Na pożegnanie Szachtara z Donieckiem przyszło niewielu kibiców. Część już opuściła miasto, inni się pakowali. Atmosfera nie była szczególnie podniosła również dlatego, że obecni na stadionie spodziewali się raczej rozstania na parę tygodni, może miesięcy, ale nie lat. Miały wybuchnąć zamieszki, a nie wojna. Ucierpiał cały klub: od właściciela, który stracił mnóstwo pieniędzy i piękny stadion, przez pierwszy zespół, który rozpoczął wieloletnią tułaczkę po całej Ukrainie, po akademię, w którą latem 2014 r. trafił pocisk.
“Spadały bomby, miasto niszczało. Musieliśmy zdecydować co z naszą akademią”
– Do 2013 roku było pięknie, ale później wojna całkowicie zmieniła naszą rzeczywistość. Został uszkodzony nasz stadion, zdemolowane było lotnisko, a główne drogi dojazdowe do Doniecka zablokowane. Spadały bomby, miasto niszczało. Musieliśmy podjąć bardzo trudną decyzję, co zrobić z naszą akademią. Przenieść ją czy zamknąć. Odpowiadaliśmy za ponad setkę dzieci i ich rodziny. Musieliśmy znaleźć bezpieczne miejsce z dobrą infrastrukturą i szkołą – opowiadał Edgar Cardoso, trener z akademii Szachtara Donieck, na Lech Conference, czyli corocznej konferencji szkoleniowej organizowanej przez Lecha Poznań.
Więcej treści sportowych znajdziesz też na Gazeta.pl
Dla Rinata Achmetowa, właściciela Szachtara, akademia zawsze miała szczególne znaczenie. Najzdolniejsi wychowankowie mieli przeplatać się w pierwszej drużynie z Brazylijczykami. Kilkanaście kilometrów od Doniecka, w otoczeniu czterech tysięcy drzew i przy brzegu niewielkiego jeziora, stanęło imponujące centrum treningowe. Kto je wizytował, zbierał szczękę z podłogi i przyznawał, że niczego w nim nie brakuje. Od 2014 r. i aneksji Krymu brakowało jednak bezpieczeństwa.
– Zaraz po wyprowadzce z Doniecka mieliśmy dwie siedziby: część akademii była w Ottawie, część w Charkowie. Było to bardzo niewygodne, wymagało ciągłego podróżowania między tymi miastami. Później znaleźliśmy dobre miejsce w Kijowie, czyli w mieście naszego największego rywala, pełnym jego kibiców. Ale mamy tam boiska i szkołę. Teraz jest tam osiem naszych zespołów od U-12 do U-19, zespół kobiet i cały skauting. Blisko 150 osób mieszka w hotelu i pracuje w akademii – mówił Portugalczyk, który jest głównym architektem strategii szkoleniowej Szachtara.
W Szczasływe, miasteczku pod Kijowem, brakuje luksusów znanych z Doniecka. Jest hotel, cztery naturalne boiska i dwa sztuczne. Daleko do przepychu. Czuć atmosferę tymczasowości. Ale to akurat zaleta. Dom, choć spalony, wciąż jest w Doniecku. Przekaz jest jasny: klub kiedyś tam wróci. Nawet jeśli “kiedyś” oznacza “za kilkadziesiąt lat”.
“Zasada 30 centymetrów”, czyli jakich piłkarzy szuka Szachtar Donieck
Ale akademia klubu to nie tylko nowoczesne budynki i równiutkie boiska. To przede wszystkim wiedza, doświadczenie i filozofia. O nich najwięcej na konferencji mówił Cardoso, który zanim przeniósł się na Ukrainę, przez 12 lat pracował w akademii Benfiki. – Wprowadziłem w Szachtarze strategię opartą na moich przekonaniach – mówił Portugalczyk.
Najciekawsza wydaje się “zasada 30 centymetrów”. To wytyczne dla skautów, by podczas obserwacji zawodnika skupiali się tylko na jego górnych 20 cm, czyli głowie i dolnych 10 cm, czyli stopach. – Interesuje nas wyłącznie myślenie i inteligencja piłkarzy oraz czy za tym myśleniem nadążają stopy. Tylko tyle – przekonywał Cardoso. Wymagania wynikają ze stylu, w jakim mają grać wszystkie młodzieżowe drużyny Szachtara. – Uwielbiamy posiadać piłkę. Nasi piłkarze muszą rozkoszować się momentem, w którym mają ją przy nodze i nienawidzić jej tracić. My, trenerzy, musimy wywoływać w nich takie uczucia. Chcemy grać kreatywnie i dawać piłkarzom wolność. Ale nie znaczy to, że mogą robić, co tylko im się podoba. Są granice, które pozwalają trenerom wpasować ich indywidualne możliwości w grę całej drużyny. Zależy nam, żeby byli nieprzewidywalni. Ja to rozumiem tak, że nasz atakujący piłkarz ma wygranymi pojedynkami wprowadzać niestabilność w obronie przeciwnika. Musi więc być różnorodny. Niech robi “ruletę”, niech się bawi, niech przerzuca piłkę nad obrońcą, niech go ośmiesza, niech biega raz do lewej, raz do prawej strony – opisywał portugalski trener.
– Na nasze mecze przychodzą rodzice chłopców. To podobnie jak z kinem: kończy się film i za tydzień jest kolejny. Musi zatem być inny. Nikt nie przyjdzie jeszcze raz na ten sam. Nudziłby się. Musimy zatem grać w różnorodny sposób. Bawić naszych widzów. Pokazywać im co chwilę nowe rzeczy. Lubimy kino dynamiczne, szybkie, odważne – porównywał Cardoso.
– Co jeszcze uważamy za istotne? Rozmowy z piłkarzami. Cały czas o coś ich pytamy. Zatrzymujemy grę na treningu i zadajemy piłkarzowi pytanie: dlaczego podałeś akurat w prawo? Widziałeś kolegę z drugiej strony? A tego w środku? Jaką decyzję byś teraz podjął? Dlaczego? Bardzo dobrze! Podam przykład. Zadałem takie właśnie pytanie dziewięcioletniemu Thiago Dantasowi, który dzisiaj jest już dorosły i w ostatnim sezonie był do Bayernu Monachium. “Trenerze, wiem, że Jota po prawej stronie miał za plecami dwóch rywali, a Joao po lewej tylko jednego. Ale Jota potrafi okiwać dwóch i stworzyć przewagę, a Joao straci piłkę nawet z jednym przeciwnikiem”. Na takiej świadomości dzieciaków nam zależało. W Szachtarze jest identycznie – wspominał Cardoso.
Z Kijowa do Doniecka jest ponad 700 km, jednak klub wciąż dba o przywiązanie wychowanków do Doniecka i górniczych tradycji Szachtara. Każdy z chłopców trenujących akademii ma więc podobne marzenia: zagrać w pierwszym zespole, najlepiej na stadionie w Doniecku.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS