A A+ A++

Sprawę pozbawienia w tej kadencji parlamentu marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego immunitetu, co byłoby pierwszym krokiem w drodze do postawienia go przed sądem za przyjmowanie łapówek od pacjentów i ich bliskich, można odłożyć ad kalendas graecas. Czy jak mówi nasze rodzime powiedzenie – Na święty nigdy. To nie jest żadna wróżba, lecz mocno ugruntowane przekonanie, wynikające z dotychczasowego przebiegu traktowania przez marszałka Tomasza Grodzkiego wniosku prokuratury.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Grodzki straszy działaniami KE: „To może skończyć się przykro dla Polski”. Co z immunitetem? „Nie mam żadnych oporów”

CZYTAJ WIĘCEJ: W tygodniku „Sieci” KULISY SKANDALU: „Wiedza o tzw. cenniku za udział w operacji prof. Grodzkiego była (…) wiedzą powszechną”

Do tej pory sprawy związane z wnioskiem o odebranie immunitetu Tomaszowi Grodzkiemu, rzekomo, czy jak to się zwykło mówić, formalnie są w rękach innych członków Senatu. Tak naprawdę przebiegają jednak pod jego dyktando. I nie widzę szans, aby miało się pod tym względem cokolwiek zmienić. On sam zaś od początku robi wszystko, by uniknąć odpowiedzialności przed sądem.

W takim przeświadczeniu utwierdziło mnie oświadczenie Tomasza Grodzkiego wypowiedziane podczas konferencji prasowej w przeddzień głosowania w Senacie nad kandydaturą prof. Zbigniewa Wiącka na szefa RPO. Zapytany na tej konferencji, kiedy będzie głosowany wniosek o uchylenie mu immunitetu, odpowiedział nadzwyczajnie spokojnie, co zdarzyło mu się po raz pierwszy od marca, kiedy wniosek z prokuratury wpłynął do Senatu, a dziennikarze zaczęli indagować go w tej sprawie.

Jestem całkowicie otwarty. Nie mam żadnych oporów przed poddawaniem się rzetelnej procedurze”.

Dosłownie po sekundzie dodał:

Sprawę przekazałem panu marszałkowi Borusewiczowi, żeby nie być osobiście zaangażowanym”.

Nie mam wątpliwości, że kluczem do zablokowania rozpoczęcia procedury wniosku, jest ostatnie zdanie oświadczenia marszałka Tomasza Grodzkiego. A więc niepodważalny fakt, że to w rękach wicemarszałka Senatu Bogdana Borusewicza należy ocena – nie mogąca być przez nikogo podważona – w dwóch kwestiach. Wicemarszałek Bogdan Borusewicz sprawdza, czy wniosek nie zawiera uchybień pod względem formalno-prawnym. Nie będąc prawnikiem, do takiej weryfikacji zaprasza specjalistów, jednakże nie musi w pełni zgadzać się z ich ekspertyzą. Wniosek nadal może budzić jakieś jego wątpliwości, więc może zaprosić innych ekspertów. Nie obowiązują go żadne terminy. To jest w tym najważniejsze.

Zakładając jednak, że specjaliści i sam wicemarszałek Bogdan Borusewicz uznaliby, że wniosek spełnia wszystkie wymogi formalno-prawne, to nadal pozostaje kwestia przekazania wniosku do  Komisji Regulaminowej, Etyki i Spraw Senatorskich. To gremium z kolei, może zarekomendować wniosek pod obrady plenarne Senatu lub wydać o nim negatywną opinię, wstrzymując tym samym jego bieg.

Szkopuł jednak w tym, że marszałek – w tym przypadku wicemarszałek Bogdan Borusewicz – nie ma wyznaczonego żadnego terminu, w którym zweryfikowany wniosek musi zostać przesłany do Komisji.

Być może część czytelników zwodzi informacja, że to w biurku wicemarszałka Bogdana Borusewicza spoczywa wniosek, ponieważ przekazał mu go marszałek Tomasz Grodzki, „żeby nie być osobiście zaangażowanym”.

Czy muszę kogokolwiek przekonywać, że dla losów tego wniosku nie ma najmniejszego znaczenia, u którego z marszałków leżą papiery z prokuratury?

Czy naprawdę ktoś wierzy, że wicemarszałek Bogdan Borusewicz podejmie samodzielną decyzję w tej sprawie?

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułWuKaDka wspiera środowisko naturalne
Następny artykułMedia: Gwiazda Bayernu zła na klub. Może odejść za darmo do Manchesteru United