A A+ A++

Nieskończoność według Anderssona to jest właśnie nic. Albo to, co powszechnie się uważa za nic: rzeczy, sprawy i ludzie niewarci wzmianki. O takiej nieskończoności opowiada enigmatyczny szwedzki reżyser o kolosalnym wpływie na współczesne kino, tego rodzaju „nic” chce nam pokazywać.

W „O nieskończoności” nie ma logiki, albo jest to jedynie wewnętrzna logika kina Roya Anderssona. Reżyser pląsa z czasem. Nie ma mowy o przyzwyczajeniu się do jakiejkolwiek struktury. Z bunkra Hitlera przechodzimy do gabinetu psychiatry, a z powojennej Kolonii na współczesną ulicę. Nie ma dat (przeszłość, teraźniejszość, przyszłość nie istnieją) – jedynie nieskończoność. A nieskończoność według Roya Anderssona może być dramatyczna, liryczna, oniryczna i surrealistyczna, może być snem, może być także koszmarem.

,,O nieskończoności"


,,O nieskończoności”

Fot.: materiały prasowe/ Aurora Films

Głos z offu narratorki, o której twórcy piszą, że jest głosem Szeherezady z „Księgi tysiąca i jednej nocy”, referuje zdarzenia. Szeherezada przez 1001 nocy opowiadała sułtanowi wymyślone przez siebie historie, nie kończąc ich nad ranem, dzięki czemu uniknęła śmierci. W „O nieskończoności” informuje: „Widziałam ból, widziałam mężczyznę, widziałam kobietę, widziałam śmiech”. I to jest właśnie nieskończoność. Zmysł wzroku, dar obserwacji, pozwala przetrwać najgorsze. To dar, z którym trzeba się jednak podzielić. Opowiedzieć, co się zobaczyło. Dać świadectwo. Czyż nie na tym właśnie polega kino?

Ekscentrycy z kina Anderssona przestają być wyjątkowi. Życie płynie. Ksiądz rozpaczliwie tracący wiarę jest tak samo realistyczny jak para kochanków unoszących się ponad miastem, a improwizujące taniec nastoletnie dziewczyny podobnie wiarygodne jak siedzący opodal nich mężczyzna. Oglądając filmy Anderssona, należy wyrzucić z pamięci większość dogmatów nie tylko krytyka filmowego, ale i widza. Słowa, czy epitety przydające się z reguły do opisu sytuacji, tutaj przestają działać. Nie ma linii brzegowej, nie ma portu, przy którym moglibyśmy zacumować. U Anderssona płyniemy żabką, crawlem, na plecach. Oczy otwarte, oczy zamknięte, mokro, sucho, mokro. Powtarzana czynność zamienia się w medytację o czynności, a banalna z pozoru sytuacja staje się świętem. To właśnie nieskończoność.

W rozmowie z Krzysztofem Kwiatkowskim, Roy Andersson mówił: „Ten film jest jak notatnik. Składa się z bardzo krótkich etiud, właściwie szkiców. Układałem je jak wiersz, z obrazów, które nosiłem w głowie przez lata. Większość z nich widziałem na żywo: na ulicy, w tramwaju, w restauracjach. Moim zadaniem było tylko przełożyć obserwacje na abstrakcyjne, a przez to uniwersalne sytuacje. Lubię, gdy kino ma w sobie czystość. Kiedy scena jest odarta ze zbędnych szczegółów odwracających uwagę od istoty naszych przeżyć: miłości, tęsknoty, lęku”.

Takie jest życie, deseru nie będzie

Parę lat temu podczas wręczenia Europejskich Nagród Filmowych, Roy Andersson odbierał nagrodę za film pod najwspanialszym tytułem świata, „Gołąb przysiadł na gałęzi i rozmyśla o istnieniu”, w kategorii „najlepsza komedia roku”. Andersson wyszedł na scenę i z kamienną twarzą powiedział, że otrzymanie nagrody w tej właśnie kategorii, jest dla niego spełnieniem marzeń. Smutny reżyser, autor smutnych filmów, kręci komedie. Nie ma to żadnego sensu, ale ma wielki sens. Słowa, zdania zaprzeczają sobie. Bo Andersson, piewca „nic” w kinie światowym, wszystko robi na wspak. I może trudno byłoby znieść ten bałagan, gdyby przy okazji nie robił znakomitego kina.

Mariusz Szczygieł w czechofilskim tomie „Láska nebeská” opisał niedyskretną historyjkę o tym, jak pewna znamienita poetka z Czech uprawiała seks z Hrabalem. „To była męczarnia” – opowiadała polskiemu reportażyście. „Bo ja uprawiałam ten seks nie tylko z Bohumilem”. „Jak to?” – dopytywał ciekawski Szczygieł. „Leżałam ja, nade mną pan Hrabal, a nad nim mnóstwo jego kotów. Za ciężko”.

Przywołuję tę opowieść nie bez powodu. Jest jak kino Anderssona. To była męczarnia – mówi poetka, i jesteśmy skłonni uwierzyć w to wyznanie. A jednak równocześnie i w rozkosz, i w eksces, i w zazdrosne kotki. Tyle tu jest różnych światów, nie pasują do siebie, a przecież pasują. W kinie Anderssona rządzą te same prawa. Scenki z jego filmów wchodzą ze sobą w zwadę, sprzeczają się, pasują chociaż nie pasują. Śmieszą, chociaż są w gruncie rzeczy smutne.

W „O nieskończoności” płacze się dużo i chętnie, płacze dlatego, że boli, ale płacze również ze szczęścia. Andersson mógłby za Hrabalem powiedzieć: dzieciaki moje, kotki moje, takie jest życie i innego nie będzie, a ci, którzy liczą na deser, raczej go nie dostaną. W filmach Anderssona uderza pocieszycielska tonacja komika, który zapomina o tym, że w gruncie rzeczy pozostaje tragikiem. Pokazuje sytuacje daremne, trudne, dramatyczne, nikczemne, epizody z życia, większe, mniejsze dramaty, erupcje energii, i ponure repryzy depresji, ale podstawowym budulcem jego kina jest stosunek do rzeczywistości. On światem nie gardzi, w kinie Roya Anderssona nie ma szyderstwa, jest rozczulająca uważność. Wychodząc od szczegółu, można zauważyć więcej. W materiałach prasowych dołączonych do filmu „O nieskończoności” Roy Andersson mówi: „Tylko zauważając kruchość tego świata, jesteśmy w stanie uszanować to, co mamy”.

Na czym polega kruchość, jak ją pokazać, jak opowiedzieć? Twórca „O nieskończoności” zauważa ją w prozie życia. I ta proza, w sposób nieoczywisty, staje się poezją. Epizody układają się w całość, korespondują ze sobą, a warianty życia tworzą przestrzeń dla uogólnienia. Gdyby nie chodziło o Anderssona, można by powiedzieć, że się powtarza, wciąż kręci ten sam film. W gruncie rzeczy trudno polemizować, ale „ten sam film” Anderssona to jest jego unikatowy styl. Styl, który wypracował na bazie tego, co wyczuł i zobaczył wcześniej – kłania się Jacques Tati czy nawet Buster Keaton, ale reszta jest już własnym sukcesem szwedzkiego tragikomika.

,,O nieskończoności"


,,O nieskończoności”

Fot.: materiały prasowe/ Aurora Films

Małe kino, wielki szum

Dziesięć minut seansu wystarczy. Nikt, kto widział którykolwiek z jego filmów, nie będzie miał wątpliwości, że to na pewno Andersson. Nie można się pomylić.

Wspominałem na początku, że ten cichy, skromny reżyser ze Szwecji, którego żaden film nie trafił na światowy box office, ma ogromny wpływ na całe współczesne kino. Nie przesadzam, ma ów wpływ naprawdę. Kino arthouse’owe realizowane przez młodych twórców, to w dużym stopniu kino jego uczniów. Mozaikowa budowa, niechęć do skupiania się na pojedynczym bohaterze, zderzanie wysokiego z niskim, bałamutnego z poważnym. Cały Andersson, całe kino.

,,O nieskończoności"


,,O nieskończoności”

Fot.: materiały prasowe/ Aurora Films

To małe kino robi wielki szum. Małe kino Roya Anderssona zyskuje globalne zasięgi. „O nieskończoności”, tak jak pozostałe tytuły z tak zwanej „Trylogii absurdu” Anderssona: „Do ciebie człowieku” i „Pieśni z drugiego piętra”, było pokazywane na festiwalach w Wenecji (Srebrny Lew za reżyserię), w Sewilli, Dublinie, Luksemburgu, jest dystrybuowane niemal na całym świecie. Tajemnica w finezji i poczuciu wspólnoty. Kino Anderssona rozmawia z nami naprawdę, daje pokrzepienie, a czasami wzywa do namysłu. Nie znam dylematów jego bohaterów, nie byłem w bunkrze z Hitlerem, nie leciałem na niewidzialnych skrzydłach nad Kolonią, a nawet nie tańczyłem przy ławce, jednak czułem to wszystko. Andersson opowiada o ludziach, dostrzegając człowieka. To wcale nie jest w kinie częste. Filmowcy mówią zawsze, że patrzą na człowieka, ale z reguły widzą tylko siebie. Andersson dostrzega nieskończoność. Rozproszenie życia, smutnego, tragicznego, życia bez happy endu ma u niego uśmiech clowna. Jakby do mentalności skandynawskiej Andersson przeklejał mentalność naszych czeskich sąsiadów. Cieszmy się, bo zrobiło się już zdecydowanie za smutno. Uśmiechajmy się, bo gołąb odleci, i nikt więcej nie będzie już rozmyślał o istnieniu.

Czytaj też: „Anette”, czyli Adam Driver, Marion Cotillard i coraz bardziej irytująca wydmuszka

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułGrillowanie po sąsiedzku. Fundacja RONDO zaprasza na piknik rodzinny
Następny artykułKsiądz Isakowicz-Zalewski: jest rzeczą niemożliwą, by łamiąc prawo starać się pomóc