A A+ A++

Skandal wybuchł 17 listopada 1923 roku. Sobotni „Express Poranny” zamieścił sensacyjne doniesienia o domniemanym porwaniu dzieci sprzed kamienicy na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie. Dramatyczna historia miała podwójne dno – za uprowadzeniem dzieci krył się problem w małżeństwie ich ojca, obywatela ziemskiego Michała S., i jego żony, pani S., która miała być „ofiarą zboczenia, choroby” i, jak zaznaczał autor artykułu, „była stałą klientką dr S. w domu przy ulicy Mazowieckiej”. Gazeta donosiła, że w centrum stolicy „szalały w miłosnym obłędzie pod trującym czarem tajemnych narkotyków kobiety z najwytworniejszego towarzystwa, mieszkanki pałacyków z Al. Ujazdowskich, al. Róż i tak dalej”.

Tak pikantnie zapowiedziana sprawa obyczajowa rozpaliła zainteresowanie ulicy. Dzienny nakład rozszedł się błyskawicznie i redakcja musiała zarządzić dodruk wydania. Zainteresowanie było tym większe, że nietrudno było domyślić się, o kogo chodzi. Przy Mazowieckiej 7 mieszkała doktor Zofia Sadowska, znana lekarka, poważana internistka, działaczka społeczna i feministka.

„Czyny lubieżne, szkodzące zdrowiu”

„Express Poranny” poszedł dalej, rozpisując się o tajemnicach gabinetu, w którym miało dochodzić do seksualnych ekscesów z udziałem pacjentek poddawanych działaniu środków odurzających. „Która bowiem z kobiet podekscytowana narkotykiem odda się raz niezdrowemu popędowi, zgubiona jest raz na zawsze dla męża, dla domu, dla świata” – mówił anonimowy informator gazety i zaznaczał, że za sprawą pani doktor kobiety dochodzą do „jakiegoś obłędu miłosnego”.

„Kobieta lat około czterdziestu, znana jest powszechnie w Warszawie. Zwraca bowiem od razu na siebie uwagę swym oryginalnym strojem, na wzór męski skrojonym” – opisywał doktor Zofię Sadowską „Express Wieczorny Ilustrowany” i dodawał: „Nosi marynarkę męską, do tego suknię i czapeczkę dżokejską typu podróżnego. Strój ten jest koloru khaki. Jeździ zazwyczaj w małym, ale eleganckim powoziku, zaprzężonym w pięknego gniadosza. Podobny strój miewa też podczas wizyt towarzyskich oraz na premierach teatralnych, na które stale uczęszcza. Oczywiście, że wówczas strój ten jest koloru czarnego. Kołnierzyk i krawat męskie. W bocznej kieszeni marynarki jedwabna biała chusteczka. Doktór Sadowska ma krótki wzrok, nosi więc binokle. Na ulicę nie wychodzi nigdy bez szpicruty”.

Ta sama gazeta analizowała zapisy w kodeksie karnym, bez powodzenia szukając paragrafów zakładających penalizowanie „miłości lesbijskiej”, ale zauważała jednocześnie, że „władze sądowe mogłyby pociągnąć doktór Sadowską do odpowiedzialności sądowej, o ile zechciałyby (…) interpretować omawiane przez nas praktyki jako »czyny lubieżne, szkodzące zdrowiu«”. Wydawany w Łodzi „Express Wieczorny Ilustrowany” wysłał nawet reportera śledczego po to, by codziennie dostarczać nowych wieści w cyklu „Za kulisami skandalu erotycznego w Warszawie”.

Zofia Sadowska aktywistką była już jako dziewczyna. Tu dowód zatrzymania z 1910 r. (Petersburg) na prośbę warszawskiej policji podczas śledztwa w sprawie strajku szkolnego z 1905 r. Fot.: Państwowe Archiwum Federacji Rosyjskiej, Moskwa www.statearchive.ru

„Chcę pełni życia i swobody w miłości”

W tej rozpędzającej się prasowej nagonce nakręcanej niedwuznacznymi sugestiami i fantazjami erotycznymi autorów artykułów zapomniano, kim tak naprawdę była doktor Zofia Sadowska. Jej gabinet i mieszkanie przy ulicy Mazowieckiej, które w publikacjach brukowców przedstawiano jako jaskinię rozpusty, były ważnym miejscem dla ówczesnego ruchu emancypacyjnego. Tutaj mieścił się na przykład Pierwszy Klub Wyborczy Kobiet Polskich, na czele którego stanęła.

Pochodziła z rodziny o tradycjach lekarskich – jej dziadek Roch był felczerem, a wuj Szczepan poszedł w ślady własnego ojca. Zofia przyszła na świat w lutym 1887 roku, a po ukończeniu nauki w IV Gimnazjum w Warszawie, w klasie medycznej, wyjechała na studia do Petersburga. Wybrała Żeński Instytut Medyczny przy Wojskowej Akademii Medycznej i zaczęła działać w Związku Kobiet Polskich, feministycznej organizacji założonej w Petersburgu. Rosyjskie i polskie działaczki połączyła walka o równouprawnienie, na Pierwszym Wszechrosyjskim Zjeździe Kobiet zorganizowanym w petersburskim ratuszu w 1908 roku aktywistki z Polski wygłosiły cztery referaty. Sadowska, która brała udział w spotkaniu, na fali entuzjazmu pozjazdowego napisała na łamach warszawskiej „Prawdy”: „Nie chcę być wyłącznie przedmiotem miłości dla mężczyzny, nie chcę trwonić sił swych jedynie w miłości, chcę być samodzielnym, żyjącym z pracy swej człowiekiem, chcę rozwijać wszystkie władze mej duszy, chcę pełni życia i swobody w miłości”.

Kiedy w 1915 r. przyjechała do Polski, była już dyplomowanym lekarzem. Rok wcześniej – jako pierwsza Polka na petersburskiej uczelni – obroniła tytuł doktora medycyny. Kilka tygodni zajmowała w Warszawie stanowisko chirurga w punkcie szpitalnym, gdzie trafiali ranni z pierwszowojennego frontu, ale szybko wróciła do Petersburga. Dopiero jesienią 1918 r. udało jej się przedostać do Warszawy i od razu zaangażowała się w walkę o prawa kobiet w odradzającym się kraju.

„W jedności siła!”

Sadowska już wtedy wyróżniała się uporem i skutecznością. Znalazła się w delegacji, która poszła przekonywać Józefa Piłsudskiego, że kobiety powinny wejść do tworzącego się rządu. „Wódz Naczelny odniósł się z całą życzliwością do delegacji, zaznaczając, że z radością stwierdził w rozmowach z przedstawicielami różnych stronnictw i ugrupowań zupełną jednomyślność odnośnie do przyznania kobietom praw politycznych” – donosił „Kurier Poranny” i dodawał: „Na żądanie delegatek, aby kobiety zostały powołane na stanowiska wiceministrów, Wódz skierował delegację do Prezesa Rady Ministrów”.

Trudno stwierdzić, czy spotkanie u Piłsudskiego miało wpływ na powołanie na początku listopada 1918 roku do rządu pierwszej kobiety minister. Irena Kosmowska, działaczka ludowa i publicystka, edukatorka – jak można by o niej dziś powiedzieć – otrzymała w gabinecie Ignacego Daszyńskiego stanowisko wiceministra do spraw opieki społecznej i propagandy. Pierwszy krok został wykonany, kolejnym było przyznanie kobietom praw wyborczych w dekrecie Piłsudskiego. Pod koniec listopada Sadowska wygłosiła płomienne przemówienie na posiedzeniu inaugurującym Komitetu Wyborczego Kobiet. „Musicie przyczynić się do zwycięstwa tych zasad, które zapewnią narodowi naszemu szczęśliwy rozwój” – zwracała się do zgromadzonych. „W celu jak największego uświadomienia sobie naszych obowiązków i praw, zbudzenia świadomości ogółu, powołania odpowiednich przedstawicielek do pierwszego Sejmu powstaje klub wyborczy kobiet. W jedności siła! Razem, bez względu na bogactwo, stanowisko społeczne i wykształcenie, łączmy się, żeby nie zabrakło naszego udziału przy urnach wyborczych” – apelowała. Głosami działaczek stanęła na czele Komitetu i dalej uparcie kuła gorące polityczne żelazo. W połowie grudnia 1918 r. mówiła na Zjeździe Kobiet Polskich: „Nieobojętnym jest, jak kobiety zachowają się przy głosowaniu, zależeć to będzie wszystko od ugrupowań politycznych. Istnieją rzeczy bezwzględne, udział wszystkich w głosowaniu, nie można tworzyć list ściśle kobiecych. Kobiety muszą wejść w blok ze stronnictwami demokratycznymi, bardziej lewymi, z którymi je łączy wspólność idei”.

Na efekty podsycania świadomości politycznej kobiet nie trzeba było długo czekać. Do pierwszego Sejmu w wyborach z początku 1919 r. dostało się osiem posłanek – działaczki ludowe i społeczne: Anna Anastazja Piasecka, Irena Kosmowska i Franciszka Wilczkowiakowa, socjalistka Zofia Moraczewska, założycielka szkół Jadwiga Dziubińska, organizatorka instytucji oświatowych i narodowych Zofia Sokolnicka, nauczycielka i działaczka społeczna Maria Moczydłowska oraz doktor botaniki i wykładowczyni akademicka Gabriela Balicka.

Pasje, procesy, wyroki, uniewinnienia

„Dziwna blondynka, energiczna, wygadana i jakaś »męska«” – tak Zofię Sadowską zapamiętała z jednego ze spotkań ruchu kobiecego Maria Dąbrowska, ówczesna dziennikarka, późniejsza pisarka. Na nielicznych zachowanych zdjęciach z tego czasu Sadowska zwraca uwagę chmurnym obliczem. Fotografowi udało się uchwycić ją roześmianą podczas przyjęcia w siedzibie Automobilklubu Polskiego. Doktor Sadowska miała bowiem interesującą, przypisywaną wówczas feministkom pasję – jazdę samochodem – i realizowała ją, biorąc udział w głośnych w latach dwudziestych rajdach pań. Na trasie wyścigu Warszawa – Łomża – Warszawa w czerwcu 1926 r. do swojego auta zaprosiła nawet korespondenta „Rzeczpospolitej”, który w artykule „Benzynowe amazonki” notował między innymi: „Ze dwadzieścia kilometrów za Łomżą nader miłe spotkanie: jakiś obywatel ziemski, stojąc tuż przy szosie, rzuca do mijających samochodów róże. Róże te, jakkolwiek boleśnie mię uderzyły w sam nos, najlepszą po sobie pozostawiły pamięć”.

Sadowska zajęła wówczas ósme miejsce. Chętnie podejmowała rywalizację – czy to w walce za kierownicą na szosie, czy w walce o równouprawnienie kobiet. Tak samo zaciekle walczyła też o swoje dobre imię. W grudniu 1923 r. pozwała o zniesławienie redaktora „Expressu Porannego” Jerzego Plewińskiego i wydawcę Antoniego Lewandowskiego. Proces ten rozpalił nie tylko warszawskie brukowce. Pisały o nim gazety w całym kraju, nawet poważna „Rzeczpospolita” poświęciła mu uwagę, korzystając z okazji, że miała w zwyczaju pisać o wszystkich ważniejszych sprawach sądowych. „Express Poranny”, chociaż był stroną w sprawie sądowej, nie powstrzymał się przed atakami. „Panna doktór Zofia Sadowska jest szkodnikiem społecznym, a ujawnienie tego było cz … czytaj dalej

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKibicowaliśmy Radkowi Typie – mistrzowi w autach przednionapędowych
Następny artykułZmarł wrocławski poeta. Przed śmiercią żalił się, że nikt nie chce mu pomóc