O północy z wtorku na środę na terenach przy granicy z Białorusią zakończył się stan wyjątkowy. Rządowi zależało jednak na tym, by rygory tam obowiązujące ani na chwilę nie przestały działać. Dlatego we wtorkowe popołudnie i wieczór doszło do istnego ekspresu legislacyjnego.
Najpierw Sejm odrzucił senackie poprawki do ustawy o ochronie granicy państwowej, kończąc parlamentarny proces legislacyjny. Ustawa upoważniła szefa MSWiA m.in. do wydania zakazu wstępu na tereny przygraniczne. Wstęp ma być możliwy na podstawie zgody lokalnego komendanta Straży Granicznej (SG). W ten sposób mają być tam dopuszczani m.in. dziennikarze.
Czytaj więcej
Prezydent już po kilku godzinach ustawę podpisał i ukazała się ona w Dzienniku Ustaw (poz. 2191). Jeszcze przed północą ukazały się trzy rozporządzenia ministra spraw wewnętrznych i administracji (poz. 2193, 2194 i 2195): Poza zakazem wchodzenia na pogranicze pozwalają one na użycie nowych środków przymusu przez SG. Obok dotychczasowego arsenału (m.in. pałek czy paralizatorów) funkcjonariusze będą mogli używać plecakowych miotaczy substancji obezwładniających. Zabroniono też noszenia broni na pograniczu przez osoby nieupoważnione. Strefa „zakazana” pozostała taka sama jak w stanie wyjątkowym i objęła 183 miejscowości. Zakaz wstępu dla osób, które tam nie mieszkają i nie pracują, będzie obowiązywał do 1 marca 2022.
Jednak nie tyle treść, co sposób wprowadzenia rozporządzeń wzbudził zastrzeżenia prawników. Nowela do ustawy, pozwalająca ministrowi na wydanie zakazu, weszła w życie 1 grudnia. Tymczasem rozporządzenia wydane na jej podstawie wydano i opublikowano jeszcze 30 listopada.
Czytaj więcej
Prof. Andrzej Jackiewicz, konstytucjonalista z Uniwersytetu w Białymstoku, nie ma wątpliwości, że działanie ministra złamało zasady wydawania rozporządzeń z art. 92 Konstytucji RP. – Minister właściwy do spraw wewnętrznych powinien poczekać do dnia wejścia w życie ustawy, a więc do 1 grudnia 2021 r. Wtedy, choćby o godzinie 0.01, należało wydać takie rozporządzenie, wchodzące w życie z dniem jego ogłoszenia – sugeruje ekspert.
Z kolei prof. Krzysztof Prokop, konstytucjonalista z Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, twierdzi, że wcześniejsze opublikowanie rozporządzenia nie było jego wadą, bardziej istotny był przede wszystkim brak vacatio legis. – W praktyce oznacza to, że adresaci norm prawnych nie mieli czasu na zapoznanie się z treścią ustawy i rozporządzenia, a tym samym dostosowanie się do postanowień tych aktów – zauważa prof. Prokop. I dodaje, co zresztą zauważali wcześni … czytaj dalej
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS