A A+ A++

To niestety charakterystyczny obrazek ostatnich tygodni: maturzyści i gimnazjaliści, przed którymi ważny moment zdania egzaminu otrzymali informację o nowym terminie testów z kilkutygodniowym wyprzedzeniem. Równolegle na zaledwie kilkanaście dni przed 10 maja nie mamy żadnej pewności ani co do terminu wyborów prezydenckich (10 maja? 17 maja? 23 maja? Sierpień? Wrzesień? Rok 2021, 2022?), ani co do sposobu ich przeprowadzenia (Korespondencyjne? Tradycyjne?). A biorąc pod uwagę rozgardiasz prawny i szereg kontrowersji ktoś złośliwy mógłby spokojnie pokusić się o wniosek, że maturzyści zostali poważniej potraktowani przez państwo niż wyborcy.

Piętrowe problemy z organizacją wyborów

Skala piętrzących się przeciwności – prawnych, technicznych, organizacyjnych – jest naprawdę duża i nie zmieni tu nic przesunięcie terminu z 10 na 17 maja (takie sygnały wysyłają rządzący), co najwyżej otworzy tylko kolejny front dyskusji: o konstytucyjność takiej żonglerki terminem wyborczym na kilka dni przed głosowaniem. Opór materii jest duży, rację ma Jarosław Flis przekonując, że pewne sprawy można nakazać urzędnikom, część problemów rozwiązać wolą polityczną, ale nie da się nagiąć czasu i przestrzeni. Zbyt wielu elementów nie przemyślano, zbyt mało było zresztą czasu, by zrobić to sensownie. Nie da się też uciec od pytań o prawne – delikatnie mówiąc – wątpliwości co do uruchomienia całej procedury wyborczej bez przegłosowanej ustawy. Nie da się też samorządowców podnoszących sprzeciw wrzucić do szuflady „totalnej opozycji”, bo protestują nie tylko prezydenci Trzaskowski czy Dulkiewicz, ale także Krupa (regularnie bywający na konwencjach PiS), Szczurek czy Ferenc. Mówiąc kolokwialnie: to jest po prostu za gruba akcja.

WIĘCEJ: Karty, pakiety, poczta i komisje wyborcze. W studiu wPolsce.pl o kilku ciekawych kwestiach ws. wyborów korespondencyjnych

CZYTAJ TAKŻE KOMENTARZ ALEKSANDRA MAJEWSKIEGO: Sprawa wyborów prezydenckich jest zero-jedynkowa. Nie ma tu miejsca na sympatie czy improwizację

Nie dziwi mnie kompletnie, że w takiej atmosferze coraz mocniej wybrzmiewają takie głosy jak ten Agnieszki Romaszewskiej – osoby, którą trudno zaliczyć do grona zwolenników opozycji czy obozu III RP:

Jest w tym wszystkim tylko jeden, ZASADNICZY kłopot. Te bezpieczniejsze z punktu widzenia epidemicznego wybory – w pełni korespondencyjne – są w obecnej sytuacji NIE DO PRZEPROWADZENIA. Są nie do zorganizowania w sposób sprawny i nie do przeprowadzenia w sposób zapewniający przejrzystość i nie wprowadzający nas, na ileś następnych lat, na szlak niekończących się prawnych sporów, delegitymizacji i podważania samej, NAJBARDZIEJ PODSTAWOWEJ, ISTOTY POLSKIEJ DEMOKRACJI. I nie opowiadajcie mi, że może być inaczej. Ponad 25 lat pracuję w państwowej instytucji i wiem, jak działa polskie państwo, gdzie ma swoją siłę, a gdzie wielkie słabości. (…) Jeśli przy wykręcaniu rąk wybory KORESPONDENCYJNE mają się odbyć już zaraz, teraz w maju, będą to pierwsze wybory w III RP w których nie wezmę udziału.

Niewzięcie udziału w procedurze wyborczej przepychanej kolanem, bez poszanowania dla instytucji, terminów, a czasem po prostu prawa będzie naturalną decyzją wielu Polaków, którzy – abstrahując od poglądów i sympatii – chcą być traktowani poważnie przez rządzących i swoje państwo. Dziś po prostu tak się nie dzieje.

Polityczne tło sporu o wybory

No dobrze, powie ktoś nie bez racji – jest przecież w tym wszystkim również polityka. Widać wyraźnie, że Borys Budka robi, co może, by przesunąć datę spadającej na kandydaturę Małgorzaty Kidawy-Błońskiej politycznej gilotyny. Widać, że Jarosław Gowin oprócz deklarowanej troski o przejrzystość reguł gry ma swoje rozgrywki w tle. Widać też, że mocno kotłuje się w całym obozie Zjednoczonej Prawicy. Widać, że wiatr w żagle zyskał prezes PSL i próbuje wykorzystać ten pogmatwany czas. Wszystko to prawda, ale to kwestie wtórne – interes polityczny Budki i Koalicji Obywatelskiej nie ulegnie do sierpnia najmniejszej zmianie. A nawet gdyby jakimś cudem uległ: co z tego? Czy z perspektywy funkcjonowania państwa ma znaczenie, czy kandydatka KO otrzyma 8 czy 18 procent głosów?

Pochylmy się jednak chwilę i nad tymi aspektami. W ekipie rządzącej trzeszczy, ale nie tylko z powodu podejścia do terminu i sposobu przeprowadzenia wyborów. To był tylko – albo i aż – punkt zapalny, który dotyczył konieczności przegrupowania szeregów po pięciu latach trwania takiej, a nie innej koalicji. Tym bardziej, że wisi ona dziś na pięciu posłach – bez większej możliwości „dobrania” innych jak w latach 2015-2019 – i jest po prostu niepewna. Brak stabilizacji wynika też z wysyłanych sygnałów o umowie koalicyjnej, w której zabrakło punktu dotyczącego wspólnych list wyborczych w roku 2023 (pierwszy o tej sprawie pisał Wojciech Szacki w „Polityce”). Jeśli faktycznie Gowinowi i Ziobrze wysłano komunikat o tym, że to w zasadzie ostatnie okrążenie dotychczasowej współpracy, to trudno dziwić się reakcji.

Inna rzecz, że rację ma tu zapewne Witold Waszczykowski, który kilkanaście dni temu sugerował, że bez Porozumienia – a śmiem zaryzykować, że i bez Solidarnej Polski – PiS wygrałoby wybory parlamentarne. Jeśli jednak powiedziało się już A, „przystawki” wpuściło się na listy, a przy tym uwzględniono „obecne problemy” związane ze względną samodzielnością liderów mniejszych ugrupowań, to trzeba też powiedzieć B i traktować tę większość jako koalicyjną, a nie wyłącznie „satelicką”.

Efekt jest taki, że prawdopodobnie na kilka dni przed planowanym terminem wyborów nie będziemy wiedzieli, na czym stoimy – ani na gruncie prawnym (co dalej z ustawą, która jest w Senacie?), ani technicznym (co choćby z komisjami, które mają szybko policzyć głosy, a nie ma wystarczającej liczby członków?), ani politycznym (co dalej z rządem i większością parlamentarną?). Nie są to tylko niewinne turbulencje, jakich wiele w ciągu kadencji tego czy innego rządu – widać wyraźnie, że pewna formuła (sprawowania rządów, funkcjonowania koalicji, podejścia do opozycji) po prostu się wyczerpuje, pewien etap po prostu domyka. Procesy te przyspieszyła nie tylko epidemia koronawirusa, ale również utrata przez PiS Senatu i konflikt wokół wyborów prezydenckich. A że na horyzoncie jeszcze nie widać tego, co wyłoni się z tej politycnzej mgły, to wiele osób wywiera dziś presję na oślep: na Gowinie i Porozumieniu, na Poczcie, na opozycji, na samorządach, na mediach, na samych sobie. Wydaje się jednak, że tym razem to nie zadziała.

Rok 2020 może domknąć pewien etap w polityce. Polska centroprawica na rozstaju dróg

ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykuł„Westworld”. Zobacz zapowiedź finałowego odcinka 3. sezonu [WIDEO]
Następny artykułEuroposeł Porozumienia ostrzega Gowina? Wszyscy ci, którzy przyłożą rękę do rozbicia większości parlamentarnej, popełnią fatalny błąd