Od optymizmu daleki jest Piotr Ozimek z EPO-Trans, który ocenia, że poprawa jest prawie niezauważalna.
Stawki w górę
Cichoń ocenia, że na rynku są duże ilości ładunków, porównywalne do czasów z pandemii. Tak optymistyczny nie jest Zawadzki, który szacuje, że zleceń na rynku chwilowym jest jeszcze mało, chociaż wzrosły ceny na tym rynku.
Przykładem pilnego transportu może być przewóz wartego ponad 5,2 mln dol. silnika do samolotu Embraer E195AR. – Informacja dotarła do nas już w nocy po 22 w piątek. Pomimo późnej pory Maciek [spedytor] w ciągu niespełna godziny zorganizował odpowiedni samochód i ubezpieczenie cargo dla klienta. Jeszcze tego samego dnia kierowca podstawił się na załadunek – podkreśla Maciej Węglarz z MPR Cargo. Jak to w branży lotniczej bywa, wszystko powinno być dostarczone na „wczoraj”. – Musieliśmy zorganizować drugiego kierowcę na zastępstwo, ponieważ poprzedniemu skończyły się godziny pracy. W sobotę rano zastępczy kierowca był już w samochodzie i mogliśmy przystąpić do odprawy celnej. Cały dzień monitorowaliśmy transport na bieżąco i informując klienta o każdym etapie. Nie mogliśmy pozwolić żeby cokolwiek wymknęło się nam spod kontroli. Finalnie towar szczęśliwie odwieźliśmy w sobotę na 19:15, cały i w ciągu 21 godzin od zgłoszenia – opisuje Węglarz.
Czytaj więcej
Branża zastanawia się jak długo potrwa ożywienie. – Boom pewnie jest chwilowy, ale jeśli chodzi o stopniowy wzrost frachtów, uważam że rozpoczął się już proces podwyżek, które będą widoczne przez najbliższych wiele miesięcy – prognozuje Bazyli Kubacki ze spedycji EJS.
Auta na kołkach
Przewoźnicy uważają, że samochodów nie ma, ponieważ firmy utraciły rentowność, zawiesiły działalność lub odstawiły samochody. – Popyt potrwa do wakacji, możliwości są wielkie – przewiduje Cichoń.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS