A A+ A++

Marsjańskie przygody

Kiedy w styczniu 2004 roku na powierzchni Marsa lądowały dwa identyczne łaziki Spirit i Opportunity, świat wstrzymał oddech. Wypakowane urządzeniami pomiarowymi łaziki miały dać odpowiedzi na wiele pytań, w tym najważniejsze – czy i kiedy możliwe będzie wysłanie misji załogowej na Marsa? Czy jest tam woda? Czy uda się zbudować odpowiednie schronienie dla ludzi? A może nawet hodować w marsjańskiej glebie warzywa? Nie wspominając o znalezieniu śladów życia na tej planecie? Te wizje rozpalały miłośników podboju kosmosu. Niestety, wielkich fajerwerków naukowych nie było – łaziki potwierdziły, że kiedyś na Marsie była woda, kolejny łazik – Curiosity z 2011 roku nie wykrył tam żadnych śladów życia. A o załogowej misji na Marsa, która na początku nowego tysiąclecia wydawała się tuż, tuż, na wyciągnięcie ręki, wciąż nie słychać.

W świecie najmniejszych cząstek

Kiedy w 2008 roku uruchomiono Wielki Zderzacz Hadronów, wyobrażaliśmy sobie najróżniejsze rzeczy – od znalezienia zupełnie nieznanych cząstek po wytworzenie w zderzaczu miniaturowej czarnej dziury, które pochłonie cały świat. Ani jedno, ani drugie się nie stało. Zgodnie z przewidywaniami w 2011 roku udało się odnaleźć ostatnią cząstkę tzw. Modelu Standardowego, czyli kompletu cząstek elementarnych, budujących całą materię. Bozon Higgsa zwany również Boską Cząstką, przyczynił się do powstania całej materii i jego istnienie było przewidziane przez prof. Petera Higgsa od lat 60. XX wieku. Odkrycie tej cząstki nie oznacza jednak, że wiemy wszystko na temat budowy Wszechświata. Nie mamy pojęcia, czym jest tzw. ciemna materia, z której składa się 27 proc. Wszechświata. Oczywiście, dziś fizycy pracujący w LHC marzą o jej odkryciu, ale całkiem możliwe, że będzie trzeba w tym celu wybudować nowy, jeszcze potężniejszy akcelerator.

Zobaczyć niewidzialną dziurę

Czarne dziury, najbardziej tajemnicze obiekty w kosmosie, od lat fascynują astronomów. To gwiazdy tak gęste, że generują gigantyczną grawitację, ściągającą do czarnej dziury wszystko w pobliżu i nie pozwalającą wydostać się z niej nawet fotonom. Dlatego czarne dziury są kompletnie niewidoczne. A właściwie były. Potrafimy zobaczyć je za pomocą fal grawitacyjnych, jakie generują podczas zderzeń z innymi ciałami niebieskimi albo kiedy dwie czarne dziury zlewają się ze sobą. Po raz pierwszy takie zdarzenie udało się zaobserwować z Ziemi w 2015 roku w obserwatorium LIGO we Włoszech. A w 2019 roku naukowcom z programu naukowego Teleskop Horyzontu Zdarzeń (EHT) udało się wykonać pierwsze zdjęcie okolic czarnej dziury w centrum galaktyki M87. Wciąż jednak nie wiemy, co znajduje się za horyzontem zdarzeń, czyli za linią, spoza której nic z czarnej dziury nie może się wydostać. To dziś jedna z największych tajemnic nauki, być może nierozwiązywalna.

Planeta do życia

Kiedy prof. Aleksander Wolszczan odkrył w 1992 roku pierwsze planety krążące wokół odległego od Ziemi o 980 lat świetlnych pulsara PSR1257+12, nie zdawaliśmy sobie jeszcze sprawy, jak powszechne są w naszej galaktyce układy planetarne. Kiedy naukowcy nauczyli się odpowiednio patrzeć w niebo, wykorzystując efekt soczewkowania mikrograwitacyjnego oraz przechodzenia planet przed tarczami gwiazd, odkrycia nowych planet posypały się jak z rękawa. Wielki udział mieli w tym polscy astronomowie z projekt OGLE zarządzanego przez prof. Andrzeja Udalskiego w Obserwatorium Astronomicznego UW w Warszawie. Do dzisiaj odkryto ponad 3 tys. planet, wiele z nich jest gazowymi olbrzymami, na wielu panują iście piekielne temperatury rzędu 2 tys. stopni, a nawet padają deszcze z roztopionych skał. Część jest lodowata i martwa, część wysterylizowana przez promieniowanie. Najmniej udało się odkryć planet podobnych do Ziemi, krążących wokół gwiazd takich jak Słońce. Tylko kilka z odkrytych planet mogłoby od biedy być domem dla życia rozumianego tak, jak nasze, ziemskie. Jednak odkrycie prawdziwej „Ziemi bis” jest jeszcze przed nami – o ile w ogóle ona istnieje.

Nowy Park Jurajski

Nakręcony w 1993 roku Park Jurajski był jedynie fikcją, ale już wtedy zaczęliśmy sobie wyobrażać, jak to by było, gdyby udało się przywrócić do życia wymarłe gatunki. Może nie dinozaury, bo wymarły one zbyt dawno, żeby dało się odczytać choć fragmenty ich genomu, ale już DNA mamuta zastygłego przed kilkudziesięciu tysiącami lat w wiecznej zmarzlinie, czy polskiego tura, który wyginął zaledwie kilkaset lat temu? Czemu nie? Do tej pory słyszeliśmy o wielu projektach wskrzeszania wymarłych gatunków, nie tylko tych, które wyginęły dawno, ale też takich, które zniknęły z powierzchni ziemi zaledwie przed kilkudziesięciu czy kilkunastu laty, jak koziorożec pirenejski. Nawet jednak w takich przypadkach próby wskrzeszania za pomocą techniki klonowania spaliły na panewce. W 2003 roku doprowadzono do urodzenia się wymarłego koziorożca pirenejskiego, ale jagnię zmarło tego samego dnia z powodu wady płuc. Nie zdołaliśmy przywrócić przyrodzie żadnego wymarłego gatunku. Teraz naukowcy zapowiadają ponowienie prób ze wskrzeszaniem mamuta. Pierwsze mamuciątka mają urodzić się już za sześć lat. Czy wreszcie będzie sukces?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKidawa-Błońska o Terleckim. Padły zaskakujące słowa
Następny artykułNic się nie dzieje? Remont parkingu pod szpitalem dopełni drogowych komplikacji