A A+ A++

Pierwsza strategia zachowania stanowiska mimo nieprzychylności ponad połowy Amerykanów to sztuczne obniżenie frekwencji wyborczej. Sojusznicy prezydenta już zaczęli ją wdrażać. Zmuszają do ponownej rejestracji mieszkańców dużych miast, gdzie mieszka najwięcej zwolenników Partii Demokratycznej. Odmawiają zgody na przeprowadzanie głosowań korespondencyjnych mimo szalejącej zarazy.

Czytaj też: Donald Trump zaczynał, jako sfrustrowany aspirant do elit, który próbował przełożyć swój majątek na władzę polityczną

Republikanie szkolą 50 tysięcy „obserwatorów”, których głównym zadaniem będzie doszukiwanie się nieprawidłowości w obwodach preferujących Bidena. A także utrudnianie dostępu do komisji przedstawicielom mniejszości etnicznych i sztuczne tworzenie tłoku w nadziei, że długie kolejki zniechęcą część elektoratu.

Drugi scenariusz jest jeszcze bardziej antydemokratyczny i groźny, ale musimy uwzględnić najgorsze, kiedyś nieprawdopodobne opcje. Działania Białego Domu wskazują bowiem, że Trump przygotowuje się do wykorzystania – gdy przegra w stanach niezbędnych do uzyskania większości głosów elektorskich – środków zarezerwowanych na wypadek wojen czy powstań.

Wiosną HBO nadawało oparty na powieści Philipa Rotha miniserial „Spisek przeciwko Ameryce” ukazujący alternatywną wersję naszej historii. Zamiast Franklina Delano Roosevelta wybory w 1940 roku wygrał faszyzujący lotnik Charles Lindbergh – zacięty zwolennik izolacjonizmu, który zawarł pakt o nieagresji z Adolfem Hitlerem i wprowadził antyżydowskie dekrety.

Niemożliwe? Brennan Center przy New York University skompilowało niedawno szokującą listę nadzwyczajnych uprawnień, które daje prezydentowi USA konstytucja i ustawodawstwo w sytuacjach kryzysowych. Pandemia oraz zamieszki to świetny pretekst do ich wykorzystania. A prokurator generalny William Barr szykuje opinię prawną mającą przekonać sądy, że decyzje podjęte na podstawie rzeczonych przepisów nie podlegają zaskarżeniu.

Sięgnięcie po środki nadzwyczajne jest nie tylko możliwe ale również realne. Trump patologicznie reaguje nawet na samo słowo „przegrać”. 22 czerwca zamieścił tweet: „Wybory 2020 zostaną sfałszowane. Miliony kart do głosowania korespondencyjnego mają być drukowane za granicą. Przewiduję największy polityczny skandal naszych czasów.”

Najwyraźniej oswaja zwolenników z myślą, że będzie dążył do utrzymania władzy, jeżeli Biden uzyska niewielką przewagę w stanach niezdecydowanych: Arizonie, Wisconsin, Michigan, Pensylwanii. Można domniemywać, że prezydent oskarżyłby Chiny o sfałszowanie wyników poprzez manipulacje pocztowe i cyfrowe, a następnie zlecił śledztwo Barrowi. Ten zaś ciągnąłby je do 14 grudnia (pierwszy poniedziałek po drugiej środzie miesiąca), gdy zbiera się Kolegium Elektorów.

Pamiętajmy, że dwie dekady temu Sąd Najwyższy rozpatrując casus Bush kontra Gore, uznał ów termin za nieprzekraczalny. Elektorzy musieli podjąć decyzję bez dokładnego przeliczenia głosów z Florydy. We wszystkich wspomnianych stanach obie izby legislatur kontrolują republikanie, a ich zgoda jest niezbędna, by przesłać do Kongresu USA zatwierdzone protokoły głosowania lokalnych elektorów.

Demokraci zażądaliby ich sądowego uznania wbrew woli stanowych ustawodawców i przypisania głosów elektorskich Bidenowi, argumentując, że prezydent specjalnie opóźnia procedurę, by wywołać chaos. Pozew oparłby się o Sąd Najwyższy, który zapewne nie rozstrzygnąłby go na korzyść republikanów jak w 2000 roku, ale utrzymałby zasadę nieprzekraczalności grudniowego terminu.

Zapora bezpieczeństwa

Elektorzy oddaliby głosy, jednak bez przedstawicieli czterech ważnych regionów kraju wymaganej większości nie uzyskałby ani Trump ani Biden. Do akcji wkroczyłaby Izba Reprezentantów, przy czym – wedle konstytucji – reprezentantom każdego ze stanów przysługuje tylko jeden wspólny głos. O tym komu go przyznać decyduje zwykła większość.

Obecnie 26 stanów reprezentują na Kapitolu delegacje złożone w przeważającej części z republikanów. 23 mają więcej polityków demokratycznych. Pensylwania posłała do Waszyngtonu równą liczbę kongresmenów obu partii. Nawet jeśli lewica zdobędzie tam dodatkowy fotel, prawica wybierze Trumpa przewagą 26:24.

Wiele osób uzna zapewne tę wizję rozwoju wypadków za daleko posunięte gdybanie. Przypomnijmy, że niedawno prezydent próbował wyprowadzić na ulice wojsko, bo takie prawo teoretycznie daje mu ustawa o rebeliach z 1807 roku. Wycofał się, kiedy zaprotestowała generalicja w tym szef Kolegium Połączonych Sztabów Mark Milley.

Sztabowcy wytłumaczyli wodzowi naczelnemu, że żołnierzy regularnych jednostek nie uczy się tłumienia zamieszek, tylko zabijania wroga. Od wprowadzania porządku na ulicach jest Gwardia Narodowa. Demonstracja militarnej siły doprowadziłaby do rzezi lub buntu wojska. Mimo to prezydent jeszcze wielokrotnie straszył użyciem armii przeciw demonstrantom, a w końcu otoczył Biały Dom specjalnymi oddziałami federalnej służby więziennej szkolonymi do gaszenia buntów.

„Trump zapłaci każdą cenę, pójdzie na każdy kompromis, złamie każdy przepis, by zagwarantować sobie przetrwanie i sukces” – stwierdził Fareed Zakaria, podsumowując demaskatorską książkę byłego doradcy ds. bezpieczeństwa narodowego Johna Boltona.

Co mogą zrobić obywatele? Ostrzegać innych, że przywódca planuje wyborczy przekręt, naciskać na swoich przedstawicieli w organach wybieralnych, stworzyć wspólny front walki o demokrację. Przewodnicząca izby niższej Nancy Pelosi powinna niezwłocznie zwołać posiedzenia komisji prawnej, handlu, sił zbrojnych oraz wywiadu i przedsięwziąć działania na rzecz zabezpieczenia procesu wyborczego, a szczególnie przyjąć plan działania na wypadek, gdyby prezydent skorzystał ze swoich nadzwyczajnych uprawnień.

Społeczeństwo musi zawczasu, głośno i wyraźnie zademonstrować gotowość obrony konstytucyjnych pryncypiów. Nie chodzi tylko o zwykłych obywateli, lecz także członków administracji, ustawodawców, prawników, dziennikarzy, studentów, organizacje społeczne, związki zawodowe, stowarzyszenia handlowe i biznesowe, bo zamach stanu wywołałby gospodarczy chaos.

Opór, który stawili prezydentowi sztabowcy daje nadzieję, że armia stanowiłaby element owej zapory bezpieczeństwa, być może najważniejszy. Jeśli do Trumpa dotrze, że wspólnie stawimy mu czoła, prawdopodobnie zaniecha realizacji czarnego scenariusza. Niech „Spisek przeciw Ameryce” pozostanie fikcją literacką.

Timothy E. Wirth jest byłym senatorem reprezentującym w izbie wyższej Kolorado.

Tom Rogers to legenda mediów. Założył kanały informacyjne CNBC i MSNBC. Kierował m.in. platformą TiVo i przedsiębiorstwem PRIMEDIA Inc. wydającym ponad 200 gazet oraz pism w tym „New York Magazine”.

Tłumaczenie Piotr Milewski.

Czytaj też: Kłopoty Donalda Trumpa. Czy Joe Biden zdobędzie Biały Dom?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułCentrum Babic zmienia się z każdym tygodniem (WIDEO, ZDJĘCIA)
Następny artykułMIĘDZYRZECZ: Za energię elektryczną jednak zapłacimy więcej