A A+ A++

To była Franciszka Rosenberg, z domu Manheimer, znana warszawska tancerka występująca jako Franciszka Mann. W getcie znały ją Wiera Gran i Stefania Grodzieńska. To ona zabiła gestapowca Schillingera w rozbieralni komory gazowej obozu Birkenau.

Do Brzezinki przyjechała z transportem 1800 Żydów z obozu w Bergen-Belsen 23 lub 24 października 1943 r. Mieli być najpewniej wymienieni na Niemców zatrzymanych przez aliantów. W transporcie byli wśród nich także Żydzi z warszawskiego getta zwabieni do Hotelu Polskiego (za gigantyczne pieniądze mieli dostać wizy i wyjechać z Polski). Do wymiany więźniów nie doszło, więc cały transport wysłano do gazu.

Gdy część ludzi była już w rozbieralni – rekonstruuje w książce Michał Wójcik – zszedł do nich Schillinger; był pijany, liczył „na widoki” i kolejną łatwą grabież.

Franciszka nie chciała zdjąć stanika, co rozjuszyło gestapowca, który zamachnął się, by ją uderzyć. Franciszka wyciągnęła z jego kabury pistolet i strzeliła.

To był wyczyn, o którym w obozie krążyły legendy, krzepiący przykład wyjątkowej odwagi w piekle. Wiesław Kielar, były więzień, pisał w „Anus mundi”: „Bohaterski czyn polskiej kobiety, i to w obliczu nieuniknionej śmierci, podniósł na duchu wszystkich więźniów. (…) Więźniowie otrząsnęli się, wzrosła nadzieja. Rodził się spontaniczny, aczkolwiek jeszcze słaby, odruch samoobrony”. I konkludował: „Zdaliśmy sobie nagle sprawę, że gdy ośmielimy się podnieść na nich rękę, ręka ta może zabić”.

To tylko jedna z historii brawurowej książki reporterskiej Wójcika (laureata m.in. Nagrody im. Teresy Torańskiej za „Treblinkę ’43”). Wójcik przypomina wielkie bunty i powstania w obozach koncentracyjnych oraz pojedyncze akty niewiarygodnej odwagi i chce zaprzeczyć wciąż obowiązującemu przekonaniu, że generalnie Żydzi nie walczyli, pokornie i bezradnie godząc się na śmierć. Otóż – dowodzi autor i podkreśla też prof. Jacek Leociak – „Żydzi nie szli jak barany na rzeź. Świadczą o tym bunty w Treblince, Sobiborze i Auschwitz-Birkenau”.

Nie byłoby buntu więźniów Sonderkommanda w tym ostatnim obozie, gdyby nie arcydzielne kobiety, wśród nich Róża Robota i Estera Wajcblum. Ta pierwsza zorganizowała siatkę więźniarek, które miesiącami wynosiły proch z fabryki, gdzie pracowały. Niemcy po zdławieniu buntu zarządzili śledztwo. Zeznania wymuszali niewyobrażalnymi torturami. Róży nie zdołali złamać. Nikogo nie wydała. Esesmani powiesili ją na początku 1945 roku, tuż przed wyzwoleniem obozu. „Zanim kat przystąpił do dzieła, Róża Robota krzyknęła »Zemsta, siostry!«” – pisze Wójcik.

Opierając się na wielu źródłach, autor pasjonująco rekonstruuje to, co się działo w obozach – nie przesądza, pokazuje różne wersje, relacje świadków. To jest arcytrudne zadanie – bohaterowie i świadkowie nie żyją. Przeważają więc relacje spisane po wojnie, także nieprecyzyjne, często sprzeczne, łączące wiele historii w jedną – przykładem jest historia Franciszki Mann, której czyn inaczej opisywał m.in. Tadeusz Borowski. Wójcik to wszystko przytacza i daje najprawdopodobniejszą wersję.

W tej książce zgrzyta mi jedna historia, nieco na siłę wciągnięta – rotmistrza Witolda Pileckiego, który na rozkaz podziemia trafił do Auschwitz, by zorganizować tam siatkę ruchu oporu. Ten wątek zasługuje na osobną pracę: z kim i dlaczego tam współpracował (także – jak zauważa Wójcik – z więźniami, którzy co najmniej nie byli dobrymi ludźmi), jakie miał zadania i sukcesy. Zresztą, czy w piekle da się uniknąć kontaktu z diabłem?

Michał Wójcik, Zemsta. Zapomniane powstania w obozach zagłady. Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau, Wydawnictwo Poznańskie

4/6

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPrzeklęty kapitalizm
Następny artykułNiemcy: SPD wybrało Olafa Scholza na kandydata na kanclerza. Obiecał m.in. podwyżkę płacy minimalnej