A A+ A++

Jeśli ktoś nie wiedział do tej pory, kim jest Jessica Mercedes – co niełatwe, zważywszy na blisko milion obserwatorów jej konta na Instagramie – teraz wie na pewno: rzutką bizneswoman, która farbowała koszulki kupione za 10 złotych i sprzedawała pod nazwą własnej marki Veclaim za złotych 200, zapewniając przy tym, że szyte są w Polsce.

Ale nie były, bo produkowano je w Maroku dla znanego od lat producenta taniej konfekcji Fruit of the Loom. Wszystko się wydało, gdy pracownicy Veclaim z pośpiechu zapomnieli starą metkę wyciąć i naszyli jedną na drugą, czego dowód opublikowała na swoim profilu jedna ze stylistek.

Afera z metkami sprawiła, że marka przedsiębiorczej influencerki trafiła pod strzechy: od opiniotwórczych tytułów, przez tygodnik „Nie”, który przemianował ją na Jessikę Polonez i internautów, zżymających się na „jessiki biznesu” (w opozycji do “januszy biznesu”), po Urząd Ochrony Konkurencji i Konsumentów, który rozważa teraz nałożenie kary równej dziesięciu procentom rocznych obrotów marki.

Co wywnioskowaliśmy z wpadki, która – poniekąd na życzenie jej bohaterki – przerodziła się w potężny kryzys wizerunkowy, zarówno influencerki, jak i polskiej mody autorskiej?

Nie warto iść w zaparte

Po pierwsze, że Made in Poland nie oznacza, że przedmiot w całości wyprodukowano w Polsce. Wg prawa wystarczy, że sprowadzane z Afryki ubrania przechodzą u nas procesy barwienia czy modnego „postarzania”, by uważać je za produkt krajowy. Pod tym względem Mercedes nie zrobiła niczego wbrew prawu. Zresztą, szycie w Polsce nie oznacza z automatu, że proces ten odbywa się etycznie, a szwaczki zarabiają godnie.

Po drugie, że kłamstwo nie popłaca. Zwłaszcza, gdy okłamuje się swoje fanki – w większości ufne i młode dziewczyny. Bo co innego sięgać po półprodukty z krajów trzeciego świata, na czym opiera się zresztą znaczna część branży odzieżowej, a co innego oszukiwanie, że produkt od podstaw powstaje lokalnie. Tego kłamstwa klientki do dziś nie mogą influencerce wybaczyć. Wiele z nich – jeśli poczytać komentarze, których Jessica nie zdążyła w panice skasować – należy do grupy aspirującej. Dla nich dwie stówy to poważny wydatek i długo oszczędzały, by zamiast kolejnej koszulki z H&M-u czy Zary mieć coś wyjątkowego, pod czym podpisuje się ich idolka.

Czytaj więcej: Epidemia pokazała, że internetowi celebryci nie mają nic do powiedzenia

27-letnia dziś Mercedes to przecież jedna z najpopularniejszych polskich influencerek. W 2010 roku zaczęła prowadzić blog jemerced.com, by z czasem – gdy blogi zaczęły przegrywać z mediami społecznościowymi – zamknąć go i skoncentrować się na profilu na Instagramie. Jeździła na tygodnie mody do Paryża czy Mediolanu, wakacje spędzała na Malediwach, Hawajach czy w Meksyku, związana była reklamowo zarówno z markami luksusowymi typu Chanel, jak i popularnymi, vide Mango, a wszystko to pieczołowicie i – trzeba oddać – estetycznie relacjonowała na swoich kanałach społecznościowych. Jest zatem celebrytką i zasłużenie mogła wzbudzać podziw.

Teraz jednak jej fanki czują się nie tyle nawet oszukane, co wykorzystane i zdradzone. Zaufały osobie, w którą były wpatrzone, która – a to specyfika social mediów – zwierzała im się z codziennego życia, problemów z remontem wymarzonej łazienki czy robieniem sałatki jarzynowej na święta. Liczyły na uczciwie i starannie wytworzony produkt od przyjaciółki, a otrzymały cwanie podrasowaną taniochę.

Po trzecie zaś, że na dobrym PR nie można oszczędzać. Sprawa – jak każda tego typu – przycichłaby pewnie po kilku dniach, tyle że Jessica sama nieustannie ją podgrzewa. Zapewne z przyzwyczajenia – dotychczas przecież, im więcej o niej się mówiło, tym większą zdobywała popularność i tym bardziej jej się to opłacało.

Ale to nie ten przypadek. Najpierw usuwała nieprzychylne komentarze, później opublikowała egzotyczne oświadczenie menedżera, w którym koncentrował się on głównie na zaletach producenta Fruit of The Loom, by wreszcie zamieścić własne, bardzo w modnym ostatnio stylu „non-apology”. Czyli że wyłożyła się na komunikacji, że przeprasza tych, którzy poczuli się z tym źle itp.

O oszustwie ani słowa, prędzej mające zmiękczyć serce refleksje typu „może się do tego nie nadaję”. W kolejnych odcinkach – choć wg klasyki PR-u kryzysowego po szczerych przeprosinach (a tych do dziś u Jessiki zabrakło) powinna nastąpić cisza – dziękowała audytorium za wsparcie, mimo że mało kto publicznie jej go udzielał. By w finale, z oczami podkrążonymi jak u ministra Szumowskiego, wykreować się na ofiarę całego zamieszania.

Zobacz też: Bo stare rzeczy są z reguły są nie do zdarcia. A jakie są inne argumenty za kupowaniem z drugiej ręki?

Próby ratowania dobrego imienia marki, polegające na wirtualnym oprowadzaniu obserwatorów jej instagramowego konta po fabryce, której zleca produkcję ubrań również trudno uznać za udane. Zdaniem komentatorów dodatkowo się pogrążyła, gdy dla wielu z nich stało się jasne, że była w niej po raz pierwszy w życiu. Mimo zapewnień, że obecna jest na każdym etapie produkcji ubrań.

W tym samym czasie o aferze postało kilkadziesiąt tekstów w mediach, na Facebooku założono grupę „Veclaim – pozew zbiorowy”, a witryna samego butiku Veclaim przy ul. Mokotowskiej w Warszawie – to informacja z minionego weekendu – została zdewastowana: ktoś czerwoną farbą napisał na niej „fake” (ściema).

Straci cała branża modowa

Jako że na podobnym procederze przyłapano w kolejnych dniach marki Local Heroes (też źle wycięte metki), LaMania (czapki szyte w Bangladeszu) i Wishbone (biżuteria kupowana za bezcen u Chińczyków na Aliexpress i oferowana za spore kwoty jako własna), można przewidywać, że nadszarpnięte zostało zaufanie do całej branży niezależnej mody w Polsce. Wielu uczciwych twórców musi teraz odpokutować za grzechy swoich nieuczciwych konkurentów. I mierzy się z tym akurat w czasie akcji #wspierampolskiemarki, rączo wspieranej przez modowe media, także atakowane za bezrefleksyjny zachwyt nad Veclaim i im podobnymi.

Możliwe, że kryzys w niszowej bądź co bądź marce nie miałby tak dalece idących reperkusji, gdyby nie pandemia. Jesteśmy rozdrażnieni, nieufni, zdezorientowani. W tych szczególnych czasach wiarygodność stała się jedną z najbardziej pożądanych wartości. Tym bardziej brzydzi nas jej brak.

A Jessica Mercedes i jej marka? Największą dla niej karą nie będzie spadek sprzedaży i utrata zysków. Gorszy będzie fakt, że wiele – a intuicja mówi mi, że większość – jej dotychczasowych klientek nie tylko nic u niej nowego nie kupi, ale i przestanie nosić ubrania, które kupiła wcześniej.

Bo jak założyć ciuch z napisem Veclaim i nie narazić się na kpiny?

Czytaj także: Kiedyś wzorem była „Magda M”, dziś trendy dyktuje Netflix. Jak ubiera się polska klasa średnia?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułLektury i filmy, które pomogły mi zrozumieć rasizm w USA
Następny artykułPogrzeb George’a Floyda [ZDJĘCIA]