A A+ A++

Ze zwykłego kawałka tkaniny, zakrywającego usta i nos, maseczka stała się dodatkiem, akcesorium, biżuterią. Kiedyś wystarczała uszyta z prześcieradła lub zasłony i kupiona od kogoś na osiedlu za 5 zł. Dzisiaj, gdy można kupić na Zalando trzypak masek od Hugo Bossa za 159 zł, dla niektórych zaczęło się liczyć, by maseczka była droga, markowa, z kryształkami Swarovskiego. Ważne, “żeby pasowała do torebki”. Inni nazywają to wprost: “przejawem snobizmu i brakiem klasy”.

W marcu, kiedy pandemia koronawirusa oficjalnie pojawiła się w Polsce, chodziło o jakąkolwiek maseczkę. Te chirurgiczne, z atestem lub bez, z apteki i za kilka złotych, poznikały w ekspresowym tempie kilka dni po pierwszym potwierdzonym przypadku zakażenia. Potem, gdy zabrakło ich w sklepach, rozpoczęło się wielkie narodowe szycie: od harcerek, przez Panie z Kół Gospodyń Wiejskich, po kogokolwiek z maszyną do szycia. Na Facebooku, jak grzyby po deszczu, powstawały grupy maseczkowe oferujące osłony z lewej ręki.

Wtedy nikogo nie dziwiły maseczki za kilka złotych z zasłony czy bluzki. Zastanawiano się jedynie, czy maseczki naprawdę chronią – czy dają jakiekolwiek bezpieczeństwo.

Ponad pół roku później, gdy epidemia koronawirusa stała się naszą codziennością, a wraz z nią i maseczki, zaczęły się liczyć bardziej abstrakcyjne względy, jak marka, cena, estetyka.

– Gdy maseczki weszły na stałe do naszego ubioru, klienci zaczęli się o nie dopytywać. Chcieli kupić coś, co bardziej by do nich pasowało, skoro trzeba je nosić wszędzie poza domem – mówi ekspedientka z warszawskiego Vitkaca.

To prawda, maseczki towarzyszą nam wszędzie: podczas zakupów, w pracy, u fryzjera. Na YouTubie nie brakuje tutoriali, jak wykonać makijaż do maseczki, by podkreślić oczy albo jak dopasować maskę do stylizacji. Nic więc dziwnego, że maseczkowy rynek rozwinął się na tyle mocno, że w tym momencie kupienie takiej, jakiej dusza zapragnie, nie stanowi najmniejszego problemu. Maseczka ślubna, z cyrkoniami, dla katolika, koronasceptyka, dla konesera marek luksusowych i dla tych, którym wystarczają podróbki? Proszę bardzo!

Czytaj także: Właściciel Reserved wykupił z rynku maski, w których walczy się z koronawirusem

Dla każdego coś dobrego

Skoro trzeba je nosić, to przy okazji można siebie nimi wyrazić – tak zachęcają do noszenia maseczek ich producenci, prezentując w mediach społecznościowych wachlarz maseczek na każdą okazję. Bo odpowiednią maseczkę znajdzie dla siebie każdy.

Dla katolika poleca się maseczki “o niebo lepsze” z napisem “Jezus jest Panem” albo ze słowami Św. Franciszka. Są też maseczki dla osób z poglądami prolife, dla których uszyto czarne maseczki z hasłem “Tak dla życia”. Patrioci, chcący wyrazić miłość do kraju, znajdą maseczki z godłem Polski albo klasyczne – z biało-czerwoną flagą. Dla wszystkich fanów świąt odpowiednie będą maski z reniferami lub choinkami. Nawet koronasceptycy mogą czuć się usatysfakcjonowaniu – dla nich stworzono maseczkę z “Fałszywą pandemią”; cena 20 zł jest realna. Bez przesyłki.

Maseczki ślubne

Czego tutaj nie ma! Frędzelki, koronka, tiul, cekiny, a nawet kryształki Swarovskiego – gotowe albo robione na zamówienie pod suknię panny młodej, niekiedy z samej sukni, by maseczka i suknia tworzyły zgrany duet. Dla pana młodego, wiadomo, klasyka – zwykła czarna bawełniana.

– Niektórzy polscy projektanci szyją maseczki do kompletu z sukniami wieczorowymi i sprzedają za niezłe sumy. Dla mnie to jest jakieś groteskowe i w złym guście – mówi Maria, polska modelka pracująca za granicą.

Na jednej z licznych stron internetowych z usługami ślubnymi można przeczytać, że “maseczka ślubna w czasie pandemii to atrakcyjna ozdoba i uzupełnienie ślubnej stylizacji – nowość, która zaczyna podbijać ślubny rynek”. Tutaj należy położyć silny nacisk na słowo “ozdoba” – maseczka z cienkiej koronki z błyszczącymi kamieniami, przez którą widać kolor szminki, pełni przede wszystkim funkcję estetyczną, pomijając tą główną – bezpieczeństwa.

Mimo to maseczki z kryształowym ornamentem za 120 zł są hitem na polskim instagramie, zbierając serduszka i pochwały nad kunsztem wykonania. Oczywiście dla fanów klasyki również coś się znajdzie – coś, czyli zwykła biała maseczka za 45 zł.

Dowiedz się więcej: Wszystko, co musisz wiedzieć o maseczkach

Maseczki, które krzyczą luksus

“Nie pozwól, aby tanie maseczki stały na przeszkodzie do twojego sukcesu. Przejdź na jedwabne maseczki, którzy krzyczą luksus” – głosi slogan zagranicznej marki z maskami z jedwabiu. Dla kogo są stworzone? “Dla wszystkich tych, którzy są zmęczeni noszeniem tanich masek, jakby byli w szkole średniej”. A więc wszyscy Ci, którzy już nie są w liceum, a na swoim koncie, nie tylko tym bankowym, mają świadectwo licznych sukcesów, powinni sobie pozwolić – za około 70 zł – na odrobinę luksusu na twarzy.

Do takich osób wychodzi również polska marka, mająca w swoim asortymencie właśnie jedwabne maseczki. Kosztują 79 zł za sztukę i jak głosi opis, są “wielokrotnego użytku”. Jednak “zaleca się zmianę maseczki po 30 minutach użytkowania”. Spędzając standardowe 8 godzin w pracy, oznaczałoby to, że takich maseczek potrzebowalibyśmy 16, a to już ponad 1200 zł. Faktycznie – luksus.

Jedwabne maseczki bierze w obronę modelka Maria: – Akurat na jedwabną maseczkę mogłabym wydać kasę, ponieważ nie robi złego skórze, nie powoduje trądziku. Po prostu jest przyjemniejsza w użytku – deklaruje.

Logomania

Słyszeć o maseczkach Louis Vuitton to za mało. Oglądać w internecie maseczki ze słynnej brytyjskiej kratki, czyli od Burberry za 450 zł, to także niewiele. Dlatego postanowiłam zobaczyć maseczki klasy premium na własne oczy. I tak, pierwszy raz w życiu, poszłam do warszawskiego Vitkaca – centrum handlowego z luksusowymi markami.

Był to deszczowy piątkowy wieczór, ostatni dzień przed zamknięciem galerii handlowych. Na sobie miałam czarną, bawełnianą maseczkę, którą kupiłam na jakieś stacji benzynowej; inne z mojej kolekcji były jeszcze mniej “wystawne”.

W środku weszłam do pierwszego lepszego sklepu (trafiłam na Gucci) i spytałam ekspedienta w garniturze, gdzie znajdę maseczki ochronne. On uśmiechnął się do mnie, trochę z politowaniem, jakbym pytała o skarpetki i odpowiedział łamanym polskim, że “w Gucci to nie, ale w Louis Vuitton powinny być”.

Przed butikiem LV była kolejka, a przed wejściem barierka, jak przed premierą hollywoodzkiego filmu. W sklepie ruch jak w ulu; pracownicy krzątali się jak pszczółki, a klienci wychodzili z torebkami w dużych torbach. Normalnie pomyślałabym, że jest promocja, ale, z wiadomych mi informacji z drugiego źródła, w LV promocji nie ma – są zaprzeczeniem luksusu.

Gdy przyszła moja kolej, spytałam się jednej z ekspedientek (młoda blondynka w czarnej prostej sukience do kolana), czy są jeszcze maseczki i czy zechciałaby mi o nich trochę opowiedzieć – jak się sprzedają, ile kosztują, czym się wyróżniają. Odpowiedziała mi szybciej, niż ja zadałam pytanie, że nie ma czasu, a “maseczek też nie ma, wyprzedały się, zostały tylko przyłbice”.

Odchodząc z niczym, postanowiłam jednak sprawdzić w internecie cenę tejże przyłbicy – 961 dolarów, czyli na polskie złotówki ponad 3,6 tys.

Magda, Polka od wielu lat mieszkająca we Włoszech i fanka luksusowych marek, która w swojej kolekcji ma kilka torebek od znanych projektantów, przyznaje, że maseczki z logo nigdy by nie kupiła: – Na ulicach Rzymu (i nie tylko) wielokrotnie widziałam ludzi w markowych maseczkach, głównie Gucci i LV. Logo na maseczce jest dla mnie przejawem snobizmu i braku klasy, a także kompletnego niezrozumienia powagi pandemii. To trochę jakby owinąć sobie skaleczony palec bandażem z nadrukiem znanej marki. Słabe – mówi.

Zobacz również: Maseczka wędrowna. Czyli fikcja higieniczno-epidemiologiczna

Luksusowa maseczka jak plastikowa biżuteria

Mimo niepowodzenia, postanowiłam spróbować szczęścia piętro wyżej, gdzie spotkałam miłą dziewczynę (imienia wolała nie podawać), także w czerni, którą udało mi się zagadać. W międzyczasie zauważyłam, że pracownicy sklepu noszą maseczki jednorazowe, takie, które możemy kupić w aptece, albo w Żabce czy Carrefourze. – To ze względów bezpieczeństwa. Musimy je często wymieniać – tłumaczyła.

Gdy spytałam ją o maseczki, pokazała mi maski marki Off-White – jedyne, które mieli na stanie. – Trzy czwarte z nich się wyprzedały. Najszybciej poszły maseczki z logiem. Im większe logo, tym lepiej się sprzedają – podsumowała.

Maseczki Off-White, w składzie 100 proc. bawełny, zaprojektowane w Portugalii, a dystrybuowane przez włoską firmę z Mediolanu, w polskim Vitkacu kosztowały 349 zł. Jak wyglądały? Były w kolorowe paski. Na stronie internetowej znalazłam jeszcze maseczki z logo Balmain (niedostępne w sklepie) za 429 zł. W opisie, oprócz koloru i loga nie było nic więcej. W składzie bawełna i polipropylen.

Chciałam dowiedzieć się, ile takich maseczek było dostępnych w sprzedaży, mając na myśli liczbę w setkach.

– 30, maksymalnie 40. Wszystko tutaj ma limitowaną ilość, o to chodzi w luksusowych markach – odpowiedziała ekspedientka z Vitkaca.

Na pytanie, kto jest w stanie wydać kilkaset złotych na kawałek materiału, odpowiedziała: “to inne postrzeganie pieniędzy”. – Dla naszych klientów 300 złotych to nie jest dużo. Dla nich maseczka to jak akcesorium, coś jak biżuteria. Ludziom nie jest szkoda pieniędzy na plastikową biżuterię luksusowej marki, to co dopiero na maseczkę za kilkaset złotych.

Czy ona, pracownica najbardziej luksusowego centrum handlowego w Polsce, ma taką maseczkę? Nie.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Stoimy nad przepaścią”. Pielęgniarki przygotowują się do protestu
Następny artykułPlanowane przerwy w dostawie energii elektrycznej na terenie miasta Sejny