A A+ A++

Ministerstwo Zdrowia informuje, że w ciągu ostatniej doby zanotowano w Polsce 67 nowych przypadków zakażenia koronawirusem. W Łódzkiem zachorowały kolejne 4 osoby. Nie odnotowano żadnych przypadków śmiertelnych.

  • W szpitalach, podobnie jak w niedzielę, przebywa 342 pacjentów covidowych – informuje Ministerstwo Zdrowia. 62 chorych jest podłączonych do respiratorów. Ta liczba wzrosła o dwie osoby.

  • Na kwarantannie przebywa 86921 osób. To o 1304 osoby mniej niż dzień wcześniej.

  • Resort zdrowia podał też, że w sumie w Polsce jest 2 653 034 ozdrowieńców z COVID-19.

Koronawirus w Polsce

16 mln w pełni zaszczepionych osób to za mało, aby powstrzymać w Polsce czwartą falę koronawirusa – oceni prof. Jacek Wysocki, członek Rady Medycznej przy premierze, kierownik Katedry i Zakładu Profilaktyki Zdrowotnej Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Medycznego im. Karola Marcinkowskiego w Poznaniu. Według eksperta chętnych do zaszczepienia przybędzie wraz ze wzrostem liczby zachorowań. – Mamy te 16 mln osób w pełni zaszczepionych. To nie jest najgorszy wynik, ale dużo za mało, abyśmy mogli w Polsce powstrzymać ewentualną czwartą falę zakażeń. I tego się boję. Tym bardziej że na horyzoncie mamy nowy rok szkolny i nowy rok akademicki – mówi ekspert. Dodaje, że niepokojąca staje się sytuacja w krajach europejskich, gdzie rośnie liczba zakażonych wariantem delta, co m.in. z powodu ruchu turystycznego może się przełożyć na skalę zakażeń w Polsce. – Przy tym stopniu wyszczepienia polskiej populacji obawiam się czwartej fali zakażeń. A na horyzoncie, w Peru, pojawił się wariant lambda. Nie wiemy jeszcze, jak jesteśmy chronieni przed nim przez szczepienia. To są bardzo niepokojące zjawiska – zaznacza prof. Jacek Wysocki.

Ekspert podkreśla, że nie jest zwolennikiem wprowadzenia obowiązku szczepienia przeciw COVID-19 dla całej populacji. – To będzie pewne paliwo dla ruchów antyszczepionkowych. Należy docierać do ludzi przez argumenty. Jeśli ktoś chce żyć i być zdrowy, to powinien to zrozumieć. Edukacja i jeszcze raz edukacja. To może się nam wydawać nudne, ale o skutkach COVID-19 trzeba mówić, bo może dzięki temu więcej ludzi pójdzie do punktów szczepień – stwierdza i wyjaśnia, że szczepienie w okresie wakacyjnym jest dużo bardziej bezpieczne niż na początku roku. – Nie ma tłoku w punktach szczepień. Niewielu chorych jest wokół nas. Przecież bywało w styczniu i w lutym, że ludzie zakażali się w kolejce do szczepienia. Teraz tego nie ma. Byłby to idealny moment, żeby poprawić zaszczepienie, żeby zająć się starszymi dziećmi i młodzieżą, ale moim zdaniem ten czas, na połowę lipca, przegrywamy, nie wykorzystujemy go – zaznacza.

Profesor podkreśla, że jest zwolennikiem tworzenia łatwo dostępnych punktów szczepień, organizowanych np. w kurortach czy przed centrami handlowymi. Pytany o ewentualne dopuszczenie szczepienia dzieci poniżej 12 lat, zaznaczył, że młodsze dzieci także chorują na COVID-19, ale przechodzą go łagodniej. – Często nawet trudno zauważyć, że dane dziecko zachorowało – przyznaje. Dodaje, że obecnie do szpitali trafiają dzieci z powikłaniami po łagodnym przechorowaniu koronawirusa. – Jak pytamy rodziców, czy dziecko chorowało na COVID-19, to odpowiadają, że nie, że mąż był chory, a dziecko nie. Po zbadaniu przeciwciał okazuje się, że dziecko chorowało, tylko nikt o tym nie wiedział i teraz cierpi na wieloukładową rekcję zapalną. Oznacza to pobyt w szpitalu i ryzyko uszkodzenia mięśnia sercowego – mówi lekarz. według szacunków w kraju problem wieloukładowej reakcji zapalnej dotknął około 500 dzieci.

Doradca premiera zaznacza, że nie jest zwolennikiem całkowitego zamykania szkół ze względu na pandemię. – Widzimy, czym to skutkuje – poradnie psychiatrii dziecięcej pękają w szwach. Mamy mnóstwo przypadków depresji u dzieci, czego dotąd nie widzieliśmy. A dzieci, które leżą w łóżku z komputerem i tak uczestniczą w lekcjach, to naprawdę nie jest dobra sytuacja dla nich – podkreśla.
 – Wiosną toczyła się dyskusja na temat zamykania szkół. Byłem w grupie, która była temu przeciwna i uważam, że należy tego unikać w nowym roku szkolnym. Niemniej, jeżeli będą masowe zachorowania w szkołach, to pewnie nam to grozi – dodaje.

Jak informuje Waldemar Kraska, wiceminister zdrowia, do tej pory w Polsce potwierdzono zakażenie koronawirusem w wariancie delta u 185 osób. To jest już w tej chwili 47 proc. wszystkich nowych mutacji, które są wykrywane w Polsce. Wiceszef resortu zdrowia mówił w TVP 1, że za kilka tygodni dojdzie w Polsce do wzrostu zakażeń koronawirusem. – Chyba że Polacy uprzedzą tę czwartą falę, uprzedzą wzrost zachorowań i masowo się zaszczepią – podkreślił.  – Myślę, że także u nas w kraju, szczególnie teraz, w okresie wakacyjnym, kiedy jesteśmy bardzo mobilni, przemieszczamy się, spotykamy się z wieloma ludźmi, ten zakaźny wariant delta będzie zdecydowanie się szybciej rozprzestrzeniał i to szczególnie u osób młodych, osób, które niestety się nie szczepią – dodał.

Delta jest bardziej zakaźna, ale nie bardziej agresywna – mówi prof. Agnieszka Szuster-Ciesielska z Katedry Wirusologii i Immunologii UMCS w Lublinie. Jej zdaniem czwarta fala koronawirusa w Polsce najbardziej uderzy w region wschodni i południowo-wschodni, gdzie jest najmniej zaszczepionych. – Wariant delta jest bardziej zakaźny, ponieważ ma wyższy współczynnik reprodukcji – jedna zakażona osoba może zainfekować osiem kolejnych. A one następne osiem. Szacuje się, że delta rozprzestrzenia się około 60 proc. szybciej niż wariant brytyjski – zaznacza prof. Ciesielska.

Wirusolog podkreśla, że nie tylko bezpośredni kontakt z chorym powoduje, że może dojść do zakażenia.  – Wystarczy przejść obok zakażonej osoby lub tylko wejść do pomieszczenia, w którym wcześniej ona przebywała. Takie przypadki były już w Australii. To świadczy, jak niebezpieczny jest to wirus – dodaje. Wskazuje, że dla przebiegu choroby czy procesu leczenia nie ma większego znaczenia, jakim wariantem koronawirusa jesteśmy zakażeni, bo nie ma między nimi bardzo istotnych różnic w wywoływaniu objawów choroby. – Może to jednak nieść konsekwencje dla skuteczności odpowiedzi przeciwwirusowej. Mam na myśli, czy odporność konkretnej osoby wystarczy na odparcie ataku nowego wariantu koronawirusa, wliczając w to ozdrowieńców, którzy mieli kontakt z wcześniejszymi wariantami. Podobnie jest w przypadku szczepionek, dlatego producenci planują również modyfikację swoich produktów – mówi prof. Szuster-Ciesielska.

Szczepionki wektorowe, tj. AstraZeneca i Johnson & Johnson, zapewniają około 60-procentową ochronę przed zakażeniem wariantem delta, a szczepionki genetyczne, tj. Pfizer i Moderna – ok. 80 proc. Wszystkie one chronią przed ciężkim przebiegiem COVID-19 w granicach 90 proc. – Te wyniki dotyczą osób w pełni zaszczepionych. Należy zwrócić uwagę, że po przyjęciu tylko pierwszej dawki skuteczność ochrony waha się między 10-30 proc. – dodaje wirusolog. Jej zdaniem wkrótce w naszym kraju zaczniemy obserwować wzrost zakażeń w związku z rozprzestrzenianiem się wariantu delta w Europie. – Uważam, że czwarta fala może rozpocząć się w Polsce w drugiej połowie sierpnia. Na razie tego jeszcze nie odczuwamy, ale to jest sytuacja przejściowa, lada dzień się ona zmieni. Nie może być inaczej, skoro w otaczających nas państwach sytuacja zaczyna być już powoli alarmująca, np. w Niemczech czy Czechach, gdzie notuje się 20-procentowy wzrost zakażeń w porównaniu tydzień do tygodnia – podkreśla prof. Szuster-Ciesielska. Według wirusolog delta uderzy najbardziej w region wschodni i południowo-wschodni, ponieważ tam jest najmniej zaszczepionych. Dlatego jej zdaniem prawdopodobne jest, że nastąpi regionalizacja obostrzeń, a nie ogólnopolski lockdown.

Dodaje, że trudno powiedzieć w tym momencie, czy od września uczniowie będą mogli wrócić do szkół albo czy nauka będzie prowadzona hybrydowo lub zdalnie. Kluczowa jej zdaniem byłaby tu kwestia szczepień dzieci powyżej 12 lat, ponieważ one także przenoszą koronawirusa. – Ponadto trwają badania nad skutecznością i bezpieczeństwem szczepionki Pfizera dla młodszych grup wiekowych, ich zakończenie przewidywane jest na wrzesień tego roku – dodaje profesor. Jej zdaniem należałoby wprowadzić w Polsce, podobnie jak we Francji czy w Australii, istotniejsze przywileje dla zaszczepionych, np. wstęp do kina czy restauracji tylko dla nich – Uważam, że to nie jest segregacja społeczeństwa, tak sądzą tylko ci, którzy zaszczepić się nie chcą. Dlaczego osoby zaszczepione mają czuć dyskomfort czy zagrożenie w związku z przebywaniem w jednym pomieszczeniu z osobami niezaszczepionymi? – mówi prof. Szuster-Ciesielska.

Oprócz delty na świecie potwierdzono kolejny wariant koronawirusa – lambda, który wywodzi się z Ameryki Południowej, początkowo nazywany był wariantem andyjskim. Jego obecność potwierdzono w 30 krajach. WHO zakwalifikowało go jako tzw. wariant wart zainteresowania.

Koronawirus na świecie

Armia Korei Płd. mierzy się z największym dotąd ogniskiem pandemii COVID-19. Zakażenie wykryto u 247 spośród 301 marynarzy na niszczycielu biorącym udział w misji zwalczania piractwa u wybrzeży Afryki – podała w poniedziałek agencja Yonhap. Południowokoreański niszczyciel Munmudaewang uczestniczy w operacjach antypirackich w Zatoce Adeńskiej w pobliżu Somalii oraz w cieśninie Ormuz. W ubiegłym tygodniu na jednostce wykryto sześć infekcji i przeprowadzono badania u wszystkich członków załogi. W niedzielę zakażenia potwierdzono u 68 marynarzy, a w poniedziałek wirusa wykryto u kolejnych 179 – poinformowało kolegium szefów sztabów południowokoreańskiej armii. – W badaniach 301 członków załogi 247 miało wynik dodatni, a 50 ujemny. Wyniki czterech osób były niejednoznaczne” – napisano w komunikacie prasowym. Szesnastu zakażonych jest obecnie leczonych w szpitalach, w tym jeden na intensywnej terapii. Pozostali są izolowani na pokładzie niszczyciela. Wszyscy mają wrócić we wtorek do Korei Płd. na pokładzie samolotów wysłanych po nich przez rząd. Okręt zostanie natomiast sprowadzony do kraju przez zastępczy personel wysłany tymi samolotami. Yonhap podkreśla, że ognisko na niszczycielu jest największym odnotowanym w południowokoreańskiej armii, odkąd w lutym 2020 roku zgłosiła ona pierwszy przypadek zakażenia koronawirusem SARS-CoV-2 w swoich szeregach. Wojsko mierzy się z narastającą falą krytyki w związku z reakcją na infekcje. Gdy dzień po wypłynięciu z portu u jednego z marynarzy pojawiły się objawy choroby, nie został on przebadany na COVID-19 ani odizolowany, a dostał jedynie leki na przeziębienie. Po tygodniu rozchorowało się kilkunastu innych członków załogi. Początkowo przebadano ich na koronawirusa przy użyciu szybkich testów i wyniki były ujemne, ale później dokładniejsze badania PCR potwierdziły zakażenie u sześciu z nich. Władze krytykowane były też za brak działań na rzecz zaszczepienia przeciw COVID-19 marynarzy służących na okrętach. Niszczyciel wypłynął z Korei Płd. przed rozpoczęciem programu szczepień przeciw COVID-19 i żaden z członków załogi nie jest zaszczepiony. Według ministerstwa obrony obecnie w pełni zaszczepionych jest już 73 proc. spośród ok. 1300 południowokoreańskich marynarzy służących w misjach zagranicznych.

Australijski stan Victoria, w którym leży drugie pod względem wielkości miasto kraju, Melbourne, przedłuży o co najmniej pięć dni lockdown wprowadzony z powodu epidemii COVID-19 – poinformowały władze stanowe w poniedziałek. Chociaż liczba infekcji nieznacznie spadła – w poniedziałek odnotowano 13 zakażeń, w niedzielę było ich 16 – władze nie odwołają mającego pierwotnie potrwać do wtorku lockdownu w obawie przed ponownym wzrostem liczby infekcji i koniecznością wprowadzenia następnej blokady – powiedział premier stanu Daniel Andrews. Co najmniej do końca lipca potrwa także lockdown w stanie Nowa Południowa Walia, w którym położona jest największa australijska metropolia, Sydney. Do pozostawania w domach zmuszona jest więc blisko połowa ludności 25-milionowego kraju. W poniedziałek w Sydney zgłoszono 98 nowych infekcji (z których co najmniej 20 było zakażeniami lokalnymi), a w niedzielę – 105. Lockdown w Nowej Południowej Walii wprowadzono 26 czerwca i od tego czasu był on dwukrotnie przedłużany. Liczby zakażeń w Australii są relatywnie niskie w porównaniu z innymi krajami, ale kraj od początku pandemii prowadzi politykę “zera przypadków” i dąży do całkowitego wyeliminowania COVID-19 na swoim terenie – komentuje agencja AFP. Dodaje, że w tych wysiłkach może jednak przeszkodzić wolno prowadzona kampania szczepień przeciwko chorobie. Dotychczas w Australii w pełni zaszczepiono 11 proc. populacji kraju.

Więcej niż dwie trzecie mieszkańców Japonii nie wierzy, że w obecnej sytuacji związanej z pandemią COVID-19 da się bezpiecznie przeprowadzić rozpoczynające się w piątek igrzyska olimpijskie – wynika z sondażu opublikowanego przez gazetę “Asahi”. Według dziennika 68 procent z 1444 ankietowanych wątpi, że organizatorzy imprezy są w stanie kontrolować liczbę zakażeń koronawirusem, a ponad połowa – 55 procent – wolałaby, żeby igrzyska się nie odbyły. Większość – ok. 75 procent – poparła też decyzję o niewpuszczaniu kibiców na olimpijskie areny. W Tokio z powodu pandemii obowiązuje stan wyjątkowy, który nie zostanie zniesiony przed końcem igrzysk. Przewodniczący Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego Thomas Bach zapewnił w ubiegłym tygodniu, że poziom ryzyka dla mieszkańców Japonii w związku z przyjazdem tysięcy sportowców, dziennikarzy i gości wynosi zero. Wyraził również nadzieję, że kiedy rozpocznie się rywalizacja o medale, Japończycy zaczną przychylniej patrzeć na igrzyska. Od początku lipca potwierdzono już kilkadziesiąt przypadków zakażenia COVID-19 u osób, które przyjechały do Japonii. W niedzielę pojawił się pierwszy dodatni test u mieszkańca wioski olimpijskiej. Zmagania olimpijskie potrwają do 8 sierpnia.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułChcą dokręcić śrubę. Prezydent poza radą
Następny artykułRenault Arkana E-tech – samochód uniwersalny