A A+ A++

Urodziłem się w 1991 roku, w tym samym, w którym na AIDS zmarł Freddie Mercury. Mam jednak świadomość, że gdybym urodził się w 1961 roku i nie w Radomiu, a w San Francisco, to też pewnie umarłbym na AIDS. I mógłbym liczyć tylko na ostracyzm i miejsce na czarnej liście społeczeństwa.

Temat HIV nie jest dziś szerzej podnoszony jako współczesne zagrożenie. To błąd, bo ten wirus jest ciągle obecny. Podstawą, by się przed nim uchronić, jest świadomy seks. Sam nigdy nie spotkałem nikogo, kto powiedziałby mi, że jest zakażony, ale trzeba otwarcie mówić o tym, że mimo rozwoju medycyny i tego, że jesteśmy w XXI wieku, to ten wirus ciągle istnieje.

Od 11 lat jestem w monogamicznym związku, więc o siebie się nie boję. Mojego partnera poznałem, gdy miałem 19 lat, a razem jesteśmy, odkąd skończyłem 20 lat. Mimo tego, dwa razy w życiu testowałem się na HIV. Za pierwszym razem po to, by zobaczyć, jak wygląda cały proces. Okazało się, że to bardzo proste badanie.

Radom na początku lat 2000, czyli kiedy dorastałem, to wbrew pozorom było bardzo ciekawe miejsce. Wtedy ciągle czuło się w nim pozostałości po byłym mieście wojewódzkim. Nie było to miasto otwarte i do tej pory nie jest, choć z mojego punktu widzenia nie było też opresyjne. Dawało możliwość zbudowania wokół siebie pewnej bańki.

Nie mam z tego czasu złych wspomnień. W oczy rzuciła mi się jedna, bardzo ważna rzecz. Radom to miasto, które jest mikro kosmosem Polski. To miasto z aspiracjami i potencjałem, w którym czuć duchy przeszłości. To miasto, gdzie nowoczesność, tradycjonalizm i agresja ścierały się ze sobą.

Ja w tym mieście radziłem sobie dobrze, bo miałem to szczęście, że urodziłem się w kochającej rodzinie. To były inne czasy i o pewnych rzeczach nie mówiło się otwarcie, ale moja mama nauczyła mnie jednej, bardzo ważnej rzeczy: że zanim się coś zrobi, to najpierw trzeba pomyśleć. Kiedy pojawiły się pierwsze wątpliwości co do tego, kim jestem, uznałem, że muszę porozmawiać ze specjalistą. Wybrałem się więc do psychologa, by porozmawiać o swojej seksualności.

Trafiłem na fajną panią terapeutkę, która pracowała ze mną nad nazwaniem emocji, które się we mnie budziły. Kiedy już poukładałem sobie wszystko w głowie i wiedziałem, kim jestem, to miałem dużą odporność na to, co społeczeństwo może o mnie powiedzieć.

Mój coming out przed rodziną dokonywał się bardzo powoli. Miałem świadomość, że to moje życie i że ode mnie zależy, kiedy i kogo do niego zaproszę. Moja rodzina całkowicie dowiedziała się o mnie dość późno. Byłem 30-latkiem, kiedy wszystkim – bez względu na sympatie i antypatie – oznajmiłem, że jestem gejem.

To, że tak późno zdecydowałem się to ujawnić, wynikało z szacunku do osób starszych. Moi dziadkowie są dość konserwatywni i przez pewien czas uznawałem, że skoro oni wymagają ode mnie zwierzania się na temat mojego życia prywatnego, to ja też nie będę tego robił. W końcu uznałem jednak, że nie wolno żyć w kłamstwie i zdecydowałem się na tę opowieść. Moi dziadkowie przyjęli to dobrze, wiedzieli, że mają do czynienia z 30-latkiem. Było dużo lepiej niż się spodziewałam.

Wyjazd do Krakowa i środowisko uniwersyteckie pokazały mi, że bez względu na wykształcenie, homofobia jest wszechobecna. Niejednokrotnie w środowisku akademickim spotkałem się z homofobią w wersji soft. W Krakowie złapałem jednak dystans, który pozwolił mi dostrzec pewne mechanizmy, także rodzinne. Rodzina jest fundamentem, na którym wyrastamy, ale później sami musimy zbudować dom. Spojrzałem na wszystko z oddali i zobaczyłem, że moja rodzina to fajni ludzie, których lubię, ale jeśli nie zaakceptują tego, kim jestem i moich wyborów życiowych, to te relacje nie mają najmniejszego sensu. W pewnym momencie uświadomiłem sobie, że jeśli rodzina ma być teatrem, to ja dziękuję za tę wejściówkę i zostaję w domu.

Albo w Polsce będziemy mieć państwo wyznaniowe, albo będziemy państwem w środkowej Europie. A Polska powinna być środkiem Europy, powinna mieć takie prawa i przywileje, jak inne państwa Unii Europejskiej. Oczekiwania społeczne czy rodzinne i kultura, w której się wychowaliśmy, to tylko kapitał startowy. Ja np. jestem apostatą. Nie uważam jednak, że to, że moi rodzice posłali mnie kiedyś do Kościoła, było opresyjne. To przecież setki lat tradycji. Ale jako dorosły człowiek uświadomiłem sobie, że nie jest mi to potrzebne do szczęścia i wyszedłem z Kościoła. Nie jest to ani niewdzięczne, ani niegrzeczne w stosunku do rodziny. To po prostu dojrzała decyzja dorosłego człowieka, który mógł taką decyzję podjąć. I zrobił to.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułKordian Kolbiarz – Gość Radia ONY, 24.06
Następny artykułCities: Skylines. Fenomenalne wyniki sprzedaży potwierdzają jak bardzo popularne są City Buildery