A A+ A++

Sport gościł w jej życiu przez długi czas. Doznała wiele upadków i tyle samo wzlotów. Po zakończeniu kariery nie chciała mieć z nim nic wspólnego i zapomniała o nim na lata, tylko po to by odnaleźć w sobie pasję na nowo, w nieco innej roli. Beata Hołub to pochodząca ze Świdnika lekkoatletka, olimpijka z Barcelony, czwarta zawodniczka mistrzostw świata, wielokrotna mistrzyni kraju w skoku wzwyż. Obecnie trenuje swojego syna Jakuba i następne pokolenie królowej sportu.

– Jak rozpoczęła się Twoja przygoda ze sportem?

W szkole podstawowej, wraz z przyjaciółką, trafiłam do klasy pływackiej. To był popularny wybór wśród mojego rocznika. Nasza fascynacja trwała jakiś czas, a potem koleżanka powiedziała mi, że ma dość pływania i zrezygnowała. Trzymałyśmy się wtedy razem i nie wyobrażałam sobie chodzenia na zajęcia bez niej. Okazało się, że nagle dysponujemy dużą ilością czasu i zaczęłyśmy się zastanawiać, jak go wypełnić. Niedługo potem pojawiłyśmy się na treningu u Ludwika Króla, który prowadził zajęcia w „Bronku”. Pamiętam, jak obserwowałam dziewczyny biegające przez płotki. Tak mi zaimponowały, że uczucie fascynacji zostało ze mną do dziś. Tak zaczęłam trenować lekkoatletykę. Początki były oczywiście zajęciami ogólnorozwojowymi. Jakiś czas potem otrzymałam niezobowiązujące zaproszenie od pana Szczepaniaka, który opiekował się grupami skaczącymi. Na pierwszym treningu udało mi się pokonać poprzeczkę zawieszoną na wysokości 1,4m i jak się potem okazało, zostałam na dłużej.

– Kiedy przyszły pierwsze sukcesy?

Liceum to był czas, kiedy opiekował się mną trener Andrzej Kleczek. W sumie byłam dość przeciętną skoczkinią, niczym się nie wyróżniałam i nie miałam jakiś większych sukcesów. W pewnym momencie, w moim życiu pojawił się trener Bogumił Mańka. Spotkaliśmy się przypadkowo na obozie w Lublinie. Ja i trener Kleczek otrzymaliśmy od niego cenne wskazówki i dokonaliśmy drobnych korekt w rozbiegu oraz technice odbicia, a moje skakanie przeniosło się z dnia na dzień na zupełnie inny poziom.

– Igrzyska w Barcelonie również przyszły niespodziewanie?

Być może trudno będzie w to uwierzyć, ale nigdy nie marzyłam o występie na igrzyskach. Przychodziłam na treningi dla siebie i atmosfery tam panującej. Przyszedł moment występu na mistrzostwach świata w Tokio, gdzie w finale dwa razy poprawiłam rekord życiowy. Kiedy tam jechałam wynosił on 1,92m, a wracając już 1,96m, tylko centymetr od rekordu polski. Okazało się, że na tej imprezie uzyskałam minimum olimpijskie.

– Jak zapamiętałaś pobyt w wiosce olimpijskiej?

To było małe miasteczko, w którym było wszystko. W tamtych czasach nie było jeszcze telefonów komórkowych i innych mobilnych urządzeń.Żeby zadzwonić do domu trzeba było swoje „odstać” w kolejce i dużo zapłacić. Porównując do tegorocznych igrzysk, które śledziłam w telewizji i Internecie było w sumie bardzo podobnie. W Hiszpanii również mieliśmy do dyspozycji ogromną stołówkę ze wszystkimi kuchniami świata, otwartą całą dobę. Nieopodal wejścia na plażę, stały wielkie lodówki z przeróżnymi napojami i owocami z całego świata. Dostępne były również wszelkiego rodzaju rozrywki, jak chociażby kręgle czy bilard. W wiosce znajdowała się też wielka muzyczna biblioteka z utworami z najdalszych zakątków. Wybierało się miejsce, płytę i siadało w wygodnym fotelu, do którego podłączone były słuchawki. To chyba były również pierwsze igrzyska, w których dopuszczono do startu zawodowych koszykarzy z NBA. Pamiętam, że cała amerykańska kadra mieszkała poza wioską.

– Pomimo miłych wspomnień, sezon olimpijski nie był dla Ciebie łatwy.

To prawda, to był jeden z najgorszych sezonów w mojej karierze. Oprócz tego, że uzyskałam minimum na rok przed igrzyskami, musiałam jeszcze potwierdzić swoją formę i skoczyć przynajmniej 1,88m. Mistrzostwa Polski były idealną okazją, aby to uczynić. Czułam się bardzo dobrze, pomimo stresu, który mi towarzyszył. Niestety, pierwsze dwie próby na tej wysokości skończyły się strąceniem poprzeczki, a zapasu było sporo. Nie mogłam zrozumieć, co robię źle. Przyczyną był stres. To on często sprawia, że zapominamy, co wypracowaliśmy na treningach. Ostatecznie 1,88m pokonałam w trzeciej próbie. Po skoku podeszła do mnie sędzina, mówiąc „Pani Beato, już teraz luz. Spokój i wszystko będzie dobrze”. Zawody ukończyłam z wynikiem 1,94m.

– Start na igrzyskach to był Twój największy sukces?

Na tamtą chwilę to była moja największa porażka. Sam udział doceniłam wiele lat po wydarzeniu. Na imprezie nie zakwalifikowałam się do finału. Od tego celu dzieliły mnie 2cm.

– Jak to się stało, przecież skakałaś już na takiej wysokości?

Było w tym dużo pecha i ludzki błąd. Dwie grupy skakały jednocześnie i ja jako zawodniczka nie skupiałam się na wynikach w tej drugiej. Za to odpowiedzialni byli inni. Po skoczeniu w pierwszej próbie 1,9m otrzymałam sygnał, że już jestem w finale. Zadowolona zdjęłam kolce, spakowałam torbę i rozluźniłam się, po czym okazało się, że trzeba skakać kolejną wysokość, wyższą o 2cm. Nie byłam już w stanie się pozbierać, skupić. Niestety był to dla mnie koniec olimpijskiej przygody. Zabrakło niewiele, byłam pierwszą, która nie uzyskała kwalifikacji.

– Kiedy dojrzałaś do zakończenia kariery?

Lubelski Start się rozpadał, więc wyjechałam do Wrocławia. Podpisałam kontrakt z tamtejszym klubem, ale nie mogłam się w nim odnaleźć. Zdarzały się sytuacje, kiedy panie sprzątające wyrzucały mnie z siłowni i to na pewno nie pomagało mi wrócić do formy. Łącznie spędziłam tam cztery lata, ale po dwóch zaczęłam już powoli myśleć o układaniu sobie życia poza sportem. Podjęłam pracę na pół etatu w agencji celnej, aby móc jeszcze trenować, a takim momentem, który zadecydował o definitywnym zakończeniu kariery było zajście w ciążę.

– Twój syn Jan również pojechał na igrzyska?

Tak, złożył przysięgę, podpisał się na fladze, poleciał do Japonii i …wrócił. (niedopowiedzenie w związku z aferą w Polskim Związku Pływackim). Bardzo to przeżyliśmy. Pomimo tej sytuacji, mamy kilka miłych wspomnień. Chciałam, żeby wysłał mi zdjęcie, kiedy składa podpis na fladze, ale powiedział, że ma dla mnie coś lepszego. Było to jego zdjęcie przy pamiątkowej tablicy w Centrum Olimpijskim w Warszawie, z moim nazwiskiem z 1992 roku. Bardzo się wzruszyłam.

– Po zakończeniu kariery zapomniałaś o sporcie na ponad dekadę

Szczerze mówiąc, miałam dość. Mój pierwszy kontakt ze sportem po zakończeniu kariery był związany z otworzeniem własnej działalności Aktywna Mama. Prowadziłam tam m. in. fitness kobiet ciężarnych i mam z małymi dziećmi. Prowadzenie firmy przez wiele lat to także była przygoda mojego życia. Nigdy nie przypuszczałam, że rozwinie się ona do takich rozmiarów ani, że uda mi się ją sprzedać. Miło popatrzeć, że marka wciąż funkcjonuje i pracują w niej ci sami ludzie.

– Obecnie jesteś trenerką swojego syna Jakuba?

Wszyscy moi chłopcy zaczynali przygodę ze sportem od klas sportowych, aby mieć możliwość uczestniczyć w zajęciach w ramach lekcji. Nie mieliśmy czasu, aby każdego syna wozić osobno na specjalistyczne treningi, więc takie klasy były dla nas najlepszym rozwiązaniem. Kuba, mimo że nie zaczynał od lekkoatletyki, już przy pierwszych próbach wyróżniał się skakaniem. Pamiętam, kiedy przysłał mi filmik z obozu jak skacze wzwyż. To był jego pierwszy kontakt z tą dyscypliną, a już bardzo wyróżniał się umiejętnościami. Czułam wielką dumę i popłakałam się ze wzruszenia.

– Prowadzisz także zajęcia dla młodzieży?

Kariera Kuby dopiero się rozpoczyna ale już staramy się szukać następców. Lekkoatletyka to sport, który nie lubi przestojów, a Świdnik ma przecież bardzo bogate tradycje. Oprócz mnie pochodzi stąd Grzegorz Sposób, także skoczek wzwyż, który również jest olimpijczykiem. Chcemy to kontynuować, stąd wraz z Wojtkiem Bobrzykiem i klubem TS Start Lublin rozpoczęliśmy trenowanie grup młodzieżowych. To są zajęcia ogólnorozwojowe dla dzieci z klas 4-8, które są dobrym początkiem do dalszej kariery. Nie ograniczamy się tylko do skakania, również ścigamy się, biegamy przez płotki, gramy w piłkę i spędzamy czas w miłej atmosferze. 23 września zaplanowaliśmy otwarty trening z mistrzem, na który zaprosiłam Jakuba. Odbędzie się o godzinie 16:00 w sali gimnastycznej szkoły podstawowej nr 5. Serdecznie zapraszam wszystkich chętnych. Będzie można zobaczyć jak skacze medalista Mistrzostw Polski, spróbować swoich sił i otrzymać cenne wskazówki. Lekkoatletyka to fajny sport, harmonijnie rozwija i daje dużo radości. To dyscyplina o wielu możliwościach, w której każdy znajdzie konkurencję dla siebie.

Aleksander Okoń

Beata Hołub Głos Świdnika

Artykuł przeczytano 319 razy

Last modified: 23 września, 2021

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWycieczka do Warszawy SP nr 2 w Przysietnicy
Następny artykułiiyama G-Master GB3271QSU-B1 Red Eagle – Test bardzo udanego monitora dla graczy z matrycą IPS i 165 Hz odświeżaniem