A A+ A++

”Komisja Europejska zmierza w kierunku ułatwienia sobie życia, bo sankcja oznacza, że nie tylko cierpi ten, który jest obłożony sankcjami, ale niestety także ten, który okłada tymi sankcjami” – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowany Kosma Złotowski (PiS).

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Czy Brukseli w ogóle zależy na powtrzymaniu Putina?! Źródła: KE przedstawia propozycje, które de facto łagodzą sankcje UE wobec Rosji

wPolityce.pl: Komisja Europejska podczas spotkania ambasadorów proponowała, żeby złagodzić sankcje na Rosję i to mimo tego, że świat ujrzał ludobójstwo, którego dopuścili się Rosjanie w Buczy czy w Irpieniu czy w innych ukraińskich miejscowościach. W którym kierunku to wszystko zmierza? W co gra Komisja Europejska?

Kosma Złotowski: Komisja Europejska zmierza w kierunku ułatwienia sobie życia, bo sankcja oznacza, że nie tylko cierpi ten, który jest obłożony sankcjami, ale niestety także ten, który okłada tymi sankcjami. To jest oczywiście broń obosieczna, ale musimy wybrać między z jednej strony skutecznością – a skuteczność tych sankcji jest tylko wtedy, kiedy one są szczelne i bardzo ostre – a naszym wygodnictwem.

Tym bardziej, że dalsze tuczenie Putina będzie prowadziło do dalszej agresji, bo to jest tylko kwestia czasu. Pytanie, dlaczego Komisja Europejska prowadzi tak krótkowzroczną politykę?

Bo jest krótkowzroczna. To jest odpowiedź, która się narzuca, ale też jest tak, że jeżeli oni zależą od Rosjan, to chcą, żeby te sankcje z jednej strony były, bo przecież Rosja jest niewątpliwym agresorem, ale z drugiej strony, żeby nas samych nie bolały. Sankcje muszą boleć również nas samych. Do tego wzywa premier Mateusz Morawiecki. Mam nadzieję, że Rada Europejska, która zostanie zwołana na jego żądanie postanowi o tym, że sankcje będą nie łagodzone, ale wręcz przeciwnie – zaostrzane.

Wygląda na to, że Unia Europejska podzieliła się na dwa obozy: pierwszy obóz domaga się odcięcia Putina od wszystkiego, od czego się da i w ten sposób zdławienia trwającego ludobójstwa, drugi to obóz „buisiness as usual”. Czy ten pierwszy obóz ma szansę wygrać z tym drugim?

Ma szansę, dlatego że widać oburzenie opinii społecznej w Niemczech, we Francji. To widać wyraźnie, kiedy czyta się niemieckie czy francuskie gazety, więc to jest oczywiście nacisk na rządy tych krajów i mam nadzieję, że z tego nacisku jednak urodzi się stanowczość wobec Rosji.

Szczególnie ciekawe jest stanowisko niemieckich mediów. Do tej pory było tak, że niemieckie media były tubą niemieckiego rządu. Teraz wydarzenia na Ukrainie – ujawniane przykłady bestialstwa Rosjan – wydają się to zmieniać. Widać, że ten przekaz medialny jest zupełnie inny niż ten płynący od rządu w Berlinie.

Tak. I to spowoduje nacisk na rząd i na niemieckie elity rządzące. Myślę, że nie można się spodziewać zwrotu o 180 stopni nagle i szybko, ale myślę, że ten nacisk spowoduje jednak zmianę w Niemczech.

Na razie tej zmiany nie widać. Niemcy po raz kolejny odmówiły dostaw sprzętu wojskowego na Ukrainę. Wydaje się, że tutaj stanowisko Berlina jest twarde mimo tej presji społecznej, o której Pan powiedział. Jak pan to ocenia?

Presja ma to do siebie, że musi trwać przez jakiś czas. To nie jest tak, że jeden artykuł w gazecie zmieni politykę rządu, ale wiele artykułów w różnych gazetach – już tak. To po pierwsze. Po drugie, te deklaracje niemieckie są też dwuznaczne, bo jeżeli minister obrony Niemiec mówi, że Bundeswehra nie ma już sprzętu, żeby móc przekazać Ukrainie, to w zasadzie ma rację – Bundeswehra nie ma tego sprzętu. Natomiast niemieckie fabryki przez cały czas produkują uzbrojenie na eksport i tutaj nie zostało powiedziane, że ten nowy sprzęt nie będzie dostarczany w jakiś sposób Ukrainie.

Czyli Niemcy zrobią to po cichu?

Jest to bardzo możliwe. W każdym razie mogę mieć taką nadzieję. Jeśli chodzi o eksport broni na Ukrainę, to wszyscy robią to po cichu. Nikt tym się specjalnie nie chwali.

Kraje bałtyckie ogłosiły, że skończyły z kupowaniem gazu w Rosji. Pytanie, czy na to samo można liczyć po stronie pozostałej części Unii Europejskiej?

Jeśli będzie odpowiedni nacisk opinii publicznej, to prędzej czy później tak. Dlatego bardzo mi się podobają te artykuły w „Bildzie”, w „Die Welt”. To z całą pewnością podziała również na politykę rządu niemieckiego.

Czy niemieckie społeczeństwo wyciągnie konsekwencje wobec tych polityków, którzy ponoszą polityczną i moralną odpowiedzialność za to ludobójstwo, którego Rosjanie dokonują w tej chwili na Ukrainie?

Niemieccy politycy sami mówią, że popełniali błąd, bo jakież było uzasadnienie tej polityki kupowania gazu i uzależniania się od Rosji? Oni twierdzili, że owszem, może i my się uzależniamy od Rosji, ale Rosja się uzależnia od nas, dlatego że dostaje od nas wielkie pieniądze, które może przeznaczać na różne cele i to jest nie tyle uzależnienie jednostronne, co symbioza. Okazało się, że nie. Dzisiaj niemieccy politycy to przyznają i to również zmienia podejście niemieckiej opinii publicznej. Czy zostaną z tego wyciągnięte wnioski? No cóż, pożyjemy – zobaczymy. Tam są jeszcze trzy lata do wyborów.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Anna Wiejak

CZYTAJ TAKŻE: Blamaż! Niemcy nie przekażą Ukrainie bojowych wozów piechoty. Media punktują Scholza: Samo wskazanie zbrodni nie wystarczy

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułAloy nie musi schylać się po loot; gracze Horizon zadowoleni ze zmiany
Następny artykułBroń równie przerażająca co broń chemiczna. Wraca sprawa masakry sprzed 27 lat