A A+ A++

We wtorek w Berlinie, gdzie odbywa się pucharowa faza EuroBasketu kropiło, ale to był przyjemny, orzeźwiający deszcz. Z grupą dziennikarzy czekaliśmy na am Falkplatz, przed dawną halą Alby Berlin, gdzie Polacy trenowali przed środowym ćwierćfinałem.

Zobacz wideo
Lewandowski wrócił do domu. Reakcja kibiców podzielona

Zanim weszliśmy do hali, zagadnął mnie jeden ze Słoweńców. – Wiesz, dlaczego będziecie niewygodnym rywalem? Bo już nic nie musicie. Wy możecie. A rywal, który nie ma na sobie presji, jest najgroźniejszy – przyznał.

Idealny moment, by powalczyć o coś więcej

Mogłem tylko przytaknąć – Polacy już dziś osiągnęli sukces, pierwszy raz od 25 lat weszli do ćwierćfinału europejskiego czempionatu, choć – co zgodnie podkreślają w drużynie niemal wszyscy – w ich sukces wątpiło niemal całe koszykarskie środowisko.

Ale wszyscy wiedzą też, że to świetny moment, by powalczyć o coś więcej. Nawet jeśli naprzeciw stanie tak klasowy zespół.

Trener Igor Milicić mówił przed turniejem, że przed każdym meczem będziemy tzw. underdogiem. Drużyną, która do każdego starcia przystąpi w roli słabszego, która wygrywając, sprawi niespodziankę. I zwykle tak było. Najpierw z Czechami i Izraelem w grupie, a potem z Ukrainą w 1/8 finału. Jedynie w grupowym meczu z Holandią – jak się okazało: ekstremalnie trudnym – to my byliśmy delikatnym faworytem. I w trudnym momencie tę presję udźwignęliśmy.

Tezę, że Słowenia będzie faworytem ćwierćfinału, moglibyśmy udowadniać na sto sposobów – spoglądając w jej kosmiczny skład, wczytywać się w statystyki, przywoływać kursy bukmacherów, wyliczać zawodników z NBA, międzynarodowe sukcesy… To wszystko zbyteczne – Słowenia to wręcz nadfaworyt spotkania.

Gdy rozmawialiśmy z polskimi zawodnikami, staraliśmy się wyczuć, czy ten mecz będzie dla nich nagrodą za to, czego dokonali już w Pradze i Berlinie, a może czymś więcej? Szansą na pokazanie światu, że stać nas na więcej, a Słowenia nie jest nieśmiertelna, że da się ją pokonać.

Polacy w trakcie ostatnich tygodni przeszli wielką przemianę – z zagadkowej drużyny stali się jednością, a wielu z jej członków gra najlepszą koszykówkę życia. 35-letni A.J. Slaughter prezentuje się tak, jakby szykował się do NBA, a nie powolnego “wygaszenia reaktora”. Mateusz Ponitka udowadnia klubom z Euroligi, że się myliły, nie oferując mu tego lata lukratywnych ofert. Aleksander Balcerowski zamyka usta krytykom, którzy drwili z jego marzeń o NBA. A przecież – czego istotę podkreśla Milicić – do niesamowitej formy cegiełkę dokłada niemal każdy w drużynie – nawet nieco zagubiony w trakcie turnieju Aleksander Dziewa w meczu z Ukrainą wykonał na samym finiszu dwie defensywne akcje, dzięki którym nie pozwoliliśmy Ukraińcom doskoczyć.

Niemcy, Bośniacy i Belgowie pokazali, że się da. Teraz my?

A Słowenia i jej nieśmiertelność? Przed turniejem udowodnili to Niemcy, wygrywając z Donciciem i spółką 90:71 w kwalifikacjach do mistrzostw świata. Gospodarze EuroBasketu we wtorek sprawili kolejną niespodziankę, eliminując w ćwierćfinale Greków i zgarnęli nam miano czarnego konia turnieju.

Ale my możemy im je odebrać po równo 24 godzinach – pod warunkiem sensacyjnej wygranej ze Słowenią.

Ale Niemcy nie byli jedyni. Już w trakcie turnieju Słowenię pokonała Bośnia i Hercegowina, choć to drużyna, która na mistrzostwa przyjechała jako kopciuszek, jej federacja przeżywa kłopoty finansowe i w trakcie EuroBasketu nie potrafiła koszykarzom zapewnić godziwych warunków. – Śpimy po czterech w jednym łóżku – skarżył się Jusuf Nurkić. Ale to Bośniaków zahartowało – ze Słowenią wygrali 97:93. I mimo że z grupy nie wyszli, wygrana z obrońcą trofeum to ich wielki sukces. A dla Polski potwierdzenie, że się da.

Nawet w meczu 1/8 finału z Belgią Słoweńcy przeżywali katusze. Jeszcze na początku czwartej kwarty Belgowie potrafili wyjść na prowadzenie 64:63. Dopiero błyskawiczny zryw i 15 zdobytych z rzędu punktów sprawiło, że Luka po meczu mógł rozdawać swoje firmowe uśmiechy.

Milicić twierdzi, że wie, jak sprawić, by gwiazdor się skrzywił. Oczywiście, najlepszy plan na mecz niczego nie gwarantuje, liczy się wykonanie, reakcje w trakcie spotkania, a na koniec – pewnie gwiazdy. I tak, jak pisaliśmy – porównywanie nazwisk, klubów, w których występują koszykarze obu drużyn narodowych, nie ma sensu. Ale Polacy dziś są jedyną drużyną na tym poziomie EuroBasketu, która nie ma w składzie ani koszykarza z NBA, ani z przeszłością w NBA, ani nawet występującego na poziomie Euroligi. A mimo to – po prostu – wciąż tutaj są.

Dawaj, Polska!

Puśćmy wodze wyobraźni: Michał Sokołowski, który w 1/8 finału potrafił zneutralizować Swiatosława Mychajluka, niemal do zera ograniczyć ukraińskiego lidera z NBA, tym razem uprzykrza życie Donciciowi. Ponitka i Slaughter grają tak, jak z Czechami czy Ukrainą. Balcerowski udowadnia, że rozwija się z każdym spotkaniem. Mecz jest zacięty do 35 minuty, gra toczy się punkt za punkt, kosz za kosz, a Słoweńcom – którzy muszą, a nie mogą – zaczynają drżeć ręce. A Polacy dokonują tego, co nie udało im się bodaj jeszcze nigdy w historii – sprawiają niespodziankę, wyrzucając z turnieju niekwestionowanego faworyta.

Niemożliwe? Taki scenariusz nie jest nieprawdopodobny, ale aby się zmaterializował, Polacy potrzebują wspiąć się na wyżyny. Po to, aby – jak mówił Mateusz Ponitka – mieć co opowiadać dzieciom i wnukom.

Dawaj, Polska!

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Wszystkie śmieci są nasze” – Sprzątanie Świata 2022
Następny artykułSpore inwestycje oświatowe w Kłobucku, a to jeszcze nie koniec