A A+ A++

Walka jest nierówna, ale jako katolicy musimy ją podejmować. W ramach tej walki nie wolno nam dopuścić, by bezkarnie zbezczeszczono Jana Pawła II i tego, co w naszą cywilizację wnosi – mówi w rozmowie z portalmem wPolityce.pl prof. Jan Żaryn, historyk, dyrektor Instytutu Dziedzictwa Myśli Narodowej im. R. Dmowskiego i I. J. Paderewskiego.

wPolityce.pl: Obecne nasilenie się ataków na św. Jana Pawła II ma głębsze podłoże? Mówi Pan o wytoczeniu wojny naszej cywilizacji chrześcijańskiej.

Prof. Jan Żaryn: Mamy do czynienia po raz kolejny z atakiem wpisanym w szerszy plan dezawuowania największych autorytetów polskich będących nosicielami nie tylko naszej pamięci o narodzie, cywilizacji chrześcijańskiej, ale i żywej woli, by ta cywilizacja trwała, nie przeminęła. A to zależy m.in. od naszej determinacji, wychowania przyszłych pokoleń oraz świadomości, że wolno nam poruszać się w demokratycznym porządku z naszymi poglądami, w który to system ma w planach neobolszewików zostać poddany na wyłączność kulturze pogańskiej. Ta z kolei ma mocne środki oddziaływania. Walka jest nierówna, ale jako katolicy musimy ją podejmować. W ramach tej walki nie wolno nam dopuścić, by bezkarnie zbezczeszczono Jana Pawła II i tego, co w naszą cywilizację wnosi. Dziś kwestią o wiele ważniejszą, niż to, że papież przyczynił się do obalenia komunizmu, jest to, że był on w stanie w sposób niezwykle atrakcyjny ewangelizować ludzkość, dawać świadectwo że wolność jednostki mierzy się głębokością wiary w miłosiernego Boga. Dlatego musimy walczyć o to, by jego autorytet chronić.

To podważanie autorytetu św. Jana Pawła II odbywa się – w Pana opinii – godziwymi metodami?

Zarówno produkcja TVN, która wywołuje dziś wiele kontrowersji, jak i idące za tym artykuły, podobnie jak książka Ekke Overbeeka „Maxima culpa. Jan Paweł II wiedział”, mają jedną cechę wspólną: nie operują twardymi faktami, ale insynuacjami bądź źródłami-donosami, które muszą być dopiero poddane źródłowej krytyce. Tymczasem podawane są jako rzekoma prawda absolutna. Z kolei jedyny przypadek udowodniony, ks. L. został w materiale zmanipulowany. Faktycznie bowiem abp Wojtyła zareagował prawidłowo. Ten falsyfikat już w trakcie jego tworzenia jest naznaczony oceną. I to są metody, z których korzystała w czasach komunizmu w Polsce Służba Bezpieczeństwa.

Właśnie tak trzeba nazwać narzucany nam obraz Jana Pawła II, jako kogoś, kto – mówiąc brutalnym językiem twórców tego obrazu – tolerował pedofilię, sam także był rzekomo poddawany takim praktykom przez swojego mistrza kard. Adama Stefana Sapiehę, że nie potrafił się w całej tej rzeczywistości odnaleźć. Insynuacje rynsztokowe.

Takiej konfrontacji zabrakło w przypadku występującego w TVN-owskiej produkcji jako oskarżyciel Jana Pawła II ks. Anatola Boczka.

Przykładem jest występujący w TVN-owskiej produkcji jako oskarżyciel Jana Pawła II ks. Anatol Boczek. Podawany jako źródło wiedzy – jest postacią kompletnie niewiarygodną biorąc pod uwagę jego własne problemy osobowościowe, brak własnych ambicji, czy fakt, że był bardzo osłabionym w swoim człowieczeństwie tajnym współpracownikiem. Nie ma on aspiracji, by żyć w prawdzie. Z tego m.in. powodu sam aparat bezpieczeństwa przestał być zainteresowany tym, by z niego korzystać.

Warto także rozróżnić, że jego donosicielskie relacje są faktem historycznym, źródło jest prawdziwe i jako takie powinno być analizowane; natomiast nie jest faktem historycznym to, co on relacjonuje, co to źródło zawiera; tym bardziej nie jest to podstawa do daleko idących wniosków. Podana rzekoma informacja, że kard. Adam Stefan Sapieha oglądał sobie genitalia jakiegoś kleryka, ma być podstawą do uznania, by czytelnik/widz skonstatował, że Jan Paweł II chronił pedofilów. Przyznajmy, że to jest intelektualnie bardzo uwłaczające kondycji umysłowej człowieka.

Uda nam się uchronić Jana Pawła II i jego nauczanie przed próbami jego dezawuowania?

Nagonka na Jana Pawła II jest – obawiam się – adresowana głównie do młodego odbiorcy, który papieża z Polski nie pamięta, nie należy do pokolenia JP2. Młodzi mogą być zafascynowani jednoznacznym, emocjonalnym stanowiskiem, który przez to jest łatwym do przyjęcia bez żadnego dowodzenia, czy refleksji. I tak się może stać. Mam jednak nadzieję, że Polska jest bardziej wyrafinowana intelektualnie, żyjemy w otoczeniu kulturowym, które chroni nas przed prymitywizmem poznawczym.

O starsze pokolenie jestem spokojniejszy. Dla naszego pokolenia jest to dobry pretekst do dania świadectwa, że jesteśmy nadal przywiązani bardzo mocno do Jana Pawła II. Znamy ludzi, którzy bezkarnie bezczeszczą kościoły, napadają na księży, i to wszystko uchodzi im bezkarnie. My natomiast mamy zbiorowe prawo do manifestowania swojego przywiązania do naszych autorytetów. Mam nadzieję, że ta nagonka – tak, jak np. wcześniej śmierć Jana Pawła II czy katastrofa smoleńska – wywoła tę naszą spontaniczną reakcję. Najbliższa okazja, to dzień 2 kwietnia. Być może z tego zła wyniknie więc coś dobrego, co nie oznacza, że mamy biernie i komfortowo patrzeć, jak podsuwa się społeczeństwu fałszywki w rodzaju produkcji takich, jak TVN-owskie „Bielmo”. „Sensacje” z tego filmu winny być prędzej czy później skonfrontowane z autentycznymi badaniami historyków nad dokumentami z IPN. Jest to trudna, ale potrzebna praca.

Ze zdwojoną siłą wraca dziś pytanie, jak postępować z tym aktami, których z jednej strony nie można odrzucić, a z drugiej – widzimy, że są wykorzystywane nieumiejętnie lub w pokrętnych zamiarach.

Broń Boże nie można tych teczek dyskredytować. To są bardzo ważne źródła historyczne. Jednak – że tak powiem – jeśli się da małpie porcelanę, nikła jest nadzieja, że z niej wypiję herbatę i porcelana się zachowa.

W tych aktach-donosach osobowych źródeł informacji mocno grają różnego rodzaju nienawiści i kompleksy, potrzeba odwetu, chęci donoszenia, cała gama namiętności agentów, którzy najczęściej byli ludźmi nieuporządkowanymi, którzy – szczególnie w przypadku kapłanów– mieli świadomość własnej grzeszności i zagubienia oraz zła, jakim było donoszenie na innych. Siłą rzeczy ich niewiarygodność jest podyktowana także ich osobowościami, a nie tylko realnym dostępem do informacji.

Innym jeszcze, ważnym zagadnieniem jest to, że aparat bezpieczeństwa – ci, którzy werbowali agentów – nie weryfikował prawdziwości donosów. To nie było pierwszorzędne zadanie tych ludzi, ale zbieranie materiałów na innych. Dopiero w drugiej kolejności było zastanawianie się, jak te donosy wykorzystać w pracy operacyjnej. I nie w imię tego, by być nosicielem prawdy, ale by „wygrać z przeciwnikiem”. Jakimi metodami? Wszystkimi dostępnymi. To także powinno mieć znaczny wpływ na nasze dzisiejsze postrzeganie treści teczek UB i SB.

Rozmawiał Radosław Molenda

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKara za transparent kibiców z napisem „To nie nasza wojna”
Następny artykułPorażka w Modenie