W tym roku w pierwszej lidze było tak, że kluby dostawały po 200 tysięcy złotych z tytułu umowy telewizyjnej i tej ze sponsorem tytularnym. Kontrakt z eWinnerem opiewał na milion, a ten z Canal+ na drugie tyle. Kluby z tego tortu brały 1,6 miliona, część zatrzymywał PZM, a reszta trafiła do pośrednika, który negocjował telewizyjną umowę.
Jak będzie za rok, biorąc pod uwagę, że w miejsce eWinnera (umowa wygasła, nowej nie będzie) wskoczy inny sponsor? Kluby, które ostrzą sobie zęby na większe przelewy, musimy zasmucić, bo nie mają co na nie liczyć. Z prostego powodu. Milionowy kontrakt ze sponsorem tytularnym to absolutny maks. Takie są realia. Ekstraliga, choć mówi się, że jest najlepsza na świecie i jeżdżą w niej największe gwiazdy, ma kontrakt z PGE na 3 miliony i jest z tego zadowolona.
Na wielką kasą z dwóch umów (sponsorskiej i telewizyjnej) kluby pierwszej ligi muszą zaczekać do czasu nowego kontraktu telewizyjnego. Ten, który jest obecnie, obowiązuje jeszcze przez dwa lata, do końca sezonu 2024. Potem wejdzie w życie kolejny.
Rezerwy tkwią w umowie telewizyjnej
Start negocjacji w sprawie nowej umowy telewizyjnej może ruszyć już nawet w przyszłym roku. I tu wartości mogą być zdecydowanie wyższe niż dotychczas. Canal+ za obowiązującą umowę na pokazywanie PGE Ekstraligi płaci 60 milionów rocznie. Pierwsza liga nie może oczywiście liczyć na taki gigantyczny przelew. Jednak już kilka milionów byłoby wielkim sukcesem.
Zasadniczo wartość pierwszej ligi mocno wzrosła w ostatnich sezonach. Ten produkt stał się naprawdę interesujący. Zwłaszcza od strony sportowej. W latach 2021-2022 liga była tak wyrównana, że emocje związane z walką o awans mieliśmy do samego końca. Za rok będzie tak samo. Kluby się rozwijają, ich budżety rosną, a zawodnicy podpisują kontrakty, jakie jeszcze kilka lat temu były zawierane wyłącznie w Ekstralidze.
Czytaj także: … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS