O premierze filmu „W lesie dziś nie zaśnie nikt”, nazywanego pierwszym polskim slasherem, pisaliśmy już na łamach „Wyborczej”. Za reżyserię odpowiadał Bartosz M. Kowalski, który z częstochowskim operatorem Cezarym Stoleckim współpracował już przy realizacji pierwszego sezonu serialu „Zawsze warto”. Oprócz aktorów młodego pokolenia, takich jak Julia Wieniawa-Narkiewicz, Wiktoria Gąsiewska, Stanisław Cywka czy Michał Lupa, obsadę horroru tworzyły takie gwiazdy, jak: Mirosław Zbrojewicz, Gabriela Muskała, Olaf Lubaszenko, Piotr Cyrwus czy Wojciech Mecwaldowski.
Dystrybutorem filmu jest firma Next Film (jej właścicielem jest Agora). Oficjalną premierę planowano na piątek, 13 marca. Jednak dwa dni wcześniej – w związku z walką z rozprzestrzeniającym się koronawirusem – rząd ogłosił, że wszystkie instytucje kultury, w tym kina, zostają zamknięte. W efekcie większość dystrybutorów odwołała zaplanowane premiery i przesunęła je w czasie. Dotyczyło to m.in. najnowszej części filmowych przygód Jamesa Bonda, która do dziś nie doczekała się premiery. Twórcy horroru podjęli jednak inną decyzję: terminu premiery nie odwlekali, a przenieśli ją z kin do wirtualnej strefy. Dzięki temu już od 20 marca „W lesie dziś nie zaśnie nikt” można było oglądać za pośrednictwem serwisu Netflix. Film zaś długo utrzymywał się w topie najchętniej oglądanych przez polskich widzów produkcji.
– To była ekspresowa decyzja w odpowiedzi na propozycję Netflixa. Wszyscy cieszymy się z takiego rozwiązania. Tam film wyświetlany jest w najlepszej jakości, to taki substytut kina. Dzięki temu w bardzo krótkim czasie nasz film obejrzało bardzo wiele osób. Niemal wszyscy siedzimy teraz w domu, to dobry czas na oglądnie filmów w sieci. „W lesie dziś nie zaśnie nikt” zajmuje teraz pierwsze miejsce wśród najchętniej oglądanych produkcji proponowanych przez Netflixa. Odbiór jest wiadomo różny. Jest wiele dobrych słów, ale i krytyki. Film skierowany jest przede wszystkim do młodych ludzi, a to bardzo wymagająca publiczność. Mnie samemu jest niezwykle miło, bo dostaję bardzo wiele pochwał dotyczących zdjęć – mówił w marcu „Wyborczej” częstochowski operator.
Po „W lesie dziś nie zaśnie nikt” pora na „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”
Cezary Stolecki Fot. Łukasz Grudysz
Tu przypomnijmy, że Cezary Stolecki nie jest w świecie filmu postacią anonimową (podobnie jak jego młodszy brat Jakub – który również jest operatorem). Jest absolwentem Wydziału Radia i Telewizji Uniwersytetu Śląskiego. Współtworzył m.in. głośny film Jana P. Matuszyńskiego „Ostatnia rodzina” czy fabularny debiut Pawła Maślony – „Atak paniki”. Współpraca Stoleckiego z ostatnim z wymienionych rozpoczęła się zaś od głośnej etiudy „Magma”, triumfującej choćby podczas Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest w Toruniu.
Teraz zaś na Netflixie zadebiutował najnowszy film ze zdjęciami autorstwa częstochowianina. Mowa o „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją”. Tym razem za reżyserię odpowiada Jan Belcl, zaś producentem jest Mitja Okorn, reżyser takich hitów jak „Listy do M.” i „Planeta Singli”. Obrazy obok Stoleckiego i Netflixa łączy zaś odtwórczyni głównej roli, czyli Julia Wieniawa-Narkiewicz (tym razem gra ona Anastazję). Obok niej na ekranie pojawiają się zaś np. Mateusz Więcławek, Monika Krzywkowska, Nikodem Rozbicki, Aleksandra Pisula czy Adam Woronowicz.
Obraz reklamowany jest jako czarna komedia, którą można oglądać od 16. roku życia. „Podczas imprezy noworocznej paczki przyjaciół seria szalonych wydarzeń wydobywa na jaw sekrety, łamie serca i prowadzi do szokującego finału” – tak reklamowane jest zaś „Wszyscy moi przyjaciele nie żyją” w serwisie Netflix.
Film udostępniono 28 grudnia i niemal od razu znalazł się na pierwszym miejscu topu.
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS