A A+ A++

I gdyby aktualna administracja zgodziła się na jakąś renacjonalizację czy podporządkowanie władzy niezależnej stacji telewizyjnej, byłoby to też całkowicie sprzeczne z tym, jak swoją rolę widzą na świecie Joe Biden i jego bliski współpracownik Antony Blinken, dziś szef amerykańskiej dyplomacji. Obaj bowiem uważają, że po epoce Trumpa i w czasach szalejącej dezinformacji, Ameryka wręcz musi wzmacniać niezależne od władzy media na świecie. Więc, w największym skrócie, teoretycznie możliwość zignorowania ewentualnej nacjonalizacji TVN-u przez Amerykanów istnieje – ale w praktyce stawianie na ten scenariusz to coś dla lubiących hazard.

„Najważniejsi rangą urzędnicy w tym budynku, mogę pana zapewnić, rozmawiali z Polską na najwyższym szczeblu dokładnie o tych sprawach” – odpowiedział na wczorajszym briefingu prasowym amerykańskiego Departamentu Stanu jego rzecznik, Ned Price, na pytanie Marcina Wrony z TVN o losy kontrowersyjnych ustaw. „Ustaw” w liczbie mnogiej, gdyż w amerykańskiej administracji – na nieszczęście Warszawy – sprawę tak zwanego „lex TVN” i nowelizację Kodeksu Postępowania Administracyjnego blokującą reprywatyzacje traktuje się łącznie, jako elementy jednego sporu z Polską. Choć z naszej perspektywy są one oczywiście odrębne.

Wezwanie do zawetowania lex TVN?

Rzecznik Departamentu Stanu kilka razy w swoich wypowiedziach podkreślał, że Polska powinna teraz „czynem, a nie tylko słowem” dowieść, że traktuje sojusz z Waszyngtonem poważnie. W języku dyplomacji trudno odczytać to inaczej niż jak otwarte wezwanie do odrzucenia lub zawetowania obu ustaw.

W nocy naszego czasu ostrzeżenia zostały wywindowane o kolejne kilka szczebli – bo głos w tych samych słowach zabrał zwierzchnik Price’a i szef amerykańskiej dyplomacji Antony Blinken. „Te ustawy idą wbrew wartościom nowoczesnych i demokratycznych państw” – głosiło oświadczenie Blinkena. Jego tytuł zaś brzmiał wprost: „Niepokojące ustawy w Polsce”. Znalazło się tam miejsce na dość rutynowe już przypominanie o tym, że TVN to amerykańska inwestycja, a polityka PiS może zaszkodzić dalszym inwestycjom Amerykanów w Polsce.

Ostatnie wypowiedzi Departamentu Stanu są rzecz jasna tylko kontynuacją kolejnych oświadczeń, komunikatów, listów otwartych i zakulisowych rozmów, które prowadzą przedstawiciele wszystkich ważniejszych gałęzi amerykańskiej władzy – z wyjątkiem może samego prezydenta Bidena i wiceprezydentki Harris.

Poza tą dwójką głos zabrali jednak najwyższy rangą dyplomata w Polsce, Bix Aliu (w Warszawie wciąż nie ma ambasadora USA), kongresmeni i kongresmenki obu izb i z obu partii, Departament Handlu, dyplomacja i prasa. Tylko w ciągu ostatnich 24 godzin doniesienia z Polski w sprawie TVN-u pojawiały się na stronach „Washington Post” trzykrotnie, co prawie nigdy się nie zdarza. I to dobrze pokazuje też, że dla istotnej części amerykańskiej opinii publicznej mniej ważne są abstrakcyjne przykłady naruszania demokratycznych standardów w Polsce (jak choćby saga z reformą sądownictwa) niż coś, co widzą jako jawny zamach na amerykańskie interesy i media zarazem.

Redaktorzy „Washington Post” zresztą – zebrani w editorial board, czyli „radzie” lub „kolegium redaktorów” – jeszcze w lipcu wzywali administrację Bidena, by ta „odpowiedziała” Polsce na próby zamachnięcia się rządu w Warszawie na wolność mediów. Gdyby opiniotwórcze elity chciały naciskać na przykład na sankcje dla członków rządu premiera Morawieckiego – tak by się to właśnie zaczęło.

Polska zapisana do obozu wrogów demokracji

Reakcje na sytuację w Polsce dzielą się na konkretne posunięcia administracji – które trudno odczytać czy przewidzieć z wyprzedzeniem – i pewną ogólną atmosferę wśród establishmentu politycznego i medialnego. Te pierwsze mają charakter doraźny – sankcje można wprowadzić i się z nich wycofać, a USA naprawdę potrafi też naraz współpracować i walczyć z jednym i tym samym rządem. To drugie, czyli atmosfera, jednak zmienia się wolniej, i z tym ma Polska największy problem. Wśród amerykańskich dziennikarzy czy mediów nie ma wielkiej potrzeby niuansowania i zastanawiania się, czy Polska, Węgry i na przykład Turcja robią dokładnie to samo, czy są między nimi różnice.

Gdy Warszawę raz zapisano do obozu wrogów liberalnej demokracji – a właśnie tak zrobił demokratyczny establishment w USA – to dzielenie włosa na czworo niczego nie zmienia. W niedawnej analizie dla „Atlantic Council” były ambasador USA w Polsce Daniel Fried skłonny był widzieć błędy po obydwu stronach – i w Waszyngtonie, i w Warszawie – oraz pokazywać dyplomatyczne ścieżki wyjścia z kryzysu. Ale w całej panoramie opinii w Ameryce analiza Frieda była zdecydowanym wyjątkiem – dziennikarze czy demokratyczni politycy po prostu widzą miejsce Polski PiS gdzieś między Budapesztem i Mińskiem i tak o tym mówią. A że nie zawsze uczciwie i z życzliwym dystansem, jak ambasador Fried? Coż, takie prawo wolnych mediów, choć obiektywnie stracą na tym w Polsce nie tylko sympatycy PiS, bo zła opinia o Warszawie obciąża nas wszystkich.

Paradoksalnie, tak jak PiS potrzebuje demonizować Amerykę i rządzących dziś demokratów, tak i demokraci potrzebują Polski, Węgier czy Turcji. Jedni i drudzy uzasadniają swoją cywilizacyjną misję – w Polsce suwerenność, w Ameryce liberalizm – płynącymi z zewnątrz zagrożeniami. W Polsce PiS przekonuje, że musi być twardy wobec zewnętrznych zagrożeń dla suwerenności i stabilności władzy w Warszawie. W Waszyngtonie i Nowym Jorku demokraci udowadniają, że właśnie po to potrzebny jest silny Joe Biden i jego pryncypialne stanowisko w sprawie obrony demokracji na świecie, bo nawet sojuszników mamy takich jak w Warszawie, Budapeszcie i Ankarze.

W tym momencie nie ma sensu zakładać się, czy USA wycofa z Polski część kontyngentu wojskowego albo czy nałoży sankcje. Wystarczy zauważyć, że atmosfera do tego dojrzewa.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicjanci prowadzą działania “Prędkość”
Następny artykułPiątek z Defence24.pl: Imperia na wojnach w Afganistanie; Modus operandi uchodźców na białoruskiej granicy; KE wesprze Litwę w walce z nielegalną imigracją; Wojskowi studenci opracowali drony dla polskiej armii; Talibowie coraz bliżej Kabulu