A A+ A++

Walery Wątróbka i jego żona Gienia, brat Gieni, Piekutoszczak, wuj Wężyk z Grójca, ciotka Kuszpietowska oraz Apolonia Karaluch – takie osobliwości zamieszkiwały dzielnicę, która stała się celem, ostatniej w tym roku, wycieczki Oddziału Międzyszkolnego PTTK w Starachowicach.

Pragę, dawne miasto, dzisiaj będące dzielnicą Warszawy, zwiedzali starachowiccy podróżnicy. jest to miejsce, w którym czas się zatrzymał.

– Dzisiaj proszę wycieczki zwiedzamy najstarsze miasto w Polsce, które Warszawę ma rzymskie prawo po zapałki posyłać, bo przy niem jest za małoletnie pętaczynę w wieku szkolnym – tymi słowy witał starachowickich turystów Teofil Piecyk, bohater książek Stefana „Wiecha” Wiecheckiego.

Od wielu lat warszawska Praga uważana za Warszawę drugoligową, dopiero od niedawna coraz odważniej zadomawia się na turystycznej mapie Europy. Dziś dzielnica, ale w XV wieku osobna wieś, a od roku 1648 miasto, wcielone do Warszawy pod koniec wieku XVIII. Bogactwo, mieszczanie, piękne kamienice, niepowtarzalny klimat, którego nie zniszczyła ani Rzeź Praska, ani wojna, ani polityka powojennych władz – a zatem podróż czas zacząć.

Wszystko zaczęło się od Praskiej Katedry Notre Dame, kościół pod wezwaniem Świętych Archanioła Michała i Floriana, to symbol przeciwwagi dla rosyjskojęzycznej ludności, która w XIX wieku tłumnie się tu lokowała. Potężna, mogąca pomieścić 8 tysięcy osób, nie przetrwała wojny, odbudowana po wojnie dziś z dwoma 75 – metrowymi wieżami góruje nad klimatyczną dzielnica.

Tuż obok usadowiły się misie – nie byłoby w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę, że niedaleko jest ZOO, ale te misie są na ścianie bloku.  Mural „Przy misiach” i pobliski Ogród Zoologiczny to okazja, by uczestnicy wycieczki wysłuchali historii Jana i Antoniny Żabińskich, którzy, na terenie warszawskiego ZOO urządzili azyl dla Żydów. Historia dyrektora ogrodu zoologicznego i jego żony, która ostrzegała grą na fortepianie ukrywających się na terenie willi żydowskich uciekinierów, wzruszyła wszystkich. W planach pojawił się film „Azyl” inspirowany powyższą opowieścią.

W drodze na słynną ulicę ulicę Ząbkowską wszyscy zatrzymali się przy robiącej do dziś wrażenie Kamienicy pod Sowami. Odrestaurowana, z sowami na zwieńczeniu ostatniego pietra, jest nie tylko reliktem przedwojennych czasów – to również historia Abrahama Kronenberga, który prowadził tu restaurację „U Abrama”. Wielokrotnie zastraszany przez nacjonalistycznych bojówkarzy, którzy kilkakrotnie niszczyli mu szyld nad wejściem, postanowił zmienić nazwę, zamiast Abram pojawia się zatem…Adolf. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie fakt, e dosłownie za chwilę do władzy dochodzi Adolf Hitler, tym samym Abraham Kronenberg znów wpada w kłopoty.

              

                                                           Chodź na Pragie

Rzuć bracie blagę i chodź na Pragę! Weź grubę lagę, melonik tyż! Zobaczysz w trawie dziewczynki nagie, każda na wagę, ma to co wisz!

Nie ma Pragi bez kapeli podwórkowej, to one są sercem Warszawy, są żywą pamięcią czasów, kiedy wszystko było prostsze. I takiej właśnie kapeli nie mogło zabraknąć na trasie wycieczkowiczów, pomnik Praskiej Kapeli Podwórkowej, to ukłon Sławoja Leszka Głódzia w stronę zwykłych warszawiaków. I dobrze się stało, bo „muzyczne chłopaki” na dłuższą chwilę zatrzymały uczestników wycieczki. Szczególnie panie nie mogły przestać się tam fotografować, tam też powstało kolejne do kolekcji grupowe zdjęcie.

Czar ulicy Ząbkowskiej 

„Że wu pri, dwadcat tri, grabulejszen, wagon resteurant, de Gaulle, o rewuar, tretuarl”, niepokorny Teofil Piecyk tymi słowy dał dowód, że warszawiak z każdej sytuacji da radę wyjść z fasonem. A zatem Ząbkowska i już na samym jej początku „Anielski Matecznik” powstały w 2010 roku, te błękitne anioło – skrzaty stoją tu nieprzypadkowo. Mawia się, że Anioł Stróż upodabnia się do swojego podopiecznego, jeśli to prawda, to już wiadomo dlaczego aniołki z Ząbkowskiej mają taki wygląd. Nie są doskonałe czy piękne, ale swojskie, wesołe, trochę zadziorne i przede wszystkim z charakterem, dokładnie takie jak dzielnica, w której się znajdują. Wszyscy członkowie OM PTTK radośnie oddali się więc w opiekę niebieskim skrzydłom.

Ale to nie koniec śladów opatrzności, Praga słynie przede wszystkim z kapliczek. Matki Boskie, krzyże, świątki przeróżne stoją głównie na podwórkach, ale nie brakuje ich we wnękach budynków czy na klatkach schodowych. Małe, większe i całkiem duże, wszystkie obsypane kwiatami, przy każdej zapalona lampka pamięci, w większości pamiętają czasy okupacji. W czasach kiedy życie znaczyło tyle co dmuchnąć, odwołanie się do Opatrzności Bożej nabierało nowego wymiaru, ludzie wiedzieli, że idąc do kościoła mogą zostać złapani, zesłani, wywiezieni bądź też na miejscu rozstrzelani i dlatego na podwórkach, tuż pod oknami, powstawały kapliczki. Kiedy zapadał zmrok, dozorca zamykał bramę, podwórko stawało się namiastką wolności, przy kapliczce zbierali się mieszkańcy kamienicy, tu prosili, dziękowali, oddawali się w opiekę czy też po prostu oddychali trochę lżej niż za dnia. Pod łagodnym spojrzeniem Matki Bożej łatwiej było wierzyć w dobre zakończenie. Ząbkowska 2, 3, 11,12 to adresy, których wycieczka nie mogła ominąć, tam przy podwórkowych kapliczkach wysłuchali przewodnickiej opowieści.

W całym dziele sztuki, jakim jest Praga, ulica Ząbkowska to preludium, właściwym dziełem jest ulica Brzeska, bez kozery można rzec, że to unikat na mapie Warszawy. Sam fakt, że niemalże cała zabudowa ulicy Brzeskiej przetrwała wojnę mówi sam za siebie, a pełne uroku, chociaż zniszczone kamienice, to wisienka na torcie. Brzeska turystycznie to przede wszystkim „Mała PAST-a” i Powstanie Warszawskie, ale również klimat miasta w mieście. Ulica zaliczana do tzw. północnego trójkąta bermudzkiego „straszy” nieprzebierającymi w słowach lokalsami, chociaż wiele tych słów to efekt niezrozumienia. Rada przewodnicka taka, żeby nie kierować obiektywu w stronę mieszkańca Brzeskiej, niemniej jednak starachowiccy PTTK-owcy tę część Pragi również serdecznie polecają.

Światło i dźwięk

Mimo zapadającego zmierzchu do finiszu wycieczki jeszcze daleko, przed starachowickimi turystami Muzeum Neonów. Tu zaczęła się główna uczta miłośników fotografii. Płynny ogień, bo tak mówiło się kiedyś o neonach, rozświetlał niewielką przestrzeń muzeum. Powojenne reklamy świetlne, stworzone przez artystów i grafików z Polskiej Szkoły Plakatu, przyciągają wzrok i stanowią nietypowe tło do zdjęć wspólnych i selfie. Muzeum Neonów będzie się też dobrze kojarzyć młodszej części wycieczki, w pobliskiej restauracji „Warszawa Wschodnia” do wspólnych zdjęć zapozował znany piosenkarz Michał Szpak.

Ostatnim punktem była wizyta w Wilanowie. Królewski Ogród Światła przyciągnął wystawą plenerową, w ramach której tysiące kolorowych diod tworzy finezyjne kształty. Rozmach i dbałość o detale zapierały dech, a światła uwiecznione na zdjęciach cieszą oczy jeszcze długo po zakończeniu wycieczki.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPentagon finansuje terroryzm łapówkami
Następny artykułNasze postanowienia noworoczne. I co z tego ? (felieton)