Że się już nie będzie piło! Że się rzuci te papierochy! Że się nie będzie podjadać po nocy! I że się będzie regularnie biegać! Takie i inne wykrzykniki w sylwestrową noc strzelają w głowach wraz z korkami od szampana. Są jak połyskujące konfetti. Lśnią już w nich pasma przyszłych sukcesów. Lśni silna wolna, że się da radę. Wszystkimi kolorami tęczy mieni się nasza niezłomność w walce z samym sobą.
Tak, postanowienia noworoczne są solenne, dozgonne i pewne, jak słońce na niebie. To nic, że zakroplone wyżej wzmiankowanym szampanem. To nic, że sprzyja im ogólna i odrobinę przesadna aura Wielkiego Przełomu, jakim jest każdy Nowy Rok. To nic, że różne rzeczy się wtedy przyrzeka łatwiej niż kiedykolwiek indziej. Wszystko to nic. Przecież od jutra, od Nowego Roku n a p e w n o, n a s t o p r o c e n t, n a b a n k staniemy się lepsi!
W Nowy Rok z rana jest taka dziwna, wszędobylska cisza. I choć w kalendarzu czerwona kartka, 1. stycznia bardziej przypomina dzień powszedni niż święto. Bo już od rana wypada się brać za realizację postanowień, czyli brać za siebie. Ale nogi bolą od tańczenia i w głowie szum. A na taki szum najlepszy klin. Jedno jedyne piwko. Jedno, jedyne! Od jutra, jak babcię kocham, ani kropelki! Tyle tego jedzenia z wczoraj zostało, żal, żeby się zmarnowało. A po jedzeniu, wiadomo… Ale od jutra zero papierosów! Zero! A po obiedzie dres, adidasy i biegamy! Ale zimno na dworze i te nogi bolą… Jutro z rana. Tak, tym bardziej, że na jutro zapowiadają ocieplenie. A nocą lodówka tak kusi. No przecież nie będę robiła z siebie samej wariatki i nie zamknę lodówki na kłódkę, co nie? Ale dobry ten mielony! I jeszcze kawałek serniczka. Ale tylko kawałeczek…
I tak oto powolutku, pomaleńku, w leniwym, świątecznym nastroju noworoczne postanowienia maszerują w szary kąt. Postanawialiśmy i co z tego? Niewiele. Tyle co nic. Bo są „niesprzyjające okoliczności”. Bo co tam „Wisłę zawracać kijem”? Bo „lepsze jest wrogiem dobrego”. Bo się zwyczajnie i po prostu „nie chce”. Itd., itp. Czy jednak wszystko spełzło na niczym? Czy te wszystkie nasze solenne przyrzeczenia i zapewnienia to był tylko kolejny i typowo polski słomiany zapał? Pewnie jest w tym ziarno prawdy, ale z innej strony, „nie od razu Rzym zbudowano”, jak głosi stare porzekadło. Przecież „jutro też będzie dzień”, mówi Scarlett O’Hara w „Przeminęło z wiatrem”. I tu jest inne ziarno prawdy. Prawda jest, jak wiadomo, jedna, ale kto powiedział, że ma tylko jedno ziarno?
Zwykle postawiamy zbyt wiele. Ponad możliwości. A potem jest wyrzut sumienia. Że o jeden kieliszek za dużo, o jeden papieros, jeden kotlet za daleko… I wydaje się, że już wszystko przepadło. I że już, niestety, po nas… W filmie „Jańcio Wodnik” jest taka scena, kiedy Linda przychodzi do Pieczki siedzącego przed domem i pyta: „co robisz?”. „Cofam czas”, odpowiada Pieczka. „A czy można cofnąć czas?”. „Nie wiem”, pada odpowiedź. Może właśnie w tym najprawdziwszym „nie wiem” jest cała prawda? Nie wiem, czy mi się uda, ale próbuję. Nie wiem, ale chcę, żeby się udało. Wiem, jak straszliwie trudno jest zwyciężyć siebie i dlatego mówię „nie wiem”. „Nie wiem”, czy dam radę z tym piwem, fajkami, podjadaniem, bieganiem, itd., ale chcę! Bo jest jest nadzieja. Przecież „jutro też będzie dzień”.
Nie wiadomo kiedy, Szanowny Czytelniku, z żartobliwego felietonu sylwestrowo-noworocznego sturlaliśmy się na wąskie tory rozważań o życiu… I nagle się zrobiło się co najmniej nieśmiesznie. Ale może czasem tak trzeba? Poważniej i prawdziwiej. Bo kiedy pozbieramy już z dywanu korki po szampanie, kiedy zamieciemy konfetti i wyrzucimy do kubła wszystkie zeszłoroczne śmieci, to może warto usiąść sobie spokojnie i pomyśleć o 2020. roku: nie wiem, jak będzie, ale będzie l e p i e j.
Krzysztof Martwicki
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS