A A+ A++

Cały świat i życia jego mieszkańców już wkrótce zmienią się nie do poznania na skutek nierozważnie zaplanowanej kradzieży, której podjęli się Vi i jej bliscy. Czasem, nawet najbardziej niepozorne wydarzenia mogą prowadzić do olbrzymich zmian.

Muszę się do czegoś przyznać. Nigdy nie grałem w “League of Legends”. Jestem zatwardziałym konsolowcem, a komputer służy mi wyłącznie do pracy. Nie kręcą mnie też gry multiplayer, więc hit Riot Games ani przez chwilę nie wydawał mi się być czymś interesującym. Ot, kolejna gierka w której za każdym jednym razem powtarza się ten sam scenariusz, tyle że może tym razem inną postacią. Cóż, jeśli lore gry (bo zakładam, że fabuła jako taka nie istnieje) jest choć częściowo tak wyśmienity jak pierwsze trzy odcinki serialu, które można na razie obejrzeć na Netflixie, to oficjalnie zaczynam żałować, że nigdy do tej pory nie miałem z nim do czynienia.

Arcane (2021) – opinia o serialu [Netflix]. Delikatna równowaga 

Piltover jest pięknym, słonecznym miastem, w którym dobrobyt idzie za rękę z wykształceniem, otuleni płaszczem spokoju i porządku. Starożytne rody zamieszkujące miasto dbają o powolny, acz stateczny rozwój społeczeństwa i, prawdopodobnie przede wszystkim, własną wygodę. Jest to miejsce raczej hermetyczne, choć kilku przybyszom udało się uczynić z niego dom. Na przykład Viktorowi (Harry Lloyd), zdolnemu i ambitnemu naukowcowi, który wspinał się po drabinie społecznej z samego dołu. Dosłownie. Pochodzi z Zaun, ciemnego, pełnego wilgoci, zepsucia i złych ludzi miasta, które zasadniczo jest po prostu spodnią warstwą Piltover – coś jak Midgar i jego slumsy w FF7. To właśnie tu wychowują się Violet (Hailee Steinfeld) i Powder (Mia Sinclair Jenness), dwie sieroty, którymi opiekuje się nieoficjalny przywódca Zaun, Vander (JB Blanc). Dziewczyny, wraz z przyjaciółmi, Mylo (Yuri Lowenthal) i Claggorem (Roger Craig Smith) postanawiają pokazać jakie są już dojrzałe i samodzielne i zrobić skok w Piltover. Nie dość, że ledwie udaje im się ujść z życiem, to jeszcze zachwiały delikatny balans, jaki Vander wypracował ze strażnikami miasta. Góra żąda głowy i nie spocznie, póki jej nie dostanie. Pytanie, czyja to ostatecznie będzie głowa.

Jako że lore gry to tylko szczątkowe informacje na temat każdego z czempionów (przepraszam jeśli spłycam temat), autorzy scenariusza “Arcane” mogli swobodnie puścić wodze wyobraźni. I tak też zrobili. Historia zawarta w tych trzech odcinkach, które do tej pory udostępnił Netflix (chociaż w chwili publikacji tego tekstu, powinny być już dostępne trzy kolejne) jest z jednej strony wielowątkowa, z drugiej bardzo skoncentrowana. Porządnie napisane postacie co i raz muszą podejmować trudne decyzje, walczyć o życie, liczyć się z konsekwencjami swoich akcji. Z pozoru niezbyt połączone ze sobą wątki okazują się być wręcz bezpośrednio powiązane i cholernie ważne. W zasadzie w całych tych dotychczasowych 120 minutach nie ma prawdopodobnie nieistotnej, albo nieciekawej sceny. Wątki walki między dwoma miastami, między inteligencją Piltover, między mieszkańcami Zaun, między rodziną. Jest tego z jednej strony raczej dużo, z drugiej jak na razie całość łączy się ze sobą iście koncertowo.

Arcane (2021) – opinia o serialu [Netflix]. Piękne ubóstwo 

Arcane (2021) – recenzja i opinia o filmie [Netflix]

Na pierwszy rzut oka widać, że twórcy serialu nie musieli szczypać się z budżetem. Nie jest to niby dziwne, w końcu mówimy o adaptacji niewyobrażalnie popularnej gry, ale i tak nie sposób nie docenić kunsztu grafików. Wyglądające klasycznie (choć miejscami rzuca się jednak w oczy, że to wszystko modele 3D) tła, po których biegają trójwymiarowi bohaterowie wyglądają jak ręcznie malowane obrazy. Widać plamy, pojedyncze pociągnięcia pędzla, mieszanie się barw. Bohaterowie natomiast wyglądają jak żywcem wyciągnięci z jakiejś gry – i piszę to jako komplement. Żona miała skojarzenie z tytułami Telltale games i w sumie może nawet coś w tym jest. Tyle że lepiej.

Elegancko i szczegółowo oteksturowane postacie biegające po modelach przestrzennych ulic, korytarzy, czy budynków pozwoliły autorom ustawiać kolejne sceny dokładnie tak, jak sobie tego zażyczyli. Chcemy żeby kamera trzęsła się, biegnąc za uciekającymi dzieciakami, po czym gwałtownie zatrzymała się na ścianie i tam już została? Żaden problem. Dynamice kolejnych scen akcji bliżej pod tym względem do filmów, niż standardowych seriali animowanych. Jest stylowo, dynamicznie i artystycznie.

No dobrze, co w takim razie NIE działa w nowym serialu Netflixa? Szczerze? Chyba nic. “Arcane” praktycznie cały czas trzyma rękę na pulsie, żonglując umiejętnie wątkami, rozbudowując relacje między postaciami, zapowiadając przyszłe wydarzenia. Te pierwsze trzy odcinki to ledwie prolog. Przed nami jeszcze rozwinięcie i zakończenie. Łącznie dziewięć odcinków, które mają szansę stać się najlepszym serialem animowanym tego roku. 

[Aktualizacja]

Okazuje się, że pierwsze trzy odcinki to dosłownie był prolog tej historii, bo przy czwartym akcja skacze dobrych kilka lat do przodu. Bohaterowie trwali na swoich posterunkach, każdy rozwijając się w obranym na koniec poprzedniego epizodu kierunku. Główna obsada zaliczyła lekkie przetasowanie, więc więcej czasu spędzimy tym razem z Jayce’em i Caitlyn. Ten pierwszy, wraz ze swoim przyjacielem, Viktorem, rozwinął hextech (magiczną technologię) do poziomu, który uczynił z Piltover centrum handlowego świata. Wszystko za sprawą portali, za sprawą których transport dóbr stał się niemalże natychmiastowy. To te same portale zabiorą kiedyś czempionów na znane z gry pole bitwy (jeśli dobrze zrozumiałem). Cait natomiast jest teraz strażniczką, lecz ze względu na swój wysoki status społeczny nie daje się skorumpować tak łatwo jak reszta straży. Na własną rękę szuka odpowiedzialnych za ataki na statki handlowe, o które podejrzewa Silco.

W kolejnych sześciu odcinkach fabuła zatacza coraz szersze kręgi. Bardzo istotny staje się wątek polityczny i związana z nim korupcja, a w dalszej perspektywie pewnie nawet wojna, ale o tym przekonamy się dopiero w zapowiedzianym niedawno drugim sezonie. Sercem opowieści pozostaje jednak relacja sióstr Vi i Powder – chociaż ta druga nosi teraz inne imię. Jest bardzo emocjonalnie zwłaszcza kiedy dociera do nas jak bardzo wydarzenia z finału trzeciego odcinka wpłynęły na młodszą z sióstr. Lecz, całkiem niespodziewanie, jednym z bardziej rozbudowanych i wygrywających sympatię widza bohaterów, okazuje się być Silco. Kto by pomyślał, że tak jednoznacznie zła gęba może mieć tyle serca. To jeden z ciekawiej naszkicowanych czarnych charakterów, z jakimi miałem w ostatnich latach do czynienia i ogromna szkoda, że nie podążamy za nim częściej, bo mógłby pewnie spokojnie stać się antybohaterem, któremu widz by kibicował.

Spektakl w kolejnych odcinkach staje się tylko lepszy. Dynamicznie nakręcone, wysoce stylizowane ujęcia, przygrywająca w tle muzyka Imagine Dragons – nigdy nie byłem fanem, ale soundtrack do serialu sprawia, że chcę się z nimi zapoznać – jest w tym niezaprzeczalna moc. Spokojniejsze ujęcia również mają niesamowity klimat. Czy ze względu na kompletną ciszę i tylko sporadyczne odgłosy natury otaczające bohaterów, czy muzykę klasyczną nierzadko podkreślającą wagę wydarzeń.

Nie mówię tego za często, a w ostatnich latach właściwie wcale, ale moim zdaniem pierwszy sezon “Arcane” jest dziełem kompletnym. Doskonale nakreślone postacie, wartka, wielowątkowa fabuła, piękne wykonanie, świetne udźwiękowienie i gra aktorska, emocjonalny, osadzony bardzo ludzko rdzeń całej opowieści. Wszystko w tych dziewięciu odcinkach zagrało dokładnie tak jak powinno. Serial roku i pozycja absolutnie obowiązkowa.
 

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułSuper Monkey Ball: Banana Mania. SEGA zachęca do spędzenia świąt z małpkami
Następny artykułWarszawa: Strażnicy miejscy gasili płonący samochód. Zużyli 13 gaśnic