W kryzysie ta branża zawsze dostawała w kość. Tym razem jest zupełnie inaczej

Wbrew obawom koronawirus, który wykoleił znaczną część przemysłu i biznesów handlowych, z budowlanką obszedł się wyjątkowo łagodnie. Przede wszystkim polscy inżynierowie wykazali się mocniejszymi nerwami niż wielu ich zachodnich kolegów i nie zawiesili prac na czas epidemii.

– Wstrzymanie budów mogłoby zapoczątkować reakcje lawinowe. W efekcie branża załamałaby się w ciągu niespełna kilku miesięcy. Zróbmy, co w naszej mocy, by do tego nie dopuścić. Są zawody, które mimo powszechnego zagrożenia muszą być na posterunku. Tak samo jest z nami. Budowa nie jest maszyną, którą po prostu można wyłączyć – tak prezes Warbudu Jerzy Werle tłumaczył swoim pracownikom, dlaczego z placu budowy nie można zejść ot tak, z dnia na dzień.

Nic się więc nie zatrzymało, a sami inwestorzy zalecili kontynuowanie prac na kontraktach, co było podstawą wręcz kontynuowania działalności.

– Po raz pierwszy od lat współpraca z PLK czy GDDKiA jest bardzo dobra: przyspieszanie płatności, wystawianie świadectw czy dokonywanie odbiorów prac idą dobrze – podkreślali przedstawiciele Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa.

– Tak dobrego marca jak tegoroczny jeszcze w historii nie mieliśmy. Przychody były rekordowe – przyznaje Jarosław Szczupak, prezes rodzinnej firmy budowlanej Alstal z Inowrocławia. Wszystko wskazuje na to, że jego firma zwiększy w tym roku swoje przychody dwukrotnie, o czym można przeczytać tutaj.

Dobry rok zaliczy także Dariusz Grzeszczak, twórca Erbudu. Jego czwarta dekada w biznesie to właściwie powrót do korzeni firmy. W 1990 roku, mając w kieszeni kilkanaśc … czytaj dalej

Zgłoś naruszenie/Błąd