A A+ A++

Bijatyki są jednym z najtrudniejszych gatunków gier wideo – zarówno jeśli chodzi o ich opanowanie do perfekcji jak i ich tworzenie, co od lat udaje się tylko niewielkiej grupie wyszkolonych do tego zespołów z wielkim doświadczeniem, do których należy między innymi Arc System Works. Ich flagowa autorska marka Guilty Gear doczekała się już swojej siódmej głównej odsłony, jaką mieliśmy przyjemność sprawdzić na potrzeby dzisiejszej recenzji.

Ten Gość przyznaje się do winy!

Fabularnie recenzowane przeze mnie Guilty Gear -Strive- jest bezpośrednią kontynuacją wydarzeń znanych miłośnikom Guilty Gear Xrd -REVELATOR-. W głównym wątku zobaczymy bowiem jak Asuka R. Kreutz przyznaje się do wyrządzonych wszystkim krzywd i postanawia zlikwidować wszystkie pozostałe jeszcze przy życiu Geary, w tym samego Sol Badguya, który to z kolei wciąż jest pełen nienawiści do swojego stwórcy. Jeśli od lat śledziliście losy Sola i innych bohaterów marki Guilty Gear zapewne ucieszy was fakt, że w końcu w GG: Strive poznacie zakończenie jego sagi. Niestety w dobie bardzo interaktywnych i iście filmowych kampanii fabularnych oferowanych przez mnogą konkurencję w postaci Tekkena, Mortal Kombat czy Street Fightera, Arc System Works nadal serwuje nam serię przygotowanych wcześniej filmików bez ani jednej walki do rozegrania – niby się tego spodziewałem, a i tak jestem mocno rozczarowany.

Jeśli już się z tym uporacie i zapoznacie się z całą przygodą, będziecie mogli wskoczyć do akcji w jednym z trzech głównych trybów rozgrywki – tradycyjnym Arcade, Versus oraz Survivalu. Pierwszy z nich jest oczywisty i nie trzeba go nikomu przedstawiać. Po wybraniu swojego bohatera stoczymy kilka bardzo wymagających walk z małymi fabularnymi wstawkami nakreślającymi relacje postaci, by na końcu stoczyć niezwykle ciężki bój z tajemniczym bossem. Dalej w solowej zabawie możecie poćwiczyć swoje umiejętności w pojedynkach z CPU lub innym żywym graczem w trybie Versus, a także stanąć do bitwy z nieskończoną falą oponentów z okazjonalnymi tajemniczymi rywalami w trybie Survival. Jeśli zaś wstąpicie do Dojo, będziecie mogli rozegrać tam kilkadziesiąt misji wdrażających nas w tajniki rozgrywki, które podzielone zostały na kilka stopni trudności tak, aby swoje umiejętności rozwinął dzięki nim nawet największy nowicjusz.

Guilty Gear: Strive – Gdzie ta rewolucja?

Guilty Gear: Strive - przerywnik

Ekipa Arc System Works już od pierwszych zapowiedzi obiecywała, że recenzowane dziś Guilty Gear -Strive- będzie absolutną rewolucją dla całego gatunku bijatyk jaki znamy, co rozpalało nadzieje wielu miłośników zarówno samej serii jak i całego sektora mordoklepek. Niestety moim skromnym zdaniem wielce zapowiadanej rewolucji po prostu tutaj brakuje. Dlaczego? O ile wprowadzone tu mechaniki są czymś świeżym dla marki Guilty Gear, tak w bijatykach są znane czasami już od czasów PlayStation 3. Jedną z flagowych nowości jakie deweloperzy planowali umieścić w GG: Strive miał być system Wall Break.

I będąc całkowicie szczerym, został on wprowadzony do zabawy bez zarzutu! Ale również i bez większego polotu. Podczas tworzenia skomplikowanych combosów, ściany można wykorzystać do zapędzenia rywala do sytuacji pod bramkowej bądź przebić się nim na drugi sektor areny działań, czyli taki zwyczajny standardzik. Oczywiście to nie są jedyne zmiany jakie zaoferowali nam japońscy deweloperzy. ASW zdecydowało się usunąć wiele efektów stunujących przeciwników, kilka Staggerów, opcję Blitz Shield, Blitz Attack oraz Danger Time – dodano za to efekt “Shocked” oraz w końcu dano prostą opcję Dashowania. Jak zatem widzicie zaszło sporo ciekawych zmian, z których ucieszą się przede wszystkim wieloletni weterani serii pragnący czegoś świeżego, ale nie aż tak rewolucyjnego, aby nie można było się w tym połapać. Sporym plusem jest między innymi to, że nie da się już przycisnąć wrogów do ściany i aż tak łatwo ich rozwalić oraz ciężej jest podwójnie wybić kogoś w powietrze.

Dość kontrowersyjne może się zaś wydać dodanie do premierowej wersji gry tylko 15 grywalnych zawodników, z czego do nowych twarzy należą tylko Nagoriyuki (dzierżący wysysający krew samuraj wampir) oraz pracująca w ochronie samego Prezydenta USA piękna Giovanna i jej wilk imieniem Rei. Powracający roster postaci doczekał się zarówno wizualnego jak i gameplayowego odświeżenia, prezentując kilka nowych zagrywek i ukrytych motywów. Faust jest mroczniejszy niż kiedykolwiek, Sol Badguy czy Ky Kiske szaleją swoimi mocami gdzie popadnie, zaś Zato-1 jeszcze lepiej opanował swój cień podczas walki, dzięki czemu może w bardziej widowiskowy i efektywny sposób ciachać wrogów z dystansu.

Ah, no i nie można nie wspomnieć o arcybogatej galerii screenów, concept artów, filmów i muzyki dostępnej do odblokowania za pomocą prostej loterii polegającej na łowieniu rybek z nagrodami. 

Reasumując recenzowane dziś Guilty Gear -Strive- jest bardzo dobrą bijatyką, której fantastyczna rozgrywka, przepiękne animacje i mocna muzyka przyciągną was przed ekrany konsol i komputerów na długie godziny, aczkolwiek brakuje tu czegoś naprawdę “ekscytującego”, co przyciągnęłoby do serii więcej nowych klientów.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMichał Kwiatkowski i spółka nadal na Pinarello
Następny artykułGrzegorz Krychowiak ocenia mecz z Islandią. Tłumaczy, co poszło nie tak, jak trzeba