To, czego Zabrze potrzebuje, jest kombinacją zmian pełnych wyobraźni i zarazem głębokich, dokonywanych ze świadomością, że nie może być mowy o powodzeniu ekonomicznym bez kulturalnego szaleństwa.
Brud. Szarość. Stalownie. Hałdy. Powietrze, w którym nawet szklane oko zaczyna łzawić. Przemysł ciężki w fazie upadku. Mam oczywiście na myśli baskijskie miasto Bilbao, przed rokiem 1997 – miejsce ponure i zardzewiałe, absolutne przeciwieństwo wyrafinowania i kultury. Co prawda Bilbao nie dorównywało Belfastowi, ale mimo to zaliczało się do tej samej kategorii miast, których należy unikać nawet w rozmowach.
Dajmy Zabrzu fantastyczny obiekt
Przez kilka tygodni przedstawiałem moje rozważania na temat śląskich miast i tak, nie bez pewnej satysfakcji, dotarłem do Zabrza – miasta, dla którego jedynym ratunkiem przed depopulacją i degradacją funkcji miejskich może być przykład Bilbao. Nie chodzi wcale o to, aby Zabrze przeobraziło się przy pomocy światowej sławy galerii sztuki ale o to, że miasto może skorzystać najbardziej dzięki innowacyjnemu projektowi w skali mega. Przede wszystkim należy zauważyć, że do zmiany charakteru miejsca nie wystarczy jeden budynek. Projekt Guggenheim w Bilbao zadziałał jako element szerszego planu, którego istotnym składnikiem było znaczące zmniejszenie zanieczyszczenia środowiska. Przed końcem lat osiemdziesiątych uporządkowano zaniedbane ujście rzeki, wybudowano metro i zapoczątkowano konwersję od starej, dziewiętnastowiecznej struktury przemysłowej do nowoczesnej gospodarki opartej na usługach. Bardzo wątpliwe, czy przyczyniłaby się do tego trwająca latami budowa stadionu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS