Wkręcony Duda. To już drugi raz, kancelaria szuka winnych
W połowie listopada w internecie pojawiło się nagranie przedstawiające rozmowę polskiego prezydenta z rosyjskimi pranksterami (z ang. prankster to żartowniś, dowcipniś). Andrzej Duda został wkręcony przez Rosjan, ale nie zorientował się podczas rozmowy, że nie rozmawia z Emmanuelem Macronem, za którego podał się rozmówca i opowiadał o swoich kontaktach z przywódcami innych państw. Działo się to w trudnym i niebezpiecznym momencie, tuż po wybuchach w Przewodowie.
Co prawda później kancelaria Prezydenta próbowała tłumaczyć, że prezydent szybko połapał się i zakończył rozmowę, ale na nagraniu wyraźnie słychać, że to rozmówca pierwszy powiedział “bye”.
Jak informuje Interia.pl, szefowa Kancelarii Prezydenta RP Grażyna Ignaczak-Bandych zarządziła przeprowadzenie niejawnego postępowania kontrolnego. Wysłuchano zarówno urzędników odpowiedzialnych za rozmowę, jak i świadków całej sytuacji.
“Prezydent przyjął ustalenia, a Pałac Prezydencki jest w trakcie wyciągania konsekwencji personalnych” – poinformował portal.
Nie ma procedury łączenia rozmów z prezydentem? Procedura jest, ale to nie w tym rzecz
Oczywiście jest instrukcja, która określa zasady łączenie rozmów z prezydentem.
“Znajomość instrukcji jest obowiązkowa dla pracowników. Ona zawiera kilka punktów wielostopniowej weryfikacji, które muszą zostać spełnione, zanim dojdzie do połączenia z prezydentem. To nigdy nie jest rozmowa w cztery oczy, a zanim do niej dojdzie, mamy połączenie próbne. Z takiej dyskusji powstaje notatka, sekretarz spisuje rozmowę” — usłyszał od przedstawiciela Kancelarii Prezydenta portal Interia.pl
Wyborcza.pl dotarła do szczegółów tej instrukcji, którą w 2021 roku, po poprzednim oszukaniu prezydenta opracował Krzysztof Szczerski.
Realizacja połączenia należy do wskazanego ministra i podległej mu komórki w Kancelarii. Dyrektor tej komórki wyznacza pracowników odpowiedzialnych, a wspomnianą komórką jest Biuro Polityki Międzynarodowej.
“Najważniejsza jest weryfikacja rozmówcy” – wskazuje Wyborcza.pl po otrzymaniu instrukcji z Kancelarii Prezydenta. Następuje “weryfikacja wiarygodności prośby partnera zagranicznego”, a także wykonywany jest “test”, czyli próbne połączenie.
Wygląda na to, że instrukcja jest i to dość szczegółowa. Jednak, żeby zadziałała, potrzebne są jeszcze przynajmniej dwa warunki: pracownicy muszą ją znać i powinni się jej trzymać.
Czy już wiadomo, kto odpowiada za wkręcenie prezydenta?
Osoby, które zarządzają wspomnianą “komórką”, a więc Biurem Polityki Międzynarodowej, to minister Jakub Kumoch, który jest szefem biura oraz jego dyrektor Piotr Gillert.
Według instrukcji to Piotr Gillert powinien skontaktować się z odpowiednim rozmówcą, czy instytucją, która go reprezentuje.
“Dyrektor komórki lub jej pracownik powinien także pozyskać i zweryfikować numer telefonu, z którego wykonywane będzie połączenie” – usłyszała Interia.pl w Biurze Prasowym Prezydenta RP.
Tymczasem “prankster został połączony z prezydentem przez szeregowego urzędnika, który nie ma nic wspólnego z Biurem Polityki Międzynarodowej. Pominięto zarówno Kumocha, jak i Gillerta — stwierdził informator portalu. Według niego zawiniło kierownictwo Kancelarii, a na pewno ktoś, kto nie znał procedur.
Źródła Interii wspominająteż o konflikcie, jaki panuje pomiędzy Grażyną Ingaczak-Bandych, szefową Kancelarii Prezydenta, a Jakubem Kumochem, odpowiedzialnym za Biuro Polityki Międzynarodowej.
“W Pałacu Prezydenckim sprawa połączenia jest więc jak gorący kartofel. Może rodzić poważne konsekwencje, bo prezydent bardzo emocjonalnie podchodzi do wpadki” – podsumowuje incydent portal Interia.pl.
Inne “wpadki” prezydenta i jego otoczenia. To “taki trochę Smoleńsk”
Brak znajomości procedur lub niechęć do ich stosowania już wcześniej miały miejsce w Kancelarii Prezydenta. Oba zdarzenia miały związek z prezydenckimi lotami. Szczęśliwie nie zakończyły się tragicznie, jak 10 lat wcześniej lot prezydenta Lecha Kaczyńskiego do Smoleńska, o którym wiadomo, że także był skutkiem łamania procedur.
Do pierwszego incydentu z udziałem Andrzeja Dudy doszło podczas kampanii prezydenckiej w 2020 roku. “To taki trochę Smoleńsk” – pisała o tym zdarzeniu WP.
Podczas lądowania w Lublinie piloci złamali procedury bezpieczeństwa:
- doprowadzili do zbyt gwałtownego zniżania samolotu,
- lecieli zbyt szybko,
- używali niewłaściwej mocy silników,
- w niewłaściwym momencie wypuścili klapy.
“Samolot nie miał na wysokości 500 stóp (152 metry) spełnionych parametrów, które pozwoliłyby przeprowadzić w bezpieczny sposób procedurę lądowania. A mimo to piloci wylądowali” – napisała WP.
Drugie zdarzenie miało miejsce niedługo później i dotyczyło lotu z Zielonej Góry do Warszawy.
“Wirtualna Polska dotarła do stenogramów rozmów, z których wynika, że prezydent lub ktoś z jego otoczenia naciskał na pilotów. A ci w konsekwencji złamali przepisy podczas lotu z Zielonej Góry do Warszawy” – napisał portal.
Jedno ze spotkań wyborczych przeciągnęło się i prezydent był gotowy do powrotu dopiero tuż przed 22, o której jest zamykane lotnisko, a kontroler lotu kończy pracę. Pomimo tego kapitan samolotu postanowiła wystartować. Samolot wzbił się w powietrze o 22:12 i w trakcie lotu, bez dozoru zajmował wspólną przestrzeń, w której — wg. rejestru Urzędu Lotnictwa Cywilnego — znajdowało się 3 tys. innych statków powietrznych. Dziennikarze dotarli do zapisu rozmów oraz faktów, które mają wskazywać na “naciski ważnych pasażerów” oraz próby tuszowania zdarzenia przez polityków.
Źródła: Interia.plWyborcza.pl, Gazeta Prawna, Wirtualna Polska
Zgłoś naruszenie/Błąd
Oryginalne źródło ZOBACZ
Dodaj kanał RSS
Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS