjazdów, a nie indywidualnych.

Dokładnie. Pamiętajmy, że w odniesieniu do tej sprawy premier powiedział o jednym – o wyjazdach zagranicznych, że to być może zostanie całkowicie zablokowane, bo chodzi o to, żeby stamtąd nie przywozić. Natomiast ja osobiście rekomenduję rozważenie takiego działania, w którym nie będzie „wolnej amerykanki” – odblokowujemy wszystko i niech rynek to reguluje. Wtedy okaże się, że będzie tłok, ludzie będą w zagęszczeniu i doprowadzimy do problemu. Absolutnie nie wolno wykluczyć aktywności w czasie ferii, a tak naprawdę aktywności w okresie całej zimy. Chodzi o to, żeby stworzyć pewne standardy, trochę w typie stref zielonych, pomarańczowych, zielonych, że np. na terenie Zakopanego nie może pojawić się więcej osób, żeby spełniało to odpowiednie standardy zagęszczenia czy też zagęszczenia w samych hotelach. Będzie to prowadziło do tego, że cała masa miejsc będzie wykorzystana. Bardzo często mamy mnóstwo miejsc o małym ruchu turystycznym. Latem słyszeliśmy od wielu rodzin, które wyjeżdżały w miejsca zupełnie nowe, nieznane, że byli zadowoleni. Istotą tego jest, żeby pojechać gdzieś zachowując te określone standardy. To jednocześnie będzie podpierało kondycję branży turystycznej. Myślę, że to jest do zrealizowania, tworząc tego typu standardy. Sądzę, że to pójdzie w tym kierunku. Powiedziałbym wręcz, że jest to przy okazji sposób promowania różnych miejsc w Polsce, które do tej pory są nieznane. Jest stereotyp – ludzie jeżdżą do Krynicy, Zakopanego, ale są przecież warunki dla wypoczynku i rekreacji sportowej różnego typu – nie tylko narciarstwa zjazdowego, gdzie jest duże zagęszczenie przy wyciągach, ale np. narciarstwa zjazdowego. To jest przestrzeń, która jest do zagospodarowania. Będzie to silnie zależało od aktywności samorządów, od aktywności przedsiębiorców z sektora turystycznego dotyczącego aktywności fizycznej. To też jest wyzwanie dla tzw. remodelingu biznesu turystycznego. To spowoduje, nie tylko w czasie pandemii, że jeśli Polacy poznają świetne, nieznane miejsca, to nie będzie trzeba wyjeżdżać za granicę. Wtedy pieniądz zostaje w Polsce i może pobudzać rozwój sektora turystycznego w Polsce. W mojej opinii niesłusznie myśli się o tym tak – model był taki – że latem wyjazdy zagraniczne, których notowaliśmy chyba nawet do 40 proc., gdzie nie ma wcale lepszych miejsc niż w wielu wypadkach w Polsce, a zimą Zakopane, Krynica, kilka innych miejsc i promowane miejscowości we Włoszech. U nas, niekoniecznie od razu, można stworzyć podobne możliwości, stworzyć alternatywę. Dlatego trzeba popatrzeć na to z tej perspektywy. Wszyscy tzw. coachowie biznesu od początku pandemii mówią: pomyśl, jak twój model biznesu powinien wyglądać w tych innych warunkach. To jest zawsze aktualne, bo nawet jak nie ma pandemii, ale są wymagające warunki rynkowe, to jeśli firma nie zadaje sobie trudu, żeby coś zmienić w działaniu, to i tak wcześniej czy później ginie. Średnio w Polsce, z tego co pamiętam, otwieranych jest ok. 200-300 tys. działalności gospodarczych i mniej więcej tyle samo, może trochę mniej, zamyka działalność. Liczba tych zamykanych jest przeogromna. To pokazuje, że – w każdych warunkach – firma musi być zamknięta, jeśli sobie nie radzi, nie potrafi zaradzić konkurencji. To jest cały czas bardzo aktualne.

Rozmawiał Krzysztof Bałękowski

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułTo był weekend. Najważniejsze wiadomości z 21 i 22 listopada 2020 r.
Następny artykułTrefl Gdańsk kontynuuje świetną passę. Asseco Resovia rozbita w puch