A A+ A++

Kiedy jedenaście lat temu, dziesięć lat po maturze, Krzysztof Stypułkowski i Tomasz Sienkiewicz, założyciele Manufaktury Czekolady Chocolate Story, spotkali się na ognisku swojej klasy z liceum, nie mieli pojęcia o produkcji czekolady. Mieli już za to na koncie spore zawodowe doświadczenie i udane kariery w dużych firmach.

– W korporacjach często jest się od któregoś momentu „ludzkim ksero” – ciągle powtarza się wyuczone zachowania. Rozmawialiśmy o tym, czy na pewno robimy teraz zawodowo to, co byśmy chcieli robić do końca życia – mówi Sienkiewicz.

Doszli do wniosku, że czas na zmiany, zaczęli więc szukać pomysłu na wspólny biznes. Wymyślili produkcję czekolady. Wydawało im się, że w ciągu pięciu lat zostaną królami tego rynku.

– Dziś już wiemy, że to nie jest branża dla sprinterów, tylko dla maratończyków. A my możemy się nazywać co najwyżej książętami tego rynku – mówi Sienkiewicz.

Słodki biznes

Spodziewali się, że z rzemieślniczą czekoladą będzie jak z piwami kraftowymi – zaczną oni, a za chwilę rynek zapełni się kolejnymi takimi firmami. Ale nic takiego się nie działo. Konkurencja często upadała, zanim zdążyła wyrosnąć.

– To pokazuje, że sprzedaż „prawdziwej” czekolady, która ma swoją cenę i wartość, nie jest prosta. Trudno ją wyprodukować i równie trudno znaleźć dla niej klientów – mówi Stypułkowski.

Krzysztof Stypułkowski Fot.: Materiały prasowe

Początki były trudne. Założyciele zainwestowali w firmę swoje środki, ale zamiast błyskawicznego sukcesu mieli same kłopoty. Najpierw nie mogli znaleźć dostawcy ziaren, który sprzedałby im nie 20 ton, ale kilkadziesiąt kilogramów surowca. Potem musieli stworzyć linię produkcyjną, receptury i całą technologię.

– To trudny proces, ale są takie książki jak np. „The science of chocolate” S.T. Becketta, w której wszystko jest szczegółowo opisane – mówi Sienkiewicz.

Manufaktura czekolady

Pierwsze cztery tabliczki wyprodukowali z prażonego ziarna kawy z Togo. Miały krótką etykietę – zawierały tylko ziarno kakaowca i cukier, żadnych ulepszaczy. Oprócz wersji podstawowej była wersja z kwiatem soli morskiej, z chili i waniliowo-mleczna, tzw. dark milk.

Dziś Manufaktura ma w ofercie ponad 160 produktów i jest jednym z nielicznych na polskim rynku producentem czekolady „bean to bar”, czyli „od ziarna do tabliczki”. W zakładzie produkcyjnym w Łomiankach produkuje słodkie tabliczki, samodzielnie prażąc ziarna kakaowca z całego świata. Nie z gotowej kakaowej masy, z której powstaje większość czekolad kierowanych na masowy rynek (potentatem w produkcji takiej masy jest szwajcarski Barry Callebaut).

– Wiele osób tego nie wie. Nie wiedzą też, jak wygląda pozyskiwane z plantacji ziarno kakaowca, że początkowo jest fioletowe, dopiero w procesie fermentacji zmienia kolor na brązowy, który następnie utrwala się w czasie prażenia. Czekolada to produkt rolniczy, który ma swój początek w glebie – mówi Sienkiewicz.

Tak wyprodukowana tabliczka z Manufaktury kosztuje kilkanaście złotych.

– Na początku ciągle musieliśmy się tłumaczyć, czemu aż tyle. Ludzie pytali, czy jest ze złota. A ona tyle kosztuje, bo proces jej produkcji jest tak złożony – mówi Stypułkowski.

Swoje produkty Manufaktura sprzedaje głównie w internecie, ale ma też dwa sklepy stacjonarne – w Łodzi i Warszawie.

Na rosnącym rok do roku o kilka procent rynku czekolady w Polsce, wartym 7,2 mld zł, przychody Manufaktury są raczej śladowe – w 2019 roku wynosiły 5,8 mln zł przy zysku na poziomie 350 tys. zł. Cały polski sektor czekolady „bean to bar” jest, według szacunk … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułUncapped. Bankier nowej generacji
Następny artykułCo kupić na prezent na Święta dla babci?