A A+ A++

MAŁGORZATA WITKOWSKA: Ponad 30 lat. A pochodzę z rodziny, w której nauczyciele są od czterech pokoleń, począwszy od pradziadka, nauczyciela w gimnazjum w Pietropawłowsku. Ten zawód to moja pasja.

– Z jednej strony tak, bo w tym zawodzie kontakt z ludźmi, z dziećmi, młodzieżą jest tym czymś, co sprawia radość. Jeśli nauczyciel tego nie lubi, to ma problem. Ale tym razem przyjemność z rozpoczęcia roku szkolnego jest mniejsza, bo jesteśmy pełni obaw. Już tyle lat uczę, że mogę to powiedzieć. Szkoła nie lubi raptownych zmian. Do edukacji potrzebny jest czas i spokój. My wiecznie nie mamy ani czasu, ani spokoju. Cały czas są jakieś zmiany, na przykład w trybie przeprowadzania egzaminu. Czasem jakaś drobnostka, która ani nie pogarsza sytuacji, ani nie poprawia, ale od nas wymaga szkoleń i jest śladem urzędnika: że ja tu jestem potrzebny.

Epidemia koronawirusa spokoju szkole nie przyniesie na pewno. Czego pani konkretnie się boi?

– W mojej szkole jest 1400 uczniów. Wyjeżdżają na wakacje w różne miejsca i należy mieć tylko nadzieję, że nie przywiozą z nich koronawirusa. Uważam, że nic by się nie stało, gdyby ten rok szkolny został nieco przesunięty. To by było bezpieczniejsze. Poza tym dyrektorzy mieliby więcej czasu na przygotowanie.

Zna już pani procedury, zasady, jakie będą obowiązywały w szkole w związku z epidemią? Będzie pani uczyć w maseczce, przyłbicy?

– Nic nie wiemy. Jesteśmy zawieszeni.

Rodzice panią pytają, jak to będzie? Boją się o dzieci? Ja o swoje się boję. I też niewiele wiem, jak rok szkolny ma wyglądać. Chociażby jak będzie działać świetlica.

– Pytają, na przykład o to, czy w ogóle rok szkolny się zacznie. Boją się o swoje dzieci. Przy mniejszej zachorowalności, musiałam kończyć rok szkolny w pełnym reżimie sanitarnym. W maseczce, rękawiczkach. Na rozdanie świadectw klasa podzielona była na trzy grupy, uczniowie zachowywali półtorametrowy dystans. Teraz przy 800 nowych zachorowaniach dziennie słyszę, że w szkole maseczek nie potrzeba.

To niekonsekwencja? Na wesela wprowadza się limity, a do szkoły wpuszcza setki uczniów.

– To nie jest niekonsekwentne, a absurdalne. Do sklepu wchodzę w maseczce, kasjerzy są oddzieleni płytą z pleksi, mają rękawiczki, są izolowani. Jaką ochronę będą mieć nauczyciele i dzieci? Nauczyciele nie są grupą zawodową zdrową, wysportowaną, wielu ma różne schorzenia. Nie znam danych statystycznych, ale widzę wśród nich wiele osób, które są w grupie ryzyka. Ja mieszkam z mamą, także z grupy ryzyka i zastanawiam się, co zrobić, by była bezpieczna. Dzieci powinny wrócić do szkoły, ale potrzebny jest jakiś pomysł na rozproszenie przeładowanych klas. Są różne przedmioty, każdy z nich jest potrzebny, ale czy wszystkie z nich wymagają bezpośredniego kontaktu z dziećmi w szkole? Może niektóre lekcje da się przeprowadzać online?

Czego potrzeba dzisiaj szkole?

– Szkoła jest zawsze niedoinwestowana. Państwa azjatyckie, które chcą wygrać wyścig w konkurencji międzynarodowej, wiedzą, jaka jest rola oświaty. Ostatnie ich sukcesy wskazują, że będą się w tym wyścigu liczyć.

Wymaga się od nas, abyśmy na tyle dobrze uczyli, by uczniowie dostawali się do najlepszych szkół, jak najlepiej zdawali egzaminy, ale jak my to zrobimy, jakim kosztem, to już nikogo nie interesuje.

Cały czas, gdy podnosimy kwestię tego, że za mało zarabiamy, słychać głosy, że jesteśmy niedouczeni, nieprofesjonalni, przestarzali i jeszcze co roku mamy dwa miesiące wakacji. Mąż kiedyś podliczył mój czas pracy. Okazało się, że pracowałam 60 godzin w tygodniu. W społeczeństwie rośnie poczucie, że nauczyciel jest darmozjadem. Nikt specjalnie nie nagłaśniał faktu, wbrew ogólnemu przekonaniu o kryzysie oświaty, o sukcesie polskiej szkoły, czemu przeczą ostatnie badania PISA, które naszą oświatę lokują od drugiego do czwartego miejsca w Unii Europejskiej. Kto jest ojcem tego sukcesu? Władze oświatowe czy nauczyciele będący mądrzejsi o swoje doświadczenie, które opiera się na racjonalizmie i stoi w sprzeczności do efekciarskich haseł rządzących. W czasach przedwojennych mojego dziadka zawód nauczyciela był prestiżowy. Dziadek nie miał problemów z utrzymaniem rodziny. Chciałabym, aby mój minister edukacji, miał poczucie solidarności z zawodem, z którego się wywodzi, znał nasze problemy, bolączki. Był jak stary dobry kolega, który z nami przeszedł lata pracy i jak każdy dobry nauczyciel wie: nie dla szkoły, lecz dla życia uczymy się.

*Małgorzata Witkowska jest nauczycielką języka polskiego w Zespole Szkół nr 12 przy ul. Sławinkowskiej w Lublinie.

Wyjaśnienie. Wywiad przeprowadziliśmy w środę, natomiast w czwartek Urząd Miasta przekazał dyrektorom szkół rekomendacje dotyczące podejmowania decyzji w czasie pandemii.

RAPORT Z POLSKI. Szkoły w czasie epidemii w największych miastach. Jak na kilku weselach przez pięć dni? Jedno jest pewne: zaczynamy dziwny rok

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPRZEPIS na marokańskie pulpeciki z kaszą bulgur i zieloną papryką. Dla miłośników wyrazistej kuchni!
Następny artykułSolidarność, LGBT, podły żart, czyli jaki wirus dopadł Jacka Budzińskiego [FELIETON]