A A+ A++

W Europie trwa wyścig w walce z pandemią. – Jeśli chcemy zachować strefę Schengen, członkowie Unii muszą szczepić się mniej więcej w tym samym tempie, a nie szukać szczepionek na boku w Rosji i Chinach – mówią eksperci.

Władimir Putin chwali się, że rosyjska szczepionka jest najlepsza na świecie. Ampułki ze Sputnikiem V mogą odegrać podobną rolę, co „zielone ludziki” na Krymie i w Donbasie w 2014 roku czy fake newsy produkowane przez rosyjskie fabryki trolli przed wyborami prezydenckimi w USA i referendum w sprawie brexitu.

Dzielą, by rządzić

Tym razem jednak celem niekonwencjonalnego „ataku” jest Unia Europejska, niemal idealna ofiara, bo z powodu zbytniej ufności w zdolności produkcyjne firm farmaceutycznych ze szczepieniami radzi sobie znacznie gorzej niż Izrael czy reszta Zachodu (niecałe 10 proc. szczepionych w porównaniu z ponad 30 i 40 proc. w USA i Wlk. Brytanii). To wywołuje frustracje obywateli, krytykę unijnych instytucji i w konsekwencji skłania rządy do szukania pomocy poza UE. A przyparci do muru politycy są bardziej podatni na manipulacje.

W wyniku przedłużającej się pandemii tradycyjne podziały w Unii się pogłębiają. Do konfliktów przebiegających z Północy na Południe (zdyscyplinowani finansowo bogaci kontra zadłużeni biedniejsi) oraz z Zachodu na Wschód ((stara Unia – nowe kraje członkowskie) doszedł właśnie nowy – państwa trzymające wspólny front szczepionkowy kontra kontestująca dotychczasową politykę mniejszość. Na wyłamanie z jednolitego frontu w sprawie szczepionek zdecydowały się Węgry, Dania, Słowacja, Austria i poniekąd Włochy.

Na takie pęknięcia czekają konkurenci UE. – W odróżnieniu od krajów europejskich Rosja i Chiny nie kierują się dobrem swoich społeczeństw, tylko interesem geopolitycznym. Chińczycy obwarowują dostawy szczepionek dodatkowymi warunkami, domagając się np. ułatwień w inwestycjach. Rosjanie tradycyjne grają na rozbicie jedności Unii – mówi Piotr Buras, szef warszawskiego biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). – Moskwa wzmacnia nie do końca prawdziwy przekaz, że Europa nie radzi sobie ze szczepieniami i Rosja musi ją ratować, podważając wiarygodność i zaufanie do Unii – dodaje politolog.

Przeczytaj także: Zamieszanie wokół szczepionek. Szwankuje przede wszystkim organizacja

Rosyjski desant

1 marca w Koszycach wylądował wojskowy samolot Alenia C-27J Spartan. Premier Słowacji Igor Matovič nie witał na lotnisku dostojnych gości, tylko 200 tys. dawek preparatu Sputik V, którego zakup osobiście wynegocjował w tajemnicy przed MSZ. Minister zdrowia wydał zezwolenie na używanie rosyjskiej szczepionki, choć nie została dopuszczona na unijny rynek przez Europejską Agencję Leków (EMA). Nie zasięgnął też opinii Państwowego Urzędu Kontroli Leków.

Do końca czerwca ma dotrzeć 2 mln dawek Sputnika, co ma znacznie przyspieszyć akcję szczepień na Słowacji, która notuje największą w Europie śmiertelność na tysiąc mieszkańców. Premier tłumaczył, że w tak katastrofalnej sytuacji geopolityczne argumenty musiał odłożyć na bok. Potajemny zakup wywołał jednak największy kryzys w czteropartyjnej koalicji rządzącej Słowacją od roku.

Najostrzej zaprotestował poseł proeuropejskiej, liberalnej partii Dla Ludzi Tomáš Valášek. „Nie w moim imieniu. Niesprawdzone rosyjskie szczepionki. Tajemniczy pośrednik bliski Władimirowi Putinowi. Do tego doszedł szef rządu rok po wyborach” – napisał na Facebooku i wystąpił z koalicji. Szef MSZ Ivan Korčok powiedział, że Sputnik V jest narzędziem wojny hybrydowej Rosji z Unią.

Szczepienia Sputnikiem zaczną się najwcześniej w połowie marca. Chętni muszą pisemnie potwierdzić, że wiedzą o tym, iż preparat nie został zarejestrowany w UE, zaś odpowiedzialność za ewentualne powikłania spadnie na szczepiących lekarzy. – Nie tylko Słowacja zdecydowała się na zakup Sputnika V, zrobiły to także Węgry, a myślą o tym Czesi i Chorwaci. Preparat został pozytywnie oceniony w fachowym „Lancecie”. Mowa jest tam o 91,6 proc. skuteczności – tłumaczy Juraj Marušiak, słowacki politolog z Instytutu Nauk Politycznych Słowackiej Akademii Nauk. – Słowacja nie złamała przy tym unijnego prawa – zapewnia. Rzeczywiście, państwa członkowskie UE mogą w nagłych przypadkach samodzielnie wydawać pozwolenie na dopuszczenie u siebie szczepionki niesprawdzonej przez EMA.

4 marca EMA zaczęła przyspieszoną procedurę zatwierdzania Sputnika. Nawet jeśli wyda pozytywną opinię (najwcześniej za kilka tygodni), nie oznacza to, że Bruksela zacznie rozmowy z Rosją o dostawach. Do tego potrzeby jest wniosek co najmniej czterech krajów UE. Zresztą preparat opracowany przez Narodowe Centrum Epidemiologii i Mikrobiologii im. Nikołaja Gamalei w Moskwie i tak nie uratuje Unii. Rosyjski Fundusz Inwestycji Bezpośrednich, który zajmuje się eksportem szczepionki, deklaruje, że jest w stanie sprzedać do Europy 50 mln dawek. Tymczasem UE potrzebuje ich co najmniej 300 mln. I to jak najszybciej.

Xinhua Yan podczas pracy w laboratorium Moderny w Cambridge w stanie Massachusetts, 28 lutego 2020 r. Fot.: Getty Images

– Matović mógł wiedzieć, że ENA zajmie się na dniach tą szczepionką i jej zatwierdzanie nie potrwa długo – spekuluje Marušiak. – Sytuacja w kraju jest dramatyczna. Notowania partii premiera lecą na łeb na szyję. Szczepionek zamówionych przez Komisję Europejską wciąż brakuje. Być może będzie ich dość jesienią, ale ludzie umierają teraz – tłumaczy. Zgadza się jednak, że zakup Sputnika to rozbijanie europejskiej jedności. Co więcej, nie wyklucza, że Rosjanie wymusili na słowackim premierze zorganizowanie uroczystości na lotnisku w Koszycach. Chodziło o efekt propagandowy – oto szef rządu jednego z krajów Unii nie tylko zwraca się o pomoc do Rosji, ale osobiście przyjmuje pierwszą dostawę szczepionek z Moskwy.

Szczepionka jako broń

Dla Putina Sputnik to coś więcej niż szczepionka. W lutym szefowa KE Ursula von der Leyen przyznała, że to co najmniej dziwne, iż Rosjanie chcą wysyłać do Unii miliony dawek, podczas gdy nie radzą sobie zupełnie ze szczepieniem własnych obywateli. Jak dotąd podali preparat ledwie nieco ponad 3 proc. swych obywateli, a wyprodukowali niewiele ponad 10 mln dawek. Z sondażu niezależnego Instytutu Lewady wynika, że Sputnikiem nie chce szczepić się aż 62 proc. mieszkańców kraju.

Promocji Sputnika towarzyszy kampania dezinformacyjna. Miesiąc temu w sieci pojawiły się informacje o tym, że Rosja wystąpiła do EMA o dopuszczenie swej szczepionki w UE, co instytucja ta szybko zdementowała. Kilka miesięcy temu mająca swą siedzibę w Hadze agencja padła ofiarą ataku hakerów. Według źródeł dziennika „De Volkskrant” przeprowadzili go zawodowcy z rosyjskiej Służby Wywiadu Zagranicznego. Wykradziono m.in. dokumenty dotyczące preparatu Pfizera.

Jedna z agencji Departamentu Stanu USA zwróciła uwagę na fakt, że w mediach społecznościowych jest coraz więcej fake newsów o rzekomych niepożądanych efektach ubocznych zachodnich wakcyn. Zdaniem analityków, chodzi o to, by podważyć zaufanie Europejczyków do stosowanych w UE szczepionek Pfizera/BioNTecha, AstraZeneki czy Moderny. Nikt nie złapał Rosjan za rękę, ale służby nie mają wątpliwości, kto za tym może stać. Dużo ostrzejsza kampania, skierowana na Bałkany i wewnętrzny rynek krajów b. ZSRR prowadzona jest przez prokremlowskie media. Należąca do oligarchy Konstantina Małofiejewa telewizja Cargrad nazywa preparat Pfizera „zastrzykiem śmierci”. Jej właściciel objęty jest od ponad sześciu lat zachodnimi sankcjami za wspieranie secesji Donbasu, do którego Rosjanie wysłali swoją szczepionkę, by rozwścieczyć władze w Kijowie.

Rosyjscy politycy przekonują zachodnią opinię publiczną, że niechęć Brukseli do Sputnika V to część antyrosyjskiej fobii. Bardziej prorosyjskie kraje w UE, jak Grecja, Bułgaria, Włochy, na to się łapią. Zresztą we Włoszech ruszy produkcja Sputnika V – firma Adienne podpisała właśnie z Rosjanami umowę na 10 mln ampułek do końca roku. Wątpliwości co do szczepionkowej gry Moskwy nie mają rządy krajów, które stały się celem agresji Rosji lub mają wobec niej uzasadniony rachunek krzywd historycznych. Litwa zapowiedziała, że nigdy nie kupi choćby dawki preparatu, który pozostaje bronią w wojnie hybrydowej, zaś Ukraina zakazała importu Sputnika, uznając, że korzystanie z tego preparatu byłoby sponsorowaniem agresora.

Kluczową rolę w rosyjskiej grze szczepionkami odgrywają Węgry. Nie bez kozery słowackiemu premierowi pomógł szef węgierskiej dyplomacji Péter Szijjártó. To właśnie on pod koniec stycznia podpisał w Moskwie umowę o dostawie na Węgry 2 mln dawek Sputnika. Pierwszą transzę już wyszczepiono. – Moja koleżanka, starsza i schorowana, przyjęła kilka tygodni temu rosyjską szczepionkę i czuje się dobrze. Węgrzy bardziej od Sputnika obawiają się szczepionki Sinopharmu – mówi mi Miklós Gábor, publicysta lewicowej „Népszavy”. – Właśnie do chińskiej wakcyny osobiście zachęca ludzi sam Orbán – tłumaczy.

Węgierski premier gra bowiem na dwie nóżki. Od kilku lat zaciska więzy zarówno z Rosją i Chinami. W niedzielę 28 lutego Orbán zaszczepił się Sinopharmem. Tłumaczył, że skoro pandemia zaczęła się w Chinach, to Chińczycy najlepiej wiedzą, jak walczyć z wirusem. Pięć mln zakupionych w Pekinie dawek pozwoli Węgrom na zaszczepienie jednej czwartej populacji. Takim zaufaniem nie obdarzył chińskiej szczepionki żaden rząd w UE.

Razem albo koniec Schengen

W dniu, w którym EMA zaczęła badać skuteczność Sputnika V, kanclerz Austrii Sebastian Kurz, duńska premier Mette Frederiksen oraz izraelski premier Benjamin Netanjahu ogłosili w Jerozolimie utworzenie wspólnego funduszu badawczo-rozwojowego. Celem jest opracowanie, a następnie produkcja szczepionki drugiej generacji, która będzie potrzebna jesienią. SARS-CoV-2 mutuje, a wyprodukowane już szczepionki mogą być skuteczne tylko przez pół roku. Kurz krytykował KE za błędy w zakupie szczepionek. W Jerozolimie tłumaczył, że każdy kraj musi zadbać o siebie, a 9-milionowa Austria będzie potrzebować niebawem 30 mln dawek, by stawić czoło kolejnym falom pandemii. Frederiksen zapewniała, że trójstronny sojusz szczepionkowy nie jest wotum nieufności wobec Unii, ale ze względu na opóźnienia w dostawach zamówionych preparatów Dania musi rozwijać własne możliwości produkcji.

Komisja Europejska dyplomatycznie powstrzymała się z krytyką funduszu, ale szef francuskiej dyplomacji Jean-Yves Le Drian oskarżył Danię i Austrię o próbę secesji. Francuzi są też największymi krytykami umizgów Orbána i Matovicia wobec Rosji. Nasz rozmówca w KE w Brukseli przyznaje, że sojusz z Izraelem postrzegany jest jako poważna rysa na jedności UE, ale większy niesmak budzi zachowanie Węgrów i Słowaków, które tylko potwierdza fatalną opinię o Grupie Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Czechy, Słowacja). – Podstawą dotychczasowej strategii szczepionkowej jest umowa między Merkel, von der Leyen i Macronem. Jeśli chcemy zachować strefę Schengen, musimy szczepić mniej więcej w tym samym tempie. To była lekcja wyciągnięta z początku pandemii, kiedy każdy kraj zaczął na własną rękę kupować maseczki i zamykać granice – wykłada.

Piotr Buras przestrzega przed załatwianiem sobie na boku szczepionek. – Wyłamywanie się jest ryzykowne dla państw naszego regionu, które najwięcej skorzystały ze wspólnotowego systemu zakupów. Przecież gdyby Polska musiała sama je zamawiać, nie mielibyśmy nawet pół ampułki. Przegralibyśmy rywalizację z bogatszymi i sprawniejszymi krajami Zachodu, które mają u siebie fabryki, albo skończyłoby się tak jak wiosną 2020 r. z importem maseczek z Chin – tłumaczy ekspert ECFR. – Niemcy i Francuzi muszą być zirytowani, widząc, że ci, którzy najbardziej korzystają z unijnej solidarności, rozbijają europejską jedność, dogadując się na boku z Rosją. Strach pomyśleć, co będzie, gdy zdecydują się zmienić politykę i każdy z krajów UE będzie musiał sprowadzać szczepionki sam.

Na szczęście im więcej zakontraktowanych ampułek napływać będzie do krajów UE, tym mniejsza będzie ochota na szczepionkowy nacjonalizm. Komisja Europejska zapowiedziała, że do końca marca 4 mln dodatkowych dawek Pfizera pozwolą gasić największe ogniska epidemii. W sumie do końca czerwca KE spodziewa się 300 mln dawek różnych szczepionek. Do tego dojdą nowe preparaty jak dopuszczony właśnie na unijny rynek firmy Johnson & Johnson. – Jeśli Komisja będzie w stanie przekonać stolice, że tym razem nie będzie obsuwy z dostawami, to energia państw członkowskich zostanie spożytkowana na akcję szczepień, a nie na poszukiwanie szczepionek na własną rękę – tłumaczy Buras. Jeśli nie, szczepionkowe secesje dalej będą rozrywać Unię od środka.

Polecamy: Szpitale tymczasowe kosztowały pół miliarda złotych i stworzyły gęstą sieć. W teorii [MAPY]

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPoruszający wpis Natalii Kukulskiej w rocznicę śmierci jej matki, Anny Jantar
Następny artykułMoje antyutopie