Nazywają ich “ulicznikami”. Akrobaci, grajki, żonglerzy, tancerze, mimowie, co stoją godzinami w pozie zastygłej. To łatwy chleb? – Dzisiaj to nie jest takie proste, bez pozwoleń miasto może nawet wyrzucić artystę – tłumaczą Joanna Kajda i Tomasz Prudel, którzy w sztuce ulicy znaleźli sposób na życie
W Zielonej Górze przybywa ich latem. Grają na gitarach, pianinach. Mimowie stoją godzinami w pozie zastygłej. Wrzucisz pieniążek, ukłonią się, wprowadzą w ruch. Performerzy zwani też „ulicznikami” też słyszeli o Winobraniu. Chętnie miasto odhaczają w swoich kalendarzach. Spotykam ich na deptaku, pod filharmonią. Krążą, zmieniają miejsca.
Chcesz dostawać e-mailem serwis z najważniejszymi informacjami z Zielonej Góry? Zapisz się na nasz bezpłatny newsletter.
Artysta ogniowy za pozwoleniem urzędnika
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS