A A+ A++

Jest wojownikiem z krwi i kości. Dotychczas wygrał wszystkie swoje walki w zawodowym ringu. Nie dawno został ojcem. O ostatnim stoczonym pojedynku i planach na najbliższą przyszłość opowiedział Stanisław Gibadło – 27-letni bokser i żołnierz pochodzący z Bratkówki.

Sławomir Farbaniec / Krosno112.pl: Zacznijmy od końca, czyli Twojej ostatniej walki. Zaprezentowałeś się bardzo dobrze i zachowałeś 0 przegranych w rekordzie. Gratulacje!

Stanisław Gibadło: Bardzo dziękuje! Cieszę się, że moja walka się podobała. W dużej mierze to zasługa sztabu, z którym pracowałem, a także znakomitego obozu przygotowawczego do niej. Po raz pierwszy przygotowywałem się z Amerykaninem Gussem Currenem. To były trener między innymi Tomasza Adamka oraz obecny Ewy Brodnickiej, który bardzo we mnie wierzy i widzi we mnie potencjał. To budujące, że tak doświadczony trener, myśli o mnie w ten sposób. Podczas pojedynku z Wassingiem byłem znacznie bardziej agresywny, mój styl trochę się zmienił i tak już zostanie.

SF: Walka była wyjątkowa jeszcze z dwóch powodów – stoczyłeś ją w swoje 27. urodziny, a także był to pierwszy pojedynek po narodzinach Twojego syna.

SG: Tak, to prawda. 1 października 2020 roku urodził się mój syn Borys. Stał się dla mnie motywacją do ciężkiej pracy, ponieważ chcę, aby w przyszłości był ze mnie dumny tak, jak ja jestem dumny z niego. Można powiedzieć, że pojawienie się Borysa zmieniło nie tylko moje życie prywatne, ale także karierę sportową, bo przez niego wymagam od siebie jeszcze więcej. Jednak podczas przygotowań nie mam taryfy ulgowej. Jeśli chcesz być najlepszy to musisz się poświęcić. Podczas obozu nie widziałem syna przez miesiąc.

SF: W tym pojedynku chyba nie wszystko układało się po Twojej myśli, ponieważ doznałeś kontuzji.

SG: W czwartej rundzie złamałem śródręcze.

SF: I ani przez ułamek sekundy nie pomyślałeś o zakończeniu walki?

SG: Jestem prawdziwym wojownikiem z krwi i kości, nie wyobrażam sobie, żeby z takiego powodu przerwać walkę. W końcu jestem z Podkarpacia (śmiech).

SF: Nie można Ci odmówić samozaparcia. Skąd u Ciebie taka pasja do sportu?

SG: Nie ukrywam, że boks jest u nas sportem rodzinnym. Mój tata walczył, młodszy brat walczy i ja walczę. Podtrzymuję naszą tradycją. Łączy nas ambicja w dążeniu do założonych celów. Swoją przygodę z boksem olimpijskim rozpocząłem w 2008 roku, więc to już trochę trwa, natomiast zawodową karierę – 10 lat później. Stawiam sobie poprzeczkę wysoko, nie boję się wyzwań i marzę o najwyższe cele w boksie. Nie pozostaje mi nic innego jak szybko wyleczyć rękę i czekać na kolejne walki.

SF: Co uważasz za swoje największe atuty w ringu?

SG: Pewność siebie, nogi i luz.

SF: Wydaje mi się, że w sportach walki pewność siebie odgrywa niezwykle ważną rolę. W jaki sposób ją budujesz?

SG: Dla mnie kluczem do dobrej walki są osoby, którymi się otaczam – w tym przypadku moi obecni trenerzy: Krzysztof Zmorzyński i Guss Curren. To są moi najlepsi psycholodzy i doradcy. Dzięki nim wchodzę pewny do ringu. Mimo, że boks to sport indywidualny, bardzo ważne jest to, kto stoi w Twoim narożniku i Cię wspiera. To kwestia, którą trudniej dostrzec biernym obserwatorom, ale dla nas – zawodników – jest niezwykle istotna.

SF: Słyszałem, że niektórzy fighterzy mają różne rytuały przed walką. W jednym z wywiadów Karolina Kowalkiewicz mówiła, że przed każdym pojedynkiem sprząta szatnię, bo ją to uspokaja. Też masz jakiś swój rytuał?

SG: W tym przypadku jestem bardziej tradycyjny. Przed wejściem do ringu w koncentracji pomaga mi dobra, luźna muzyka i poczucie humoru.

SF: A z drugiej strony: nad czym chcesz jeszcze popracować?

SG: Jest jeszcze dużo do poprawy. Człowiek uczy się całe życie. Aktualnie skupiam się na poprawie obrony i siły ciosu. Generalnie z każdego pojedynku staram się czerpać wiedzę na przyszłość i wyciągać wnioski. Dzięki temu nie stoję w miejscu i rozwijam się jako zawodnik.

SF: Z Twoich słów można wywnioskować, że przywiązujesz dużą uwagę do robienia progresu. Kto Cię do tego inspiruje?

SG: Podziwiam wszystkich topowych pięściarzy, bo wiem ile czasu włożyli w przygotowania i ile zdrowia stracili w ringu. Dodatkowo mam wokół siebie grono życzliwych osób, którzy są ze mną i motywują mnie do działania.

SF: O wsparcie – szczególnie to finansowe– trudno w okresie pandemii. To dla sportowców bardzo wymagający czas.

SG: Zdecydowanie. Muszę godzić służbę w wojsku z boksem, ponieważ jestem zawodowym żołnierzem. Staram się znaleźć sponsorów, lecz z powodu aktualnej sytuacji w kraju, jest to niezmiernie ciężkie. Dlatego dziękuję wszystkim osobom, które pomimo tych przeciwności pozostały ze mną.

SF: Wiele już osiągnąłeś, ale co uważasz za swój największy sukces?

SG: Wśród sukcesów sportowych bardzo cenię Finał Turnieju Feliksa Stamma oraz Vice Mistrzostwo Polski. Jednak największym osiągnięciem dla mnie jest to, w jakim miejscu teraz jestem. Jednak nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Rozmawiał Sławomir Farbaniec
fot. Tymex BOXING Promotion

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułBunt w więzieniu. Osadzeni wzięli zakładnika, policjanci otwarli ogień
Następny artykułKratiuk: Rząd szantażuje Kościół. Mam nadzieję, że biskupi się nie ugną