Jeszcze tydzień temu Krzysztof Krawczyk był tym, za kogo zapewne wielu z nas Go uważało – kimś, kto kiedyś, bardzo dawno temu, śpiewał bardzo oldskulowe piosenki, ubrany w bardzo oldskulowy sposób i jego kasety wałęsały się gdzieś między angielskim dla początkujących, Tercetem Egzotycznym, Bohdanem Smoleniem, kolędami i „szumem fal do usypiania dzieci”.
Był kimś obciachowym, kogo wielbić nie wypadało, facetem z brzuchem, z farbowaną trwałą napuszoną na suszarkę, w rozpiętej po pępek koszuli w palmy, ze złotym krzyżem na klacie i z wąsem à la Lech Wałęsa, a do tego w kowbojkach na wysokich obcasach. Bardzo daleko do dzisiejszych idoli.
Oryginalne źródło: ZOBACZ
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS