– Bardzo żałuję tego, co zrobiłem. Działałem pod presją tłumu. To się więcej nie powtórzy – mówił w poniedziałek (22 marca) przed Sądem Rejonowym w Białymstoku skruszony oskarżony.
Proces zaczął się i tego samego dnia zakończył. Wyrok nie jest prawomocny.
Podczas Marszu Równości, który przeszedł przez centrum Białegostoku 20 lipca 2019 r., działy się rzeczy straszne. “Prawdziwi patrioci”, kibole Jagiellonii, a także zwykli mieszkańcy miasta lżyli i fizycznie atakowali uczestników legalnego pokojowego marszu – pierwszego takiego wydarzenia w Białymstoku. Nawet ściągane spoza województwa posiłki policji i helikopter straży granicznej nie były w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwa. Rzucano w nich petardami, butelkami, kamieniami i zgniłymi jajami, doszło do kilku pobić.
Pod Centralem kibole rwali i usiłowali podpalić tęczową flagę. Na ul. Suraskiej odbywało się polowanie na nastolatków, którzy od kiboli wyglądem się różnili, np. mieli pomalowane włosy czy tęczowe emblematy. Pod katedrą doszło do starcia z policją ochraniającą czoło pochodu, funkcjonariusze musieli użyć gazu.
Wśród przeciwników wyzywających i rzucających się na uczestników marszu byli tzw. normalni mieszkańcy miasta: osoby starsze, rodziny, ojcowie z dziećmi.
Ale przede wszystkim byli pseudokibice Jagiellonii Białystok, a wśród nich Mateusz G. w pasiastej, żółto-czerwonej koszulce. Prokuratura oskarżyła go o udział w zbiegowisku mającym na celu zablokowanie przejścia Marszu Równości oraz o czynną napaść na funkcjonariuszy policji, w których rzucał kostką brukową.
“Rzucałem, ale w inną stronę”
W postępowaniu przygotowawczym Mateusz G. najpierw przyznał się tylko do blokowania przejścia marszu, a nie do napaści na policjantów. Pokazano mu zdjęcia. Nie miał wyjścia, musiał potwierdzić. “Rzucałem, ale w zupełnie inną stronę od policji” – wyjaśniał.
W poniedziałek przed białostockim sądem przyznał się do wszystkiego.
– Bardzo żałuję tego, co zrobiłem. Działałem pod presją tłumu. Więcej się to nie powtórzy – mówił, prosząc o łagodny wymiar kary.
Jego obrońca złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze i zaproponował ustalony z prokuratorem wymiar kary – rok pozbawienia wolności z zawieszeniem jej wykonania na okres próby wynoszący trzy lata. Prokurator wniósł dodatkowo o poddanie oskarżonego dozorowi kuratora w okresie próby i orzeczenie świadczenia pieniężnego na cel społeczny.
Daleko od tolerancji
Sędzia Piotr Markowski po przerwie ogłosił wyrok. To rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata, dozór kuratora i świadczenie pieniężne w kwocie 3 tys. zł na Fundusz Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej. A do tego Mateusz G. musi zapłacić dość wysokie (bo zasięgano opinii biegłych) koszty sądowe – ok. 1,5 tys. zł.
Sędzia Markowski podkreślił w uzasadnieniu wyroku, że wszystko, co zawierały akta tej sprawy, świadczyło, że oskarżony popełnił zarzucane mu przestępstwo i że “nie toleruje on innych osób”, a przecież “przestrzeń publiczna należy się każdemu”, także tym, którzy “myślą inaczej niż oskarżony”. A także że Mateusz G. kostkami brukowymi bez cienia wątpliwości rzucał w policjantów – w osoby powołane do zapewnienia bezpieczeństwa.
– To, co się tam działo, z tolerancją nie ma nic wspólnego. Daleko nam do tego, by stworzyć bezpieczne dla każdego miejsce – skonstatował sędzia Piotr Markowski.
Dodał, że woli wierzyć w dzisiejsze zapewnienia oskarżonego, że takie zachowanie w jego przypadku już się nie powtórzy. A trzyletni okres zawieszenia kary i konieczność nadzoru kuratora w tym czasie mają zweryfikować, czy jego postawa rzeczywiście się zmieniła. Natomiast orzeczone świadczenie pieniężne i spore koszty sądowe sprawią, że oskarżony nie wyjdzie z sali z poczuciem, że “się udało”.
– Nie opłaca się w ten sposób postępować – powiedział sędzia.
Po ataku na Marsz Równości. Grzywny, prace społeczne i więzienie
To niejedyna taka sprawa, która znalazła swój finał w sądzie. Po ataku na pierwszy Marsz Równości policja namierzyła i ustaliła tożsamość blisko 150 chuliganów. Lwia część z nich została ukarana grzywnami za zakłócanie porządku (mandaty opiewają w większości na 500 zł). W przypadku poważniejszych zarzutów prokuratura wszczęła ok. 30 śledztw.
Jako pierwsi zostali ukarani przez sąd zadymiarze, którzy usiłowali naruszyć nietykalność cielesną funkcjonariuszy i im grozili. W listopadzie 2019 r. Sąd Rejonowy w Białymstoku skazał S.Ł. na grzywnę w wysokości 1,5 tys. zł i obciążył go kosztami postępowania. W grudniu podobną karę sąd wymierzył P.S. oskarżonemu o rzucanie w kierunku policjantki szklanymi butelkami i kamieniami.
Były też inne sprawy. Na przykład 41-letni bezrobotny murarz Mirosław D. został skazany na pół roku prac społecznych. Za to, że wyzywał najordynarniej, jak się da, małżeństwo idące w marszu, bo – jak tłumaczył – “nie podoba mu się takie coś, te tęczowe ludki”.
Najsurowszą karę sąd wymierzył 25-letniemu Mariuszowi J. – rok i dwa miesiące bezwzględnego więzienia. Za to, że na ul. Suraskiej bez żadnego powodu kopnął idącego na marsz nastolatka tak mocno, że połamał mu obojczyk. Ten wyrok jest prawomocny.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS