Jolanta miała kupione bilety do Pekinu i do Amsterdamu, zapłaciła 7,5 tys. zł, ale loty zostały odwołane z powodu koronawirusa. 8 marca dostała pisemne zapewnienie, że w ciągu 14 dni otrzyma swoje pieniądze z powrotem. Nie doczekała się do dziś.
Jolant podkreśla, że zupełnie inaczej potraktował ją Wizz Air. Dostała już pierwszy zwrot od tego przewoźnika, linia informuje o terminach i dotrzymuje ich.
Bank nie pomógł
LOT pieniędzy nie oddał, więc Jolanta spróbowała skorzystać z procedury chargeback, czyli zwrotu pieniędzy za transakcję dokonaną kartą płatniczą. Bank Pekao S.A. odpowiedział jej jednak odmownie.
Klaudia Klimkowska z departamentu marketingu, komunikacji i badań Bank Pekao SA wyjaśnia „Wyborczej”, że transakcja płatnicza została zrealizowana zgodnie z dyspozycją klienta. Uznał więc najwyraźniej zgłoszenie Jolanty nie jako wszczęcie procedury chargeback, ale nieuzasadnioną reklamację.
Klimkowska informuje też, że operatorzy płatności w związku z pandemią wprowadzili dodatkowe obostrzenia i wymagania dotyczące procedury chargeback, dlatego znaczenie ma m.in. to, czy mamy do czynienia z krajowym, czy zagranicznym odbiorcą płatności. W przypadku krajowego bank nie może kwestionować obciążenia przed upływem 180 dni od daty rozwiązania umowy.
LOT ma ponad 100 tys. wniosków
PLL LOT w odpowiedzi dla „Wyborczej” zapewnia, że wypłaca należności za bilety na rejsy odwołane z powodu pandemii. Przewoźnik wyjaśnia, że zawieszenie pasażerskich połączeń lotniczych w marcu 2020 r. spowodowało rosnącą liczbę anulacji i tym samym wniosków o zwrot, obecnie jest ich ponad 100 tys.
– Jednoczesna obsługa zmian rezerwacji, pytań od pasażerów oraz zwrotów wydłużyła znacząco czas oczekiwania na kontakt. Dokładamy wszelkich starań, aby przyspieszyć procesowanie zgłoszeń i tym samym liczbę wypłacanych zwrotów, licząc jednocześnie na cierpliwość i zrozumienie ze strony pasażerów. Wnioski rozpatrywane są w kolejności zgłoszenia, a maksymalny termin ich realizacji to obecnie 3-4 miesiące – wyjaśniają przedstawiciele LOT-u.
Na Facebooku powstała grupa „LOT – poszkodowani przez linie lotnicze LOT”, gdzie ludzie opisują swoją walkę o odzyskanie pieniędzy. Jolanta mówi, że jest w trudnej sytuacji, bo transakcja obciążyła jej kartę kredytową, bank nalicza odsetki.
Lot do Domu. Pasażerowie też chcą powalczyć o zwrot pieniędzy
Zapytaliśmy przedstawicieli PLL LOT także o akcję LOT do Domu, którą linie organizowały we współpracy z polskim rządem.
– Od 15 marca do 5 kwietnia do kraju powróciło 54 tys. Polaków. W ciągu zaledwie 22 dni wykonaliśmy 388 rejsów z sześciu kontynentów i 53 krajów, w tym z Peru, Meksyku, Argentyny, Japonii i Korei Południowej – poinformowano nas.
Sylwia skorzystała z akcji LOT do Domu, ale po to, aby wrócić do Londynu, gdzie na stałe pracuje.
– Miałam wracać tam w drugiej połowie marca, ale wszystko nagle odwołano. Nie sądziłam, że samoloty LOT-u będą także „wywozić” pasażerów, ale kiedy zamknięto granice, na stronie polskich linii lotniczych pojawiły się nowe połączenia, nie tylko do, ale także z Warszawy. Kupiłam bilet na 19 marca za 1600 zł. Wcześniej miałam kupiony z dwutygodniowym wyprzedzeniem bilet do Londynu na samolot linii Wizz Air za 350 zł. Ten z LOT-u początkowo kosztował 850 zł, ale kiedy sprawdziłam cenę dzień później, kosztował już 1600 zł. Nie miałam wyjścia, musiałam wrócić do pracy, więc zapłaciłam i wyleciałam po dobie od kupna biletu – mówi Sylwia.
Dodaje, że nie żałuje, bo inne linie lotnicze, kiedy jest dużo chętnych, też podwyższają ceny nawet o 100 proc.
Zapytaliśmy też innych pasażerów korzystających z akcji LOT-u, zrzeszonych w grupie na Facebooku, ile zapłacili za swoje bilety.
Przykłady: Algieria – Warszawa 2500 zł, Genewa – Warszawa 400 zł, Bangkok – Warszawa 2100 zł, Oslo – Warszawa 360 zł, Londyn – Warszawa 900 zł, ale też 500 zł, Warszawa – Edynburg 860 zł, Dublin – Warszawa 600 zł.
Jedna z pasażerek, Agnieszka, leciała z Londynu do Warszawy 27 maja tzw. lotem dodatkowym. Zapłaciła 1,3 tys. zł za bilet dla osoby dorosłej i 900 zł za dziecko.
Pasażerowie płacili zryczałtowaną stawkę
PLL LOT zapytany przez nas o ceny poinformował, że w ramach operacji podróżujący płacili zryczałtowaną stawkę za rejs. – Jej wysokość zależała od kierunku, z którego realizowany był przelot. Było to od 400 do 800 zł w granicach Europy i od 1,6 do 2,4 tys. zł za lot transkontynentalny – poinformowali nas przedstawiciele LOT-u.
Pasażerowie, którzy wrócili do kraju w ramach akcji LOT-u i polskiego rządu, już myślą, jak odzyskać pieniądze wydane na bilety. O zwrot chcą się ubiegać także ci, którzy przed 15 marca wykupili bilety w innych liniach lotniczych, ale decyzją rządu te loty już odbyć się nie mogły, więc musieli kupić bilet LOT-u.
Jednym z nich jest Anna, która za lot z Barcelony zapłaciła po 142 euro za osobę. Jak mówi, całość została jej zwrócona po złożeniu reklamacji w PLL LOT.
– Powoływałam się na to, że miałam wcześniej wykupiony lot powrotny w PLL, który został anulowany po zamknięciu granic i wstrzymaniu ruchu lotniczego. Musiałam wracać w ramach akcji LOT do Domu. Dołączyłam więc do reklamacji pierwotny bilet powrotny i bilet kupiony w ramach akcji. Zwrot otrzymałam po miesiącu od dnia złożenia reklamacji – mówi.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS