A A+ A++

Marcin Duma: Większe niż poprzednia kandydatka. Te szanse trzeba rozpatrywać w kategoriach pewnej gry, która będzie się toczyła po stronie opozycyjnej, a która to do dzisiejszej decyzji PO wyglądała tak, że mieliśmy wyścig dwóch kandydatów z szansą na wejście do ewentualnej drugiej tury z Andrzejem Dudą. Ten wyścig zaczął się, gdy Małgorzata Kidawa-Błońska i Robert Biedroń spadli w sondażach i dotyczył Szymona Hołowni oraz Władysława Kosiniaka-Kamysza. Teraz dołącza do niego Rafał Trzaskowski. Czy ma szansę zbić ich poparcie do takiego poziomu, do jakiego spadli Biedroń czy Kidawa-Błońska w końcówce swojego kandydowania? Na pewno nie. Ale Trzaskowski, mający warszawską legendę zwycięstwa nad PiS, jest jednak faworytem do wejścia do drugiej tury i prawdopodobnie to jego będą musieli gonić dwaj pozostali.

Czyli zmiana kandydata nie była błędem PO?

Była konieczna. Platforma stanęła wobec następującego problemu: słaby wynik Małgorzaty Kidawy-Błońskiej i prawdopodobnie bardzo dobry wynik Szymona Hołowni, który swoim profilem w zasadzie odpowiada Platformie, miałyby naturalną konsekwencję w postaci założenia przez niego własnego stronnictwa politycznego. A ono mogłoby zyskiwać wyłącznie kosztem Koalicji Obywatelskiej. Jestem w stanie sobie wyobrazić sytuację, w której Szymon Hołownia – nawet przegrywając nieznacznie w drugiej turze z Andrzejem Dudą – jeszcze przed nowymi wyborami parlamentarnymi pozyskuje część obecnych posłów Koalicji Obywatelskiej i tworzy klub parlamentarny swojego stronnictwa. To pewnie uruchomiłoby procesy dezintegracyjne w Koalicji. Tego scenariusza Platforma musiała się obawiać.

Czytaj także: Rafał Trzaskowski nowym kandydatem. Czy uratuje kampanię i partię?

Pan od razu zakłada, że Kidawa-Błońska przegrałaby z pozostałymi kandydatami opozycyjnymi. A istnieje taka opowieść, że jej słaby wynik był rezultatem – mniej lub bardziej fortunnego – ogłoszenia bojkotu wyborów, ale teraz dałoby się na tym zbudować kampanię jedynej niezłomnej, walczącej o praworządność kandydatki.

Rozumiem tę opowieść, która jest pewną reakcją obronną na to, co się stało z kampanią Małgorzaty Kidawy-Błońskiej. Ale mam ten komfort, że prowadziliśmy badania ilościowe oraz jakościowe i już w grudniu 2019 wiedzieliśmy, że ta kandydatura jest słaba.

Dlaczego?

Cóż. Dlatego, że Polacy nie są gotowi na kobietę-prezydenta.

I tylko dlatego?

Czynników było dużo, ale ten powtarzał nam się w bardzo różnych grupach o bardzo różnym profilu. Nawet zagorzali wyborcy Platformy i Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, niemal zawsze podnosili kwestię płci. Często w dość absurdalnej formule. Respondent mówił do badaczy: „wiecie państwo, ja nie mam nic przeciwko prezydentowi kobiecie, ale…” i tu się pojawiała tyrada dotycząca tego, jakie to ale jest. Kiedy mówili o obrazie idealnego prezydenta, to zawsze był nim mężczyzna. Najchętniej w wieku 40-50 lat, ustatkowany, mąż, ojciec. Małgorzata Kidawa-Błońska po prostu nie pasowała do figury idealnego kandydata.

Przykro mi się tego słucha. Podobnie jak posłanki Leszczyny z PO, która powiedziała po rezygnacji Kidawy-Błońskiej: potrzebny jest silny facet, który będzie walczył tak, jak pozwalają przeciwnicy.

Takie są oczekiwania wyborców. Wyborcy chcą wojownika. Oczekują, że ich kandydat będzie może nie rycerzem na białym koniu, ale fighterem. Kidawa-Błońska nigdy się w tym obrazie nie mieściła. Co więcej, myślę, że Koalicja Obywatelska miała tę świadomość jeszcze przed podjęciem decyzji o jej nominacji.

To skąd ta decyzja?

Bardzo chciałbym wiedzieć. Od początku była ona obarczona pewnymi wyzwaniami komunikacyjnymi, jeśli można się posłużyć takim eufemizmem. Promowanie Małgorzaty Kidawy-Błońskiej było od początku trudnym zadaniem dla sztabowców. Nie można było iść na skróty, sięgnąć po standardowe rozwiązania marketingu politycznego – mężczyzna, ojciec, mąż. Kiedy do tego doszła pandemia i uruchomiła pierwotne instynkty, to kulturalna, miła, na wskroś inteligencka kandydatka, kompletnie przestała pasować do roli lidera, jakiego wyborcy by sobie życzyli.

Na wskroś inteligencka kandydatka nie pasowała, więc zastąpiono ją Rafałem Trzaskowskim, który sącząc kieliszek czerwonego wina czyta Morina. Coś tu nie pasuje. Może pan mi po prostu mówi: tak naprawdę trzeba było chłopa.

Tak, dokładnie to mówię. To jest wszystko bardzo brutalne i być może nie przystaje do wizji nowoczesnego społeczeństwa, ale tacy jesteśmy.

Czytaj też: Trzaskowski może uratować PO przed katastrofą

Rafał Trzaskowski mi się jednak z wojownikiem nie kojarzy. Raczej z bywalcem teatrów.

Być może, ale ważny jest szeroki odbiór. Sam fakt, że to mężczyzna, jest istotny, to już powiedzieliśmy. Ważna jest też druga rzecz: to ten kandydat, który wygrał z PiS-em. Ostatnie duże zwycięstwo opozycji z PiS-em to była Warszawa i na tej bazie budowano opowieść o wygranych przez opozycję wyborach samorządowych. Do tego to historia faceta, o którym wszyscy mówili: „Boże! Jaką on ma słabą kampanię! Jezu, przecież najgorzej na świecie jest! Ten Jaki go zje! Jest tylu interesujących kandydatów: Jan Śpiewak, kilka innych osób, te głosy się rozłożą, a elektorat PiS-u jest taki zintegrowany”. Przyszła pierwsza tura i Trzaskowski w niej wygrał, kompletnie deklasując wszystkich innych opozycyjnych kandydatów.

Czy to nie był efekt strachu przed Jakim w stolicy i oddanie głosu wcale nie na swojego kandydata, żeby tylko głos przeciw PiS się nie zmarnował?

Nie wiem, bez badań nie postawię takiej tezy. Ale mamy fakt, który zaistniał. I teraz wszyscy mogą mówić, że w starciu z Dudą Trzaskowski nie ma szans, że jest kiepski i tak dalej. A on na to może ze spokojem odpowiedzieć: ja już raz to słyszałem, a potem wygrałem. I na to odpowiedzi nie ma.

Eeeeeee, jest. Warszawa to nie Polska, w Końskich trzeba wygrać, żeby być prezydentem kraju.

Wiadomo. Tylko proszę pamiętać, jaka jest logika wyborów prezydenckich. W tej kampanii w pierwszej turze Rafał Trzaskowski nie musi zdobyć 50 procent. On musi zrobić większy wynik niż inni kandydaci opozycyjni. Potem będzie przejmował ich elektorat.

O ile Andrzej Duda nie dostanie 50 procent w pierwszej turze.

Wybory nie odbędą się w maju, będziemy dużo dalej od pandemii, więc nasze ciepłe uczucia względem rządzących będą słabły, a właściwie już osłabły. Problemy związane z ekonomicznymi skutkami pandemii są coraz mocniej odczuwalne. Do tego wybory mają się odbyć w sposób tradycyjny, tylko przy wsparciu metody korespondencyjnej, a z badań wiemy, że ta głosowanie klasyczne powoduje, że wyborcy opozycji znacznie chętniej pojawią się przy urnach. Możemy się spodziewać dość wysokiej frekwencji, może nawet tak wysokiej, jak w wyborach parlamentarnych.

Czytaj także: Strażnik interesu prezesa. Newsweek ocenia kadencję Andrzeja Dudy.

Chyba, że będzie druga fala pandemii.

To oczywiście możliwe, ale nie da się przewidzieć wszystkich scenariuszy. Zakładam, że żyjemy w takiej sytuacji, jaką mamy teraz, czyli pandemia jednak się wycofuje. Nawiasem mówiąc, nie można wykluczyć, że ludzie zmęczeni koronawirusem przy drugim rzucie pandemii nie zechcą się zamykać i będą oczekiwać modelu szwedzkiego, niezależnie od kosztów społecznych. Te wszystkie czynniki negatywnie rzutują na sytuację obozu rządzącego. I teraz wróćmy do wyników wyborów z 2019 roku. Przy wysokiej frekwencji PiS może liczyć na czterdzieści, może czterdzieści kilka procent głosów. Oczywiście poparcia opozycji nie można zsumować wprost, ale przy tak przy wysokiej frekwencji nie należy oczekiwać rozstrzygnięcia w pierwszej turze.

I wtedy będzie druga tura, w której już trzeba wygrać w Końskich. Czy konserwatywny Sikorski nie byłby wtedy lepszym kandydatem niż Trzaskowski?

Tutaj pojawia się kwestia konsolidacji elektoratu, który może chcieć pójść zagłosować w drugiej turze na przeciwnika Andrzeja Dudy. Jeśli przyjrzymy się różnym kandydatom z opozycji, to każdy z nich ma inne możliwości pozyskiwania elektoratu. Radosław Sikorski na pewno jest wyrazistym i doświadczonym politykiem, ale mam wątpliwości, czy byłby w stanie pozyskać elektorat liberalno-lewicowy.

Nawet jeśli kontrkandydatem będzie Andrzej Duda?

To wcale nie jest takie proste. Oczywiście, jeśli pójdą do wyborów, to tylko zagłosować na Sikorskiego. Problem jest taki, że oni do drugiej tury Sikorski-Duda wcale nie muszą pójść. Radosław Sikorski może nie mieć wystarczającej siły do zmotywowania ich, by dla niego stawili się przy urnach. To konserwatywny polityk, z bogatą konserwatywną legendą, historią, profilem. Po lewej stronie będzie miał problem z pozyskaniem wyborców i „dowiezieniem ich” do lokalu wyborczego. W takim przypadku kluczem do wygranej w drugiej turze będą wyborcy Konfederacji, Krzysztofa Boska.

95 procent z nich idzie do Dudy i tyle.

Nie. To nie jest takie proste. Robiliśmy badanie, w którym sprawdzaliśmy, jak zachowa się elektorat, jeśli w drugiej turze z Dudą będzie się mierzyć Kidawa-Błońska, Kosiniak-Kamysz i Biedroń. W przypadku Kidawy-Błońskiej reakcja wyborców Konfederacji była dość prosta – Platforma to to, co stare, nie ma mowy. Większość z nich deklarowała pójście do drugiej tury, by zagłosować na Dudę, ułamki chciały zagłosować na kandydatkę opozycji i niewielka część nie szła. To powodowało, że Andrzej Duda zyskiwał głosy niezbędne, by wygrać w drugiej turze. W przypadku Kosiniaka-Kamysza sytuacja była znacząco różna. Tylko co czwarty wyborca Konfederacji zamierzał wybrać się i głosować na Dudę, mniej więcej tyle samo wyborców chciało głosować na Kosiniaka, a reszta w ogóle nie była zainteresowana wyborami. To powodowało, że przy konsolidacji całej reszty elektoratu opozycyjnego kandydat PSL stawał się nagle niezwykle konkurencyjny dla urzędującego prezydenta. Z Radosławem Sikorskim w drugiej turze mogłoby być podobnie jak z Kidawą-Błońską, dodatkowo miałby trudności z aktywizacją lewej strony, a nie przyciągnąłby wyborców Konfederacji.

Niech panu będzie, że Trzaskowski w drugiej turze ma większe szanse na wygranie z Dudą, niż miałby Sikorski. Ale do tej drugiej tury trzeba wejść. Chyba łatwiej o to byłoby Sikorskiemu, skoro kandydat PO musi odebrać głosy konserwatywnemu Kosiniakowi i konserwatywnemu Hołowni?

O tym, że Hołownia jest konserwatywny świadczy wiele, ale na pewno nie jego elektorat. W większości to osoby konserwatywno-liberalne w stylu Trzaskowskiego, albo lewicowo-liberalne. I w większości kobiety, tak około 70 procent. Śmiem twierdzić, że łatwiej będzie odbić tych wyborców Trzaskowskiemu.

Czyli PO dokonała swojej dobrej zmiany. Raz, że w ogóle dobrze było zmienić kandydata, a dwa, że na właśnie tego?

Wizja Kidawy-Błońskiej jako europejskiej liderki, o której to pan wspomniał, nie zakorzeniła się wśród wyborców. Co więcej, bojkot był bardzo wygodną sytuacją dla zwolenników Platformy. On im bardzo gładko wszedł dlatego, że wyborcy KO byli i są dość powszechnie przekonani, że te wybory wygra Andrzej Duda. Byłyby to kolejne wybory wygrane przez PiS, a wyborca nie ma przyjemności w przegrywaniu. Zwłaszcza wyborca opozycyjny, który jest tym przegrywaniem zmęczony. Dla niego bojkot to była szansa honorowego osobistego wycofania się z wyborów i powiedzenia sobie samemu: ja właściwie nie przegrałem, a w ogóle te wybory były oszukane. Taka wymówka do ucieczki z pola walki. I dlatego Kidawa-Błońska nie dysponowała możliwością ponownego przyciągnięcia tych ludzi na rynek wyborczy. Ona już ich rozgrzeszyła z braku uczestnictwa w porażce, zwłaszcza że oni nie wierzyli w jej sukces. Dzięki zmianie na świeżego kandydata nie jest oczywiste, że takie przekonanie o pewnym zwycięstwie Dudy będzie w świadomości odbiorców nadal.

A jaki jest jego wizerunek w oczach wyborców?

Musiałbym to zbadać. Nie ma aktualnych badań pokazujących choćby to, co z negatywnych spraw z nim się kojarzących, jak na przykład awaria oczyszczalni Czajka, wyborcy nadal pamiętają. Co więcej, to wszystko się teraz zmieni, kiedy Trzaskowski wszedł w nową rolę. Sensowne badania nad jego wizerunkiem można będzie przeprowadzić dopiero po paru dniach odgrywania przez niego roli kandydata na prezydenta. Co prawda według badań pandemia trochę się już w naszych głowach wyczyściła, ale nadal jednak jest. To czas, który można przyrównać do momentu triumfu zła, śmierci. W takich chwilach ludzie poszukują mesjasza. Gdyby to duże słowo sprowadzić bardziej do poziomu ziemi, to szukają kogoś, kto im sprzeda nadzieję. Dotychczas w taką rolę wpasowywał się Szymon Hołownia. Wydaje mi się, że Rafał Trzaskowski na tym polu może z nim podjąć rywalizację. Jeśli dodać do tego podstawową bazę wyborców jego partii, to staje się on kandydatem z szansami na dwadzieścia-dwadzieścia kilka procent poparcia. Na aktualnym rynku politycznym to daje drugą turę.

Nie lepiej było wessać mesjasza Hołownię?

Problem z nim jest taki, że to on mógłby wessać Koalicję Obywatelską. On przecież jest teraz na czele stawki, jest liderem, kandyduje, rozdaje karty. Niech pan sobie wyobrazi, jakie byłby jego możliwości, gdyby wygrał wybory prezydenckie. Nie chodzi o uprawnienia konstytucyjne, ale o oddziaływanie polityczne, na przykład na parlamentarzystów.

Niełatwo zatem miała ta Platforma. Kidawa bez szans na powrót, Sikorski bez szans w drugiej turze, Trzaskowski z szansami, ale znowuż jak wygra, to tracą Warszawę!

Niby dlaczego?

Bo wchodzi tam komisarz.

Na trzy miesiące.

A ile przez ten czas można wygrzebać w tym ratuszu!

Jeśli ktoś zostawił bagno, to chyba niedobrze? Wiem, że krąży taka opinia, że jak PiS do ratusza wejdzie, to już z niego nie wyjdzie. Ale myślę, że gdyby Trzaskowski wygrał wybory na prezydenta Polski, to wybory na prezydenta Warszawy też się szybko odbędą. I wbrew pozorom to byłaby dla Platformy szalenie korzystna sytuacja, ponieważ wkrótce po wyborach prezydenckich mielibyśmy wybory w Warszawie. Nie wiem, jakim cudem Platforma mogłaby je przegrać. Oczywiście po wejściu komisarza cały ten polityczny teatr ze znajdowaniem nieścisłości, jakichś faktur i tak dalej, zostałby odegrany. Ale jakim cudem w atmosferze euforii opozycji, po wygranych wyborach prezydenckich, mieliby nie wygrać w mieście na wskroś opozycyjnym, jakim jest Warszawa? Dla PO to bajkowy scenariusz – znowu jest bezsprzecznie najważniejszą siłą opozycyjną i po dwóch zwycięstwach idzie do następnych wyborów parlamentarnych.

W gazie będzie.

Już teraz jest. Niech pan spojrzy, jak gładko udało jej się zawłaszczyć piątkowy przekaz dotyczący tego, co się dzieje w politycznym świecie. Nagle się okazało, że Kosiniak-Kamysz i Hołownia zostali zredukowani do roli komentatorów tego, co się dzieje w Platformie. To samo inni politycy. PO nagle znowu magicznie stała się punktem odniesienia. A co dopiero po takich wyborach w Warszawie.

Gdyby zaś Trzaskowski przegrał w drugiej turze z Dudą?

PO i tak nic nie traci. Gdyby prześledzić wyniki wyborów w Polsce, można z dużą dozą pewności założyć, że to nie będzie porażka 70:30, czy nawet 60:40, więc PO i tak podkreśli swoją siłę jako głównej partii opozycyjnej. I prawdopodobnie ostudzi zapędy polityczne Hołowni.

Marcin Duma, prezes IBRIS Fot.: Linkedin

Marcin Duma od piętnastu lat zajmuje się badaniami opinii i rynku. Jest prezesem i założycielem Instytutu Badań Społecznych i Rynkowych IBRIS, który istnieje od 2014 roku.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułManuel Saiz: „Moje zespoły były najczystsze w peletonie”
Następny artykułJak się narodziło Miasto Łódź? Historia rozpoczyna się 15 maja 1414 roku