– Gdyby to zależało tylko od niego, pisałby piosenki już od najwcześniejszych lat. Ale ja powtarzałam, jak robią to wszystkie matki, kontynuuj naukę i posprzątaj wreszcie swój pokój – dzieciństwo Freddiego Mercury’ego w rozmowie z „The Daily Telegraph” wspominała jego matka Jer Bulsara. We wspomnianym pokoju notorycznie panował bałagan, wszędzie porozrzucane były teksty pierwszych piosenek. Teksty, które przyszła ikona rocka… przed snem zawsze wkładała pod poduszkę.
Z tych dwóch wypowiedzi wyłania się jasny i wyraźny obraz Freddiego Mercury’ego: człowieka od początku do końca swojego życia całkowicie oddanego muzyce. Nawet stojąc w obliczu śmierci nie miał zamiaru zrezygnować ze swojej największej pasji. Być może dlatego fani tak go uwielbiali? Być może dlatego od 25 lat tak bardzo brakuje go na scenach całego świata?
5 września 1946 roku. Stone Town, Zanzibar (obecnie Tanzania). W tamtejszym szpitalu rządowym na świat przychodzi Farrokh Bulsara, syn Bomi oraz Jer Bulsarów – Parsów z indyjskiego stanu Gudźarat. Wbrew niezliczonym plotkom na ten temat, Freddie Mercury zawsze był dumny ze swojego pochodzenia. Perskiego, a nie jak twierdziło wiele osób indyjskiego. Wiele lat później światowa prasa uzna go za „pierwszą brytyjską gwiazdę rocka z Azji”.
Czytaj też: Mija 40 lat od ukazania się pierwszej płyty Queen
Na wyspie leżącej u wybrzeży Afryki młody Freddie długo nie zabawił. Chociaż jego rodzina przeniosła się tam, by ojciec mógł objąć posadę skarbnika w brytyjskim Ministerstwie Kolonii, Bulsara junior większość swojego dzieciństwa spędził w kontynentalnych Indiach. To tam pobierał edukację od najmłodszych lat. Najpierw we wzorowanej na brytyjskich placówkach szkole Św. Piotra w Panchgani, a potem w szkole Św. Marii w Bombaju, którą ukończył w wieku 17 lat.
W zasadzie od zawsze przejawiał muzyczne zdolności. Już jako 7-latek zaczął pobierać lekcje gry na pianinie. Po czterech kolejnych latach stworzył swój pierwszy zespół – The Hectics. Jednak, co najważniejsze, właśnie w Panchgani narodziło się imię „Freddie”, które później skandowały dziesiątki tysięcy ludzi na jego koncertach.
Przyszła gwiazda rocka od zawsze wyróżniała się niebywałym słuchem muzycznym. – Potrafił zagrać każdy dźwięk. Potrafił coś usłyszeć i z miejsca zacząć to grać – opowiadała podekscytowana matka przyszłego gwiazdora. W wieku 17 lat Mercury przeniósł się wraz z rodziną do Anglii, konkretnie do Feltham w hrabstwie Middlesex. Powód: rewolucja na Zanzibarze. Na Wyspach Brytyjskich Freddie Mercury pobierał dalsze wykształcenie, które uwieńczył dyplomem naukowym z zakresu Sztuki i Projektowania Grafiki na Ealing Art. College.
Mimo przenosin do Anglii, ukończenia studiów i podjęcia pracy (m.in. na lotnisku Heathrow), pasja do muzyki wciąż pozostawała u Freddiego niezwykle silna. Dlatego dołączył do grupy Ibex – później przemianowanej na Wreckage – a następnie Sour Milk Sea. W obu przypadkach wybory okazały się nietrafione.
Jednak w 1970 roku podjął kolejną próbę, połączył siły z Brianem Mayem i Rogerem Taylorem, czyli grupą Smile. Mimo pewnych sprzeciwów, przekonał kolegów i menedżerów do zmiany nazwy na Queen. Tak narodziła się muzyczna potęga, która w ciągu następnych dekad sprzedała, wedle różnych szacunków, od 150 do 300 mln płyt. Z kolei on sam zmienił nazwisko z Bulsara na Mercury. Oficjalnie mieliśmy już więc Freddiego Mercury’ego. A specyficzna nazwa?
Freddie Mercury: – Wymyśliłem nazwę Queen. To tylko nazwa, ale oczywiście bardzo królewska i brzmiąca wspaniale. To silna nazwa, bardzo uniwersalna i bezpośrednia. Ma wielki potencjał wizualny i jest otwarta na wszelkiego rodzaju interpretacje. Oczywiście, byłem też świadom homoseksualnych konotacji, ale to był tylko jeden z jej aspektów.
O samej twórczości Queen można by się rozpisywać godzinami, jednak chcąc maksymalnie skrócić relację z ich kariery, wystarczy podzielić ją na dwa etapy. Przed i po albumie „Sheer Heart Attack”, który był trzecim krążkiem grupy. Od 1974 roku, kiedy płyta została wydana, sytuacja Queen na rynku muzycznym wyraźnie się poprawiła. I dalej stale poprawiała, dając im w końcu status megagwiazd rocka, a także ikon swojej epoki.
Co jednak wyróżniało ich od całej reszty? Chyba każdy fan Queen od razu odpowie jedynym słowem: koncerty. Potrafili dać niesłychany występ i przyćmić gigantów muzyki pokroju Eltona Johna. – Ukradli ten show – przyznał po występie Queen podczas słynnego koncertu Live Aid na Wembley w 1985 roku. Oglądało go 1,6 mld ludzi, a krytycy muzyczni zgodnie uznają ten spektakl za jeden z najlepszych w historii brytyjskiej grupy.
Czytaj też: Freddie Mercury w logo Google
– Nie wiem, czy to była charyzma, bo kiedy Freddie Mercury stał na scenie, ludzie widzieli w nim po prostu swojego kumpla i przyjaciela. Kiedy występował, nie miał zadartego nosa. To był facet, który oddawał się w pełni temu, co robił – tłumaczył sceniczny geniusz Mercury’ego w rozmowie z „Newsweekiem” Marcin Bisiorek, dziennikarz muzyczny, dyrektor programowy telewizji Muzo.tv oraz radia Muzo.fm.
Rozmawiając o Freddiem Mercurym i Queen często można usłyszeć zdanie: „Wyprzedzali swoje czasy”. O co w nim chodzi? – On kreował pewną nową jakość. Nie wiadomo, czy była to w 100 proc. kreacja na potrzeby świata medialnego. Czy może Freddie Mercury już wtedy zrozumiał, że aby zaistnieć w tym świecie, który zaczyna przyspieszać, a był to przełom lat 80. i 90., trzeba być trochę innym, odróżniać się? – zauważał Bisiorek.
– Freddie Mercury miał bardzo wiele zachowań mocno seksualnych, chociażby to, co wyczyniał z mikrofonem podczas swoich koncertów. Swoim zachowaniem faktycznie wyprzedzał tamte czasy. Być może dlatego cały zespół „Queen” uważano za pajaców, podczas gdy byli to bardzo wykształceni ludzie? – zastanawiał się w 2012 roku pytany o lidera Queen Robert Leszczyński, dziennikarz i krytyk muzyczny.
Sam Mercury oceniał to w taki sposób: – Nie wierzę w półśrodki ani kompromisy. Kompromis nic dla mnie nie znaczy. Daję wszystko, co mam, bo taki już jestem.
I prawdopodobnie za to kochali go fani. Był wielką osobowością, czego dowody wielokrotnie dał na scenie. – Występowanie przed tłumem to jak zastrzyk adrenaliny. Żadne uczucie nie jest w stanie temu dorównać. Po odlocie na scenie potrzeba mi wiele godzin, by dojść do siebie i zacząć zachowywać się normalnie – ocenił Mercury zapytany pewnego razu o swoje występy sceniczne.
Inna strona urodzonego w Zanzibarze artysty to introwertyk nieufający mediom i niechętnie udzielający im wywiadów. Zwłaszcza niezwiązanych bezpośrednio z muzyką czy trasą koncertową. – Twierdził, że Freddie Mercury jest na scenie, a poza nią zostawiał wszystko dla siebie i nie dzielił się tym ani z fanami, ani z opinią publiczną – mówił „Newsweekowi” Leszczyński, który jako analogiczny przykład z polskich realiów podał Ewę Demarczyk.
Podobnego zdania jest Bisiorek, który próbuje wyjaśnić motywy takiego zachowania wokalisty. – Ludzie ze świata muzyki, których poznałem na przestrzeni swojego już w miarę długiego życia, będący fajnymi, mądrymi „scenicznymi zwierzętami”, w swoim życiu prywatnym są cichymi, spokojnymi i skrytymi osobami. Potrafią odróżnić, kiedy jest show, a kiedy jest życie – konstatował.
Po chwili dodał: – Jak jesteś muzykiem czy aktorem, musisz umieć oddzielić swoją kreację sceniczną od swojej kreacji życiowej. Artyści, którzy nie potrafią odróżnić tych dwóch światów najczęściej szybko kończą. Albo kończą się jako artyści, albo kończą się jako ludzie, czyli po prostu umierają.
Czytaj też: Gwiazdy złożyły hołd Freddiemu Mercury’emu
Pytanie o źródło fenomenu Mercury’ego jest zadawane niezwykle często, ale chyba nikt nie znalazł jeszcze odpowiedzi w 100 proc. wyczerpującej temat. – Może wynikało to z bogatego wnętrza, o którym opowiadają jego przyjaciele? Ci ludzie mówią, że tam nie było nic udawane, że to, co robił na zewnątrz wynikało z jego emocjonalnej chęci kochania świata. Freddie Mercury niesamowicie serdecznym i „kolorowym” człowiekiem. I już – wyjaśnił Bisiorek.
Magia Freddiego Mercuryego polegała też na tym, że nie sposób było go ograniczyć i opanować. Był żywiołem i jak żywioł uwielbiał zaskakiwać. Chociażby wypowiedziami. – Jestem tylko muzyczną prostytutką – stwierdził kiedyś, odnosząc się do swojej życiowej profesji z typowym dla siebie dystansem i ironią. Przy innej okazji obwieścił światu: – Poza zębami jestem idealny.
Ot, cały on! Czy Mercury był idealny? Dla wielu, bez dwóch zdań, tak. Na pewno był jednak unikalny. Koty kochał podobno bardziej od ludzi. Ludziom z kolei, zwłaszcza tym ze swojego otoczenia, lubił nadawać żeńskie imiona. Był zafascynowany japońską kulturą oraz antykami i ozdobami z Kraju Kwitnącej Wiśni. Do tego stopnia, że będąc na zakupach zdarzało mu się wydać na nie nawet ćwierć miliona funtów w pół godziny (sic!). Jak sam twierdził, nie potrafił obejść się bez szampana i wódki z lodem. Uwielbiał też sztukę, zwłaszcza malarstwo Salvadora Dali. Natomiast ze swoich kolegów po fachu najbardziej cenił m.in. Jimiego Hendricksa, Johna Lennona i Arethę Franklin.
Niedługo przed swoimi pierwszymi poważnymi sukcesami Mercury oblał test na prawo jazdy. Jego matkę bardzo to zmartwiło, dlatego powiedziała mu, żeby się przyłożył i zdał egzamin. On poprosił, aby się rozchmurzyła, po czym beztrosko i z zawadiackim uśmiechem odparł: – To i tak nie ma znaczenia, ponieważ pewnego dnia wszędzie wozić mnie będzie szofer.
Freddie Mercury to jednak również stereotypowe życie rockmana, w myśl zasady: sex, drugs & rocknroll. Nie stronił od alkoholu i narkotyków, uwielbiał imprezować. Najlepiej hucznie, z rozmachem. Wszystko musiało być z najwyższej półki. Zawsze. Jak podczas słynnych 39. urodzin w monachijskim klubie „Hendersons”. Autorzy jednego z filmów poświęconych jego osobie podliczyli, że w ciągu swojego życia na imprezy Mercury wydał, bagatela, pięć milionów funtów. Narkotyki kosztowały go natomiast „tylko” dziesięciokrotnie mniej.
– Kiedy Freddie Mercury zmarł, byliśmy szoku. To uczucie nie minęło przez pięć lat. Gdyby nie jego śmierć, pewnie wciąż gralibyśmy razem. Byliśmy bowiem niezwykle zżyci i pozostawaliśmy ze sobą blisko. Nigdy nie widzieliśmy potrzeby, żeby rozwiązać grupę – wspominał w kwietniu 2012 roku Roger Taylor, perkusista i współtwórca Queen, w wywiadzie dla magazynu „Rolling Stone”.
Czytaj też: Yoko Ono. Pierwsza wiedźma popkultury
Z legendarnym muzykiem zgodził się Leszczyński. Jak mówił, strata kogoś takiego jak Mercury to najgorsza rzecz, jaka może spotkać zespół. – Kiedy „Nirvana” straciła Cobaina, zespół próbował jeszcze przez jakiś czas coś tworzyć, ale przecież wiadomo, że nikt nie zaśpiewa tak jak Kurt Cobain – wyjaśnił „Newsweekowi”.
Mimo śmierci przyjaciela i lidera zespołu, Queen nie zamierzali się poddać i rozwiązać zespołu. Wręcz przeciwnie, rozpoczęli współpracę z Adamem Lambertem – zwycięzcą ósmej edycji talent show „American Idol”. Człowiekiem młodym i utalentowanym, ale czy gotowym do udźwignięcia ciężaru, jakim była sukcesja po Freddiem?
– Przez całe życie śpiewałem piosenki innych ludzi. To jest to, co robiłem także w „American Idol”. Myślę, że jedną z rzeczy, z których dałem się poznać w tym programie było sprawianie, że piosenki innych wykonawców stawały się w pewnym sensie moimi własnymi. Jednak Freddiem Mercurym jestem niewiarygodnie zainspirowany – przyznał w rozmowie z brytyjskim dziennikiem „The Guardian” 34-letni wokalista, który podobnie jak jego wielki poprzednik jest gejem.
– Całe swoje życie przeżyłem w sposób otwarty i komfortowy. Jeśli chciałbym ukryć coś takiego, z pewnością nie pozostałoby to w ukryciu. No i to nie jest mój styl, nie skrywam żadnych tajemnic – skwitował komentarze na temat swojej orientacji seksualnej.
Mercury również otwarcie przyznawał się do swojej orientacji. Bez skrępowania mówił, że jest biseksualny, a w niektórych wypowiedziach oświadczał nawet wprost, że jest gejem. Tylko do AIDS nigdy nie chciał się przyznać, a o swojej chorobie poinformował opinię publiczną dopiero na dzień przed śmiercią.
Pozostaje pytanie, czy podobieństw z legendarnym rockmanem jest lub będzie więcej? Czy współpraca nazwana „Queen + Adam Lambert” ma szansę przetrwać dłużej i dać fanom grupy choćby namiastkę jej dawnej działalności?
Marcin Bisiorek: – Na ich koncert we Wrocławiu (w 2012 roku – przyp. red.) jechałem z pewną nutą sceptycyzmu. Jak to będzie? Tym bardziej, że nie jestem jakimś wielkim fanem Adama Lamberta. Nie ma jednak żadnych wątpliwości, że ten młody człowiek dysponuje wielką skalą głosu. Fajne na tym koncercie było też to, że nie podszywał się pod Freddiego Mercury’ego, tylko – takie wrażenie odniosłem ja, moim koledzy i znajomi wokół – oddał mu pewnego rodzaju hołd.
– A muzycznie Queen w ogóle się nie zestarzało i to był naprawdę bardzo dobry, energetyczny, wspaniały koncert – dorzucił po chwili z entuzjazmem.
Czy na polskiej bądź zagranicznej scenie muzycznej jest obecnie ktoś o podobnej charyzmie i sile oddziaływania do Freddiego Mercuryego? Rozmówcy „Newsweeka” mieli w tej kwestii różne opinie. – Obecnie jest bardzo wiele osób, które dałoby się nazwać jego następcami. Na całym świecie istnieją klony Freddiego Mercury’ego – zapewniał nas Leszczyński.
– Freddie Mercury był sam w sobie takim niepowtarzalnym, pięknym zjawiskiem – stwierdził z kolei Bisiorek. Na dyskusji o tym, które stanowisko jest bliżej prawdy można by zapewne spędzić wiele godzin. Dla fanów Queen efekt takiej dysputy nie ma jednak większego znaczenia. Oni z pewnością zapamiętają swojego idola na zawsze. Jego zapierające dech w piersiach sceniczne występy, imponującą ekspresyjność na scenie i genialny czterooktawowy głos.
Tego właśnie dokonał Freddie Mercury. Przeszedł do historii i na zawsze zajął miejsce w sercach miłośników muzyki. Nikt dzisiaj nie wyobraża sobie, że mogłoby nie być „Bohemian Rhapsody”, „Dont Stop Me Now”, „Somebody To Love” czy „We Are The Champions”. Jednak prawdziwym czempionem był on sam. Był, jest i dla większości fanów zawsze będzie. Niepowtarzalny, niezastąpiony, niezapomniany. Freddie Mercury (1946 – 1991).
Czytaj też: 30 lat zespołu Metallica. And nothing else matters
„Pierwotnie tekst ukazał się w listopadzie 2012 roku. Został zaktualizowany i zredagowany 24 listopada 2016 roku przy okazji 25. rocznicy śmierci Freddiego Mercuryego.”
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS