W “Bez oklasków” opowiada o swojej przeszłości, umierającym dziadku, rodzinie, z którą nie ma kontaktu. Jest o polityce i o dawnych rolach filmowych i teatralnych, ale też sporo o tym, jacy są Polacy. Englert potrafi wbić mocno szpilę.
“Stąd bierze się mój strach”
“Rzuciłem się z pięściami i kopniakami na jednego z nich. Skopałem go w przedpokoju. Po czym wyciąłem jej numer, po kryjomu żeniąc się w wieku osiemnastu lat. Zostawiłem ją, mimo że była mi najbliższa. Miała wtedy czterdzieści lat” – komentuje.
Choć Englert trzyma gardę i nie odsłania tej prywatnej części swojego życia zbyt często, to przyznaje wprost, że nie ma nic wspólnego z członkami rodziny Englertów. “O tych ludziach nic pani nie powiem” – rzuca. A chwilę później dodaje: “Mój brat też mnie nie zna”.
Englert opowiedział natomiast o dziadku ze strony mamy, który był jego autorytetem, a musiał patrzeć, jak powoli zabiera go choroba.
“Stałem się niestety świadkiem jego ruiny alzheimerowskiej. Pielęgnowałem go, utrzymywałem w higienie jego ciało, ale też cierpiałem, słuchając niezrozumiałego bełkotu. Dlatego kiedy pyta mnie pani o dziadka, natychmiast powracają obrazy niemające nic wspólnego z godnym odchodzeniem” – opowiada.
“Stąd bierze się mój strach przed niegodnym odchodzeniem. Rozumiem Hemingwaya, który palnął sobie w łeb, kiedy poczuł, że skończył się jako facet. Myślę, że mnie w razie czego ręka by nie zadrżała. Oczywiście to się tak mówi, a potem okazuje się, że to nie jest takie łatwe” – dodaje.
Kościół, komunizm i teczki współpracowników SB
Drecka w wywiadzie skupia się przede wszystkim na aktorskich doświadczeniach Englerta w filmach i w teatrze. Ale że jego kariera rozciągnięta jest na kilkadziesiąt lat kluczowych dla historii Polski, nie zabrakło wątków politycznych.
Englert porusza m.in. temat wpływu Jana Pawła II na sytuację polityczną w Polsce w latach 80.
I tu wyznaje: “O ile instytucję Kościoła skreśliłem, nie mogę tego zrobić z postacią Wojtyły. Dlatego że nie mogę nie doceniać niezwykłego wysiłku tego człowieka, który bardzo precyzyjnie oddolnie rozsadzał system. Był niezwykle groźnym przeciwnikiem, bo chłopi i robotnicy stali za nim murem”.
Wspomina też bojkot mediów przez środowisko artystów w czasie stanu wojennego i o aktorach, którzy nie mieli odwagi sprzeciwić się reżimowi.
“Pamiętam kolegę w Teatrze Polskim, który przyszedł do mnie podczas bojkotu i powiedział: ‘Mam do ciebie prośbę, nie rozmawiajcie przy mnie o niczym’. I nawet gdybym odnalazł go w archiwach IPN-u jako współpracownika SB, zbyt szybko opinii publicznej bym nie zawiadamiał, ponieważ on miał odwagę ostrzec przed sobą”.
Dalej Englert wyznaje: “Jeden raz w życiu prawdziwie siebie nienawidziłem, kiedy z IPN-u wypłynęły przemieszane ze sobą nazwiska pracowników SB, współpracowników, a nawet tych, których SB planowała zwerbować. Po tak zwanej liście Wildsteina stanąłem w kolejce do IPN-u”.
“Czułem do siebie awersję, że znalazłem się w tej kolejce! Nie mogłem pojąć, co chcę sam sobie udowodnić: że nie byłem świnią, że jestem w porządku? A może chcę pokazać innym, że mnie to nie dotyczy, że byłem pokrzywdzony? Później, kiedy już dostałem stosowne oświadczenie na piśmie, że jestem czysty, zadzwonił do mnie jakiś urzędnik z IPN-u i zapytał, czy nie jestem zainteresowany dokumentami, które mnie dotyczą. Odpowiedziałem, że nie, mam własną listę” – opowiedział.
O tych, których już nie ma
Englert odmalowuje dość gorzki obraz Polski. Równie ciekawie co o polskim społeczeństwie, opowiada o legendach kina, z którymi pracował, a których już wśród nas nie ma, żeby wymienić choćby Andrzeja Wajdę.
“Był wybitnym artystą, któremu tak się ułożyło życie, że jest teraz na widowni, a powinien stać tu ze mną. Bo jego bogate życie twórcze zostało zahamowane przez udar mózgu” – opisywał przyjaciela.
Englert w “Bez oklasków” sprzedaje całe mnóstwo ciekawostek o środowisku artystów, które dla fanów kina będą z pewnością prawdziwą gratką. Niech taką zapowiedzią i zachętą do przyjrzenia się tej książce będzie jeszcze historia o tym, jak z żoną, Beatą Ścibakówną, umówili się, że na imprezie imieninowej Andrzeja Zaorskiego nie będą pić alkoholu. Aktorka się wyłamała i z jubilatem świętowała, jakby jutra miało nie być.
“Po jej reakcjach zorientowałem się, że musieli sporo machnąć. Wściekłem się, zarządziłem odwrót i przy głośnych protestach zaholowałem ją do samochodu, zabrałem kluczyki i wyruszyliśmy do domu. Niestety trafiliśmy na obławę: ORMO, milicja. Zatrzymali mnie. Żona śpi. Poprosili o dokumenty. Już wiem, że tak łatwo się nie wymigam. Budzę żonę, proszę, żeby podała mi dokumenty. I nie wierzę własnym uszom, bo ona zaczyna krzyczeć: ‘I bardzo dobrze, że go złapaliście. On po pijaku jeździ! Zabierzcie mu prawo jazdy!’. Na co milicjant uśmiechnął się szeroko, ze zrozumieniem, pochylił się do mnie i rozbawiony powiedział: ‘Oooo, panie Janku, ale się panu żona upierdzieliła’. Oddali mi dokumenty i puścili wolno. Długo dochodziłem do siebie, pot spływał mi ciurkiem po szyi. To wszystkie grzechy w tej sprawie”.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS