A A+ A++
Powrót króla dolara. Pekin ma dylemat
Powrót króla dolara. Pekin ma dylemat
fot. Nicky Loh /

Król dolar nie ma litości dla swych poddanych. Nawet dla tych, którzy mogli liczyć, że tym razem karząca ręka hegemona ich nie dosięgnie.

W minionych 16 miesiącach indeks dolara – ilustrujący siłę “zielonego” w stosunku do innych głównych walut globalnych – wzrósł o ponad 25 proc. i dotarł do najwyższego poziomu od 20 lat. Tylko od początku bieżącego roku po ponad 20 proc. straciły do dolara tak istotne waluty jak jen japoński czy funt brytyjski. Niewiele lepiej radzi sobie euro, zniżkujące o przeszło 15 proc. Po kilka-kilkanaście procent spadają również dolarowe wyceny innych walut, z nielicznymi wyjątkami jak zmanipulowany rosyjski rubel czy napędzany przez szybko rosnące stopy procentowe i ceny eksportowanych surowców brazylijski real.

Nadzwyczajny wigor amerykańskiej waluty sprawił, że świat przypomniał sobie o “królu dolarze”. Amerykańska waluta od dekad panuje nad globalnymi finansami: uczestniczy w ponad 80 proc. transakcji na rynku forex, stanowi ponad 60 proc. globalnych rezerw walutowych, odpowiada za ok. 50 proc. światowej emisji długu i międzynarodowych transakcji kredytowych oraz przeszło 40 proc. międzynarodowych płatności, to w niej kwotowane są ceny surowców (np. ropy).

Bardzo wysoki kurs dolara jest szczególnie bolesny w okresie, gdy mieszkańcy wielu zakątków globu borykają się z inflacją pędzącą w tempie niewidzianym od dekad. Przed wybuchem pandemii Covid-19 władze wielu krajów starały się pobudzić wzrost gospodarczy, wspierając eksport poprzez osłabienie swoich walut, a inflacja pozostawała na tyle niska, że wzrost cen sprowadzanych z zagranicy towarów nie spędzał im snu z powiek. W ostatnich kilkunastu miesiącach “wojny walutowe” uległy odwróceniu: “nagle” inflacja stała się poważnym problemem, a umocnienie krajowych walut – sposobem na jej zniwelowanie.

Na razie z wojny zwycięsko wychodzą Amerykanie, którzy zacieśniają politykę pieniężną szybciej niż pozostałe główne banki centralne, a ich gospodarka wciąż trzyma się mocno na tle spowalniającej Unii Europejskiej, Chin czy pozostającej w stagnacji od dekad Japonii. Po raz kolejny potwierdza się również maksyma, że “jak trwoga, to do Boga” – w środowisku rosnących stóp procentowych, widma globalnej recesji i kryzysu energetycznego w Europie czy eskalacji wojny na Ukrainie inwestorzy uciekają do bezpiecznej przystani, jaką jest amerykański dolar.

Osłabienie waluty z “chińską specyfiką”

Do wojny walutowej nowego wzoru wciąż nie dołączyli Chińczycy. W przeciwieństwie do Stanów Zjednoczonych czy Unii Europejskiej, mieszkańcy Państwa Środka nie borykają się z wysoką inflacją. Na skutek polityki “zero Covid”, braku finansowego wsparcia dla gospodarstw domowych w czasie pandemii i uderzenia w sektor nieruchomości oraz technologii konsumenckich czy prywatnej edukacji popyt za Murem pozostaje słaby, a perspektywy – niezbyt kolorowe. Wysiłki władz są za to skoncentrowane na wspieraniu strony podażowej – poprzez cięcia podatków i składek, subsydia czy tani kredyt. Jednym z elementów polityki Pekinu są nieznacznie obniżki stóp procentowych. Ludowy Bank Chin (PBoC) jest jednym z trzech banków centralnych – obok tureckiego i rosyjskiego – który poluzował w tym roku politykę pieniężną.

Efekty widać w wycenie juana (renminbi). Chińska waluta osłabiła się w tym roku wobec dolara o ponad 10 proc., mimo że Państwo Środka notuje rekordowe nadwyżki w handlu zagranicznym. W środę po raz pierwszy od 14 lat za banknot z Jerzym Waszyngtonem trzeba było zapłacić przeszło 7,20 juanów.

Bloomberg

Skoro Chiny nie mają problemu z inflacją, może nie jest to powód do zmartwień? Szczególnie że juan traci do dolara, ale w stosunku do innych walut trzyma się mocno. Na koniec poprzedniego tygodnia indeks juana (wyliczany w oparciu o kursy wobec przeszło 20 walut) przekraczał 101, co na tle ostatnich lat jest wynikiem wysokim, ilustrującym przyzwoitą siłę renminbi wobec koszyka walut.

CFETS

Walutowy dylemat Pekinu

Władze w Pekinie mają zagwozdkę. Jeśli nie zdecydują się na powstrzymanie spadku juana wobec dolara, grozi im ucieczka kapitału z Państwa Środka, potencjalnie destabilizująca system finansowy kraju, a co za tym idzie – całą gospodarkę. Z drugiej strony, jeśli ustabilizują kurs USD/CNY, siła dolara “podciągnie” renminbi wobec innych walut, co zaszkodzi eksportowi, będącemu w ostatnich dwóch latach kluczowym źródłem wzrostu gospodarczego Chin.

W obliczu gwałtownych zmian – co typowe dla chińskich władz – zwycięża droga środka, bliższa drugiemu rozwiązaniu. PBoC stara się hamować wzrost kursu USD/CNY poprzez ustalanie niższego kursu referencyjnego (chiński bank centralny ustala w dni robocze kursy referencyjne juana wobec innych walut, od których mogą się one następnie w ciągu dnia wahać o 2 proc. w górę i w dół), niż wynikałoby to z kwotowań banków, podwyższa koszty obstawiania “zakładów” przeciwko “czerwonemu” i manipuluje innymi regulacjami, a także komunikuje się z inwestorami, ostrzegając spekulantów przeciw graniu na osłabienie renminbi.

Nie widać jednak, by Ludowy Bank Chin bezpośrednio interweniował na rynku walutowym, skupując juany za dolary. A miałby z czego skorzystać, bo wartość oficjalnych rezerw walutowych Chin przekracza trzy biliony dolary. Być może jednak zastępują go w tym kontrolowane przez państwo potężne banki komercyjne, które również dysponują aktywami (choć mniej płynnymi) netto w wysokości kilku bilionów dolarów.

Eksport jest obecnie zbyt istotnym źródłem wzrostu, by zagrozić jego kondycji poprzez wyraźne osłabienie konkurencyjności cenowej firm działających za Murem. Szczególnie w okresie, gdy popyt zagraniczny i tak słabnie na skutek spowolnienia gospodarczego i wzrostu stóp procentowych.

Bankier.pl na podstawie danych chińskiego urzędu statystycznego

Ponadto, Pekin dysponuje dość skutecznymi sposobami na ograniczenie masowej ucieczki kapitału – Chińczycy nie mogą swobodnie dysponować swoimi oszczędnościami i w dowolnych ilościach lokować ich na rynkach zagranicznych, silna ręka przewodniczącego Xi może również dosięgnąć biznes, który by się na to poważył. Nie zachęcają do tego także spadające wyceny aktywów – akcji, obligacji czy nieruchomości – oraz obawy przed twardym lądowaniem gospodarek za Oceanem czy w Europie.

Wbrew pozorom słaby juan nie jest jednak w długoterminowym interesie Chińczyków – zarówno z punktu widzenia konieczności przebudowy modelu gospodarczego: z opartego na inwestycjach i eksporcie na bazującym w większym stopniu na konsumpcji, jak i ambicji zwiększenia międzynarodowej roli renminbi. Słabość chińskiej waluty nie prezentuje się również najlepiej w okresie
tuż przed partyjnym zjazdem w połowie października, na którym Xi Jinping zostanie zapewne
formalnie wybrany na precedensową, trzecią kadencję w roli sekretarza
generalnego KPCh, czyli faktycznego przywódcy Chin.

Źródło:
Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNowe kategorie CFC
Następny artykułMali garną się do rugby. Wciąż jeszcze kilkulatki mogą dołączyć do RCC