A A+ A++

fot.materiały wydawnoctwa Editio Więźniowie, którym nakazano rozebranie się i ustawienie w rzędzie na dziedzińcu D po odbiciu zakładu (Dzięki uprzejmości agencji Corbis)

Czterdziestu trzech zabitych, niezliczeni ranni i torturowani – to bilans wydarzeń, które w 1971 roku wstrząsnęły więzieniem w Attice w stanie Nowy Jork. Dziewiątego września niemal 1300 osadzonych zbuntowało się przeciwko dramatycznym warunkom panującym w placówce. Przyszło im za to słono zapłacić…


Kiedy piątego dnia rozruchów nad więzienie w Attice nadleciał potężny helikopter, osadzeni nie kryli radości. Mieli nadzieję, że to gubernator Nelson Rockefeller przybył, by wesprzeć ich w negocjacjach i pomóc odnaleźć wyjście z patowej sytuacji. Szybko zrozumieli swój błąd. W odwecie za bunt władze urządziły im krwawą jatkę…

Więzienna beczka prochu

Położone nieopodal niepozornej miejscowości Attica w stanie Nowy Jork więzienie o zaostrzonym rygorze już na pierwszy rzut oka budziło grozę. Otoczone potężnym, szarym murem o wysokości dziewięciu metrów nawet na początku lat 70. ubiegłego wieku było archaiczne – w niemal niezmienionej formie przetrwało od momentu otwarcia w czasach wielkiego kryzysu. Heather Ann Thompson w nagrodzonej Pulitzerem książce Krwawy bunt. Historia powstania w amerykańskim więzieniu Attica relacjonuje:

Przytłaczającą część 2243 więźniów Attiki stanowili młodzi, słabo wykształceni mieszkańcy miast oraz Afroamerykanie i Portorykańczycy. Dla ponad dwóch trzecich osadzonych Attica była już co najmniej drugim więzieniem.

Nie oznaczało to jednak, że wszyscy penitencjariusze Attiki byli zatwardziałymi kryminalistami. Wielu trafiło tu za złamanie zasad zwolnienia warunkowego, a część z nich była o wiele za młoda, by sprostać trudom życia w więzieniu o zaostrzonym rygorze.

Tekst powstał w oparciu o nagrodzoną Pulitzerem książkę Heather Ann Thompson Krwawy bunt. Historia powstania w amerykańskim więzieniu Attica, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Editio.

Warunki, w jakich przyszło im odsiadywać karę były dramatyczne. Władze stanowe zapewniały im jedynie dwie szare robocze koszule, cienki płaszcz, trzy pary spodni, tyle samo sztuk bielizny, sześć par skarpet oraz grzebień i jedną parę butów. Raz w miesiącu przysługiwał im przydział w postaci kostki mydła i rolki papieru. Na wyżywienie więzienie dysponowało budżetem w wysokości 63 centów dziennie – wielu osadzonych chodziło więc o pustym żołądku.

Aby nieco polepszyć sobie standard życia, musieli pracować. Jednak bez względu na rodzaj zajęcia (czy to przy odgarnianiu śniegu, czy w więziennej pralni bądź kuchni) większość zarabiała maksymalnie 6 centów dziennie, przez co ich praca miała wręcz charakter niewolniczy (dla porównania – bilet autobusowy do najbliższego miasta, w którym znajdował się dworzec kosztował wówczas przeszło 30 dolarów).

Więźniowie spędzali czas przeważnie w klaustrofobicznych celach (a złamanie rygorystycznego regulaminu przebywali w nich na „kwarantannie” nawet po 24 godziny na dobę), w których po godzinie 20.00 obowiązywał całkowity zakaz rozmów. Na spacerniak wypuszczano ich na zaledwie pół godziny dziennie. Gdy zachorowali, więzienni lekarze zazwyczaj odsyłali ich (bez badania) z aspiryną. Kompletny brak zainteresowania stanem pacjentów w końcu zwrócił uwagę cywilnych pracowników placówki, nie udało jednak im się nic wskórać.

Jeśli dodać do tego szerzącą się w zakładzie dyskryminację, rosnące przeludnienie, a jednocześnie rozwijającą się świadomość społeczno-polityczną więźniów, którzy w całym stanie zaczynali głośno upominać się o swoje prawa, w zasadzie trudno się dziwić temu, jak potoczyły się wydarzenia w Attice. Bunt – w takiej czy innej formie – był nieuchronny.

Walka o godność

Napięcie w placówce, narastające w zasadzie już od 1970 roku, osiągnęło punkt krytyczny latem następnego roku. Pod koniec czerwca grupa więźniów określających samych siebie jako Attica Liberation Faction (Frakcja Wyzwolenia Attiki) wystosowała list do ówczesnego komisarza ds. więziennictwa, Russela Oswalda.

Osadzeni oskarżali w nim administrację i pracowników więzienia o to, że „nie uważają ich za istoty ludzkie”. Domagali się też przeprowadzenia 28 reform, obejmujących m.in. poprawę warunków bytowych, zmianę procedur medycznych, a także wprowadzenie wolności wyznania. Reakcja władz? Każdego przyłapanego z manifestem czekało 60 dni w izolatce. Zaostrzono też dotychczasowe – i tak rygorystyczne – zasady.

fot.materiały wydawnictwa Editio Strażnicy wynoszą ciało więźnia

Wprawdzie Oswald próbował załagodzić nastroje, obiecując wprowadzenie pewnych zmian, na obietnicach się jednak skończyło. Heather Ann Thompson w swojej książce referuje:

W połowie sierpnia 1971 roku, gdy temperatury sięgały 32 stopni w ciągu dnia, a nocą nie spadały poniżej 20 stopni, poczucie bezcelowości i frustracja na stałe zagościły w dusznym, nieruchomym powietrzu pięciu rozgrzanych bloków zakładu karnego Attica.

Optymizm, na jaki pozwolili sobie ci ludzie zaledwie miesiąc wcześniej, gdy jeszcze wierzono, iż komisarz Departamentu Więziennictwa może coś dla nich zrobić, teraz wydawał się naiwny. Smród niemal 2300 spoconych mężczyzn unoszący się nad blokami cel jak trująca chmura mógł nawet najcierpliwszych więźniów umocnić w przekonaniu, że Oswald wystrychnął ich na dudka.

W końcu 9 września w więzieniu wybuchła rebelia – jak miało się wkrótce okazać: najkrwawsza w dziejach amerykańskiego systemu penitencjarnego. Atak na jednego ze strażników stał się początkiem buntu, do którego wkrótce dołączyło 1281 więźniów. Zdołali przejąć kontrolę nad placówką. Wzięli też 42 zakładników spośród członków załogi. Domagali się realizacji swoich żądań.

Oko za oko?

Podczas czterech kolejnych dni trwały nerwowe negocjacje. Obie strony liczyły na powodzenie rozmów, jednak nie udawało im się osiągnąć konsensusu – i to nawet mimo przybycia dużej grupy zewnętrznych obserwatorów. Choć rebelia ściągnęła zainteresowanie mediów – i licznych wpływowych osobistości ówczesnej Ameryki, do Attiki nie pofatygował się jednak gubernator Nelson Rockefeller, na którego wsparcie liczyli osadzeni.

Tymczasem władze tworzyły już plan odbicia więzienia. Decyzja o pacyfikacji buntu (przebiegającego dotychczas raczej pokojowo) zapadła 13 września. Zastosowano przy tym zdecydowanie niewspółmierne do sytuacji środki. Strażnicy i policjanci, którzy rankiem otoczyli placówkę, zostali ubrani w „szare stroje maskujące i wyposażeni w hełmy, pałki strzelby oraz inną broń”.

fot.Materiały wydawnictwa Editio Strażnicy i policjanci nowojorscy stoją nad tłumem więźniów zmuszonych do czołgania się w błocie dziedzińca D. Dzięki uprzejmości Associated Press)

Nad dziedziniec D, gdzie zgromadzili się buntownicy, wysłano też dwa śmigłowce. Początkowo więźniowie sądzili, że to gubernator Rockefeller w końcu postanowił się z nimi spotkać, jednak szybko przekonali się, że się mylą. Nagle z jednej z maszyn zaczęto bowiem rozpylać zawiesistą, jasną mgłę. W książce Krwawy bunt Heather Ann Tohompson opisuje:

W ciągu kilku chwil powietrze nad więzieniem zgęstniało od mieszaniny gazów CS i CN – ciężkiego pyłu, który błyskawicznie oblepiał wszystkich znajdujących się w jego zasięgu, powodował wymioty i powalał na ziemię.

(…) na więźniów padł blady strach. Zanim zdążyli uciec albo gdziekolwiek się ukryć, otoczyła ich chmura białego dymu, powodującego natychmiastowe torsje. „Wyrzuciłem z siebie wszystko, co zjadłem (…) potem (…) zacząłem pluć krwią” — rozpamiętywał Roche. Inny więzień zaczął gwałtownie wymiotować, gdy kanister z gazem eksplodował tuż obok niego, a biały proszek sprawił, że „jego powieki opuchły i nie dały się unieść, a usta, nos i płuca zapłonęły żywym ogniem”.

O przerażającej skuteczności ataku najlepiej świadczy fakt, że wpływ toksycznej substancji odczuli na własnej skórze nawet obserwatorzy całej akcji, znajdujący się w położonym nieopodal budynku administracyjnym (ze szczelnie zamkniętymi oknami!).

Jednocześnie na teren placówki wkroczyli mundurowi. Mimo ograniczonej widoczności otworzyli ogień – nie zważając, że ranią nie tylko osadzonych, ale i pojmanych przez nich zakładników. Ci, którzy przeżyli, wspominali później, że „w powietrzu było gęsto od kul”, a do więźniów „strzelano, pomimo, że unosili ręce w górę i błagali o litość”. Jeden z osadzonych, James Lee Asbury relacjonował, iż dziesięć minut po rozpoczęciu szturmu gdziekolwiek spojrzał, widział krew, błoto i wodę.

Tekst powstał w oparciu o nagrodzoną Pulitzerem książkę Heather Ann Thompson Krwawy bunt. Historia powstania w amerykańskim więzieniu Attica, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Editio.

Odbicie Attiki z rąk zbuntowanych więźniów kosztowało życie 43 osób – w tym 29 osadzonych. Łącznie rany odniosło 128 więźniów. Najwyższą cenę za użycie siły przez władze zapłacili także zakładnicy – strażnicy oraz cywile (m.in. zakładowy brygadzista, a także główny księgowy i jego bratanek). Rozmiary katastrofy, w jaką zmieniło się tłumienie buntu, chyba najlepiej podsumował komisarz Oswald, mówiąc: „Chyba w jakimś stopniu rozumiem, co musiał czuć Truman, decydując się na użycie bomby atomowej”.

Tragedia ofiar więziennej rebelii miała też jednak pozytywny skutek – zapoczątkowała zmiany w systemie penitencjarnym stanu Nowy Jork (te same, o które wcześniej bez rezultatów upominali się więźniowie). Z tego powodu powstanie w Attice do dziś pozostaje najbardziej znaczącym – i krwawym – buntem w historii amerykańskiego więziennictwa.

Źródło:

Tekst powstał w oparciu o nagrodzoną Pulitzerem książkę Heather Ann Thompson Krwawy bunt. Historia powstania w amerykańskim więzieniu Attica, która ukazała się właśnie nakładem wydawnictwa Editio.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKłopoty b. premiera. Prokuratura szykuje zarzuty i chce pozbawić go immunitetu
Następny artykułPilne: Sanepid poszukuje osób, które były na spotkaniu z Prezydentem