A A+ A++

Gdy 24 lutego zaczęła się agresja Rosji na Ukrainę, Anita nieco zmieniła sposób patrzenia na świat. – Już pandemia zaczęła u mnie ten proces, ale i tak wciąż przejmowałam się błahostkami. Gryzłam paznokcie ze stresu, bo miałam przyjaciółce przygotować panieński. Dalej uważam, że to ważne wydarzenie, ale żeby aż tak to przeżywać?

Wspomina też, jak pomstowała na banki, bo coraz trudniej dostać hipotekę. Denerwowała się na zmiany związane z Polskim Ładem. Ze zgrozą przyglądała się rosnącej inflacji. Jednocześnie miała nadzieję, że coś się jeszcze da w tym kraju zmienić.

Chodziła na protesty, pisała żarliwe posty na Facebooku, podpisywała petycje. W pierwszych dniach wojny starała się być aktywna, jak zwykle, ale ciężar wydał się jej nie do podźwignięcia. Od kilku tygodni nie przespała dobrze nocy. Dźwięk silnika samochodu wjeżdżającego na osiedle potrafi ja wyrwać ze snu, a jej pierwsza myśl to: czy zaczęło się i u nas?

Niby wie, że to nie jest logiczna myśl. Niby wierzy, że Polska nie zostanie zaatakowana. Jednak lęk podpowiada inne scenariusze. – Nie widzę sensu myślenia o dalszej przyszłości. Takiej, wiesz, za kilkanaście lat. Po co mi dom, skoro ktoś może go w parę chwil zburzyć? – pyta.

Zobacz również: Terlikowski: „Brak potępienia Rosji i Putina stawia Watykan na równi z Chinami”

Co ma być, to będzie

Anita widzi, że ten lęk wpływa na jej relację z mężem. On chciałby już wrócić do normalnego życia, ona nie potrafi. Odsunęli się od siebie.

– Maciek się na mnie wkurza, bo na nic nie mam ochoty. Nie chce mi się chodzić do kina, na spotkania ze znajomymi. Najchętniej to bym zasnęła i obudziła się w jakimś lepszym świecie. Gdy mu o tym mówię, to krzyczy, żebym nie przesadzała, bo to nie moja wojna – opowiada.

Dużo mniej rozmawiają, przestali ze sobą sypiać. Mąż po pracy znika na długie godziny, wraca późno, a ona nawet nie pyta, co robił. Jego nocne powroty kwituje tylko wzruszeniem ramion.

Zaczyna się nawet zastanawiać, czy nie zmierzają w stronę rozstania. Ledwie miesiąc temu podobna myśl wywołałby u niej płacz. Godzinami mieliłaby w głowie, co powie rodzina i jaki to będzie wstyd przed wszystkimi, że się rozwodzą. – Co ma być, to będzie, nie? – mówi teraz.

Błędny światopogląd

Tomek jest dziennikarzem, do połowy marca miał oddać wydawnictwu skończoną książkę. – Od ponad miesiąca siedzę na granicy, pomagam, piszę. To jak ja mam myśleć o książce? Powiem im, że chcę zmienić termin. Zgodzą się, to dobrze, a jak się nie to trudno. Oddam im zaliczkę i tyle.

Sam się sobie dziwi, że podchodzi do tego tak lekko. Przez ostatni rok ta książka była dla niego najważniejszym życiowym projektem. Teraz spadała na koniec listy priorytetów. Jej początek zajmują uchodźcy, nieco dalej wskoczyło „kwestionowanie własnych poglądów”.

Tomek zawsze był przeciwny zwiększaniu finansowania wojska. Uważał, że pieniądze lepiej przeznaczyć na programy socjalne. – Widzę, że to było głupie podejście, a skoro myliłem się w tej sprawie, to może cały mój światopogląd jest błędny? – zastanawia się.

Ranga zdarzeń

Dla Magdy nastał czas, by pożegnać się z pacyfizmem. Od dziecka namiętnie słuchała Beatlesów i z uwagą czytała historie o antywojennych akcjach zespołu. – Myślę o rosyjskich żołnierzach i Putinie i życzę im śmierci. Nigdy nie sądziłam, że może we mnie zagościć taka nienawiść. Obawiam się tego, kim się staję – mówi.

Chociaż dostrzega też pozytywy. Mówi, że zaczęła właściwie oceniać rangę codziennych zdarzeń. Magda jest weganką. Jeszcze do niedawna zdarzało się jej zrobić aferę, gdy przyjeżdżała do domu rodziców, a jej mama gotowała coś z mięsem. – Nie chcę się już emocjonować o takie drobnostki.

Po chwili zastanowienia dorzuca jeszcze, prosząc bym jej nie oceniała: – Ja się czasem potrafiłam popłakać przed imprezą, bo nie mam się w co ubrać. W moim mniemaniu oczywiście – szafa pęka od ciuchów. Wojna wyprzątnęła te wszystkie pierdoły z mojej głowy i mam nadzieję, że tak zostanie.

Jak żyć z tą świadomością?

Jędrzej zadaje sobie pytania o własne poglądy i tożsamość. Do tej pory był przekonany, że w razie wojny w Polsce zapakuje psa, zgarnie bliskich i ucieknie do innego kraju.

Nie chciałby oddawać życia za Polskę, w której – mimo wielkiego uprzywilejowania – czuje się mocno niekomfortowo. Dodatkowo koncepcja walki i umierania za kraj, zawsze wydawała mu się dość abstrakcyjna. Dziś lepiej rozumie bój o wolność.

Na początku rosyjskiej agresji złapał się jednak na zastanawianiu, że może trzeba walczyć i zgłosić się do międzynarodowego legionu w Ukrainie? – Już sama ta myśl mnie zaniepokoiła. Chociaż pewnie i tak bym się bał – mówi.

Długo pomagał na Dworcu Zachodnim w Warszawie, gdzie codziennie przyjeżdżały dziesiątki uchodźców. Kiedy tylko robił coś innego, pojawiało się poczucie winy. Odczuwał silny dysonans: idzie wiosna, jest coraz cieplej, chciałoby się trochę odpocząć, ale przecież w Ukrainie cały czas giną ludzie. Nie potrafił spokojnie żyć z tą świadomością.

Aż sam pogrążył się w kryzysie psychicznym. – Obecnie staram się zbierać siły, mniej czytać o Ukrainie. Nie wiem, czy ciągle mam wyrzuty sumienia. Próbuję przyswoić, że odpoczynek jest konieczny. Już sam nie wiem, co myślę i czuję.

Jednocześnie Jędrzej przez wojnę docenił, jak dobre miał dzieciństwo, studia. Cały ten „okres edukacji”. Pełen beztroski, imprez, bez wiszącej nad głową wizji wojny. Tak według niego powinna wyglądać młodość.

– Część obecnych nastolatków czy studentów nie ma tego komfortu. Muszą szybko stać się dojrzali, bo wojna, kryzys klimatyczny, pandemia. Nie zazdroszczę im tego i cieszę się, że sam mogłem korzystać z młodości. Nigdy nie doceniałem tego tak, jak teraz – mówi.

Filary w gruzach

Dr Magdalena Nowicka, psycholożka z SWPS nie dziwi się tym reakcjom. Polacy, szczególnie ci, którzy mieli szczęście dorastać w spokojnych czasach, doświadczają traumy. Wojna jest w końcu stresorem, który niesie konkretne zagrożenie związane ze zdrowiem i życiem.

Jeden kryzys pociąga za sobą kolejne kryzysy. Potęguje – i tak już podniesiony przez pandemię – lęk przed śmiercią. – W gruzach legło też wiele światopoglądowych filarów – że ludzie są dobrzy, że w Europie możemy się czuć bezpiecznie i że przyszłość jest pewna. To z kolei może wiązać się z kryzysem tożsamościowym. Będzie on za sobą pociągał pytania: kim jestem, w co wierzę, czego chcę? – wyjaśnia Nowicka.

Jednocześnie ekspertka zaznacza, że kryzys jest najsilniejszym czynnikiem rozwojowym dla człowieka. Nic innego nie ma takiego potencjału.

Jeśli w czyimś życiu dokonują się totalne zmiany: przewrót w systemie wartości, naprowadzenie życia na inne tory, to zazwyczaj dzieją się one pod wpływem kryzysu zdrowotnego, relacyjnego. Tym samym otwiera się szansa, żeby przeżyć tzw. wzrost potraumatyczny.

– To, czy uda się doświadczyć tego wzrostu, jest w dużej mierze uwarunkowane zbiorem cech, które nazywamy prężnością. To przede wszystkim zdolność do restrukturyzacji poznawczej, która pozwala dostrzec pozytywy sytuacji – mówi.

I dodaje: – Oczywiście, nie chodzi o to, by powiedzieć sobie: „fajnie, że to się zdarzyło”. W przypadku traumy, takie myślenie nie jest możliwe. Chodzi raczej o uświadomienie sobie, że po takim doświadczeniu da się na nowo zrozumieć świat i ludzi.

Obojętność, która chroni

Można się nauczyć strategii, które pomogą przetrwać kryzys. Podstawowa, jedna z potencjalnie najłatwiejszych, jest taka, by przyznać sobie prawo do tego, by nic nie robić. Nie działać, tylko starać się przetrwać.

– Kryzys jest na szczęście zjawiskiem samoograniczającym się. Już teraz mamy inne emocje niż miesiąc temu. Obojętniejemy. Niektórzy mają z tego powodu wyrzuty, ale to naturalne. Słuchałam relacji osób z Ukrainy. Też obojętnieli na wybuchy czy alarmy bombowe. To mechanizm, który nas chroni – zauważa Nowicka.

Według niej najważniejsze jest, by nie stosować strategii destrukcyjnych, jak alkohol, leki uspokajające, hazard czy agresja i przemoc. To sposoby radzenia sobie, które nazywa rykoszetami. Chwilowo pomagają, ale potem odbijają się rykoszetem.

Prognozy Nowickiej na najbliższą przyszłość nie są jednak optymistyczne. Indywidualne kryzysy to jedno. Czeka nas – idący za nimi – kryzys społeczny.

Podkreśla: – Przed nami dużo rozczarowania. Będziemy przeżywać frustrację, że wojna się nie kończy, pomocy jest ciągle za mało, a my jesteśmy już na granicy sił. Wkrótce pojawi się złość, hejt. Warto byśmy byli tego świadomi.

Czytaj też: Natalia de Barbaro: Pomaganie uchodźcom to jest przywilej, a nie obowiązek, łaska czy litość

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułMinister Gliński robi Putinowi prezent. Kreml tylko czeka na takie deklaracje
Następny artykułTargi Edukacyjne w Miastkowie Kościelnym