A A+ A++

„Po raz pierwszy w historii UE przywódca jednego z krajów postanowił przy pomocy sądu konstytucyjnego zakwestionować traktaty europejskie” – komentuje BBC. Większość zagranicznych relacji podkreśla – rzadziej przypominany w tym kontekście w Polsce fakt – że to sam premier Morawiecki skierował do TK skargę na wyrok TSUE i zabiegał o rozstrzygnięcie w tej sprawie. Dlatego też międzynarodowa prasa jego – a nie prezesa Kaczyńskiego, Julię Przyłębską czy reformy ministra Ziobry – obarcza polityczną odpowiedzialnością za obecny stan rzeczy.

Jak zawstydzić studenta pierwszego roku europeistyki?

Nie tylko dziennikarze uważają, że wyrok TK podważa prawo UE i stanowi zagrożenie dla traktatów. Na tym stanowisku stoi przeważająca większość europejskich elit, polityków i ekspertów od prawa UE. Podwójna gra polskiego rządu – który na potrzeby wewnętrzne i zewnętrzne mówi sprzeczne rzeczy – nie ma się prawa powieść w tych okolicznościach. Mówienie polskim słuchaczom, że nie uznajemy wyższości prawa UE, w tym rozstrzygnięć TSUE, a potem w Brukseli, że jednak uznajemy – a mylą się wszyscy zewnętrzni obserwatorzy – nie działa. Problem nie polega na tym, co faktycznie mówi wyrok i jaką jego interpretację zastosujemy: Bruksela prawie jednomyślnie uznaje, że jest to wyrok konfrontacyjny, przełomowy i takie wyciąga z tego konsekwencje.

Propozycje Morawieckiego, by nie zajmować się praworządnością, tylko reformować UE według Polskich pomysłów „są wręcz rozczulające, bo zawstydziłyby studenta pierwszego roku europeistyki” – pisał korespondent wiedeńskiego „Die Presse”, Oliver Grimm.

„Morawiecki przestrzega przed UE pozbawioną demokratycznej kontroli, a w tym samym czasie na planecie Ziemia ten sam premier Morawiecki za pomocą kolejnych ataków na niezależność sądów, mediów i społeczeństwo obywatelskie uczynił z Polski kraj *najszybciej na świecie* osuwający się w autokrację…” – komentował na gorąco znany z nie przebierania w słowach profesor Laurent Pech (o wyroku TK rozmawialiśmy z nim także przed debatą w PE).

„Mateusz uważa, że Polska nie dąży do Polexitu, ale inni przywódcy nie podzielają tego zdania” – kpiarsko dorzucał Dave Keating piszący dla France24. Już po zakończeniu debaty Keating i inni korespondenci z Brukseli donosili, że – wbrew oporowi przewodniczącego Rady Europejskiej Charlesa Michela – sprawa Polski zostanie postawiona na najbliższym posiedzeniu już w tym tygodniu.

Szerszą kwestię „pieniędzy za praworządność” od kilku dni znów przypominają z kolei media biznesowe, które nie tyle interesuje polska reforma sądów, co gospodarcze prognozy odbicia po pandemii. Zatrzymanie pokaźnych wypłat dla Polski lub w ogóle przeciągający się spór, który na dłużej zablokuje Europejski Fundusz Odbudowy, w oczywisty sposób zmieniają ekonomiczny rachunek dla Europy na najbliższe lata. „Zepchnięta do obrony UE użyje tego mechanizmu przeciwko Polsce lada dzień” – ocenia amerykański Bloomberg.

„Morawiecki odrobił lekcję Brexitu”

Kto przyjął wystąpienie polskiego premiera przychylnie? Przede wszystkim przedstawiciele partii eurosceptycznej lub skrajnej prawicy – od niemieckiego AfD po słowacką Ludową Stranę Mariana Kotleby. Rzadki przykład korzystnej dla Polski interpretacji sporu opublikował jednak brytyjski „Telegraph”. W tekście Jamesa Crispa czytamy, że Polska „odrobiła lekcje Brexitu” i umiejętnie prowadzi spór, by „mieć ciastko i zjeść ciastko”.

W przeciwieństwie do rządu Theresy May w Londynie, kontynuuje Crisp, Kaczyński i Morawiecki nie dają się nabrać na żaden blef ze strony Brukseli, która wyznacza nieprzekraczalne terminy i granice, ale nie jest w stanie ich upilnować. „Nie ma legalnego sposobu na wyrzucenie kogoś z UE, a premier Morawiecki nie znajduje się pod żadną presją w swoim kraju, by uruchomić artykuł 50 [jak Wielka Brytania – przyp. red], bo większość Polaków popiera członkostwo. Zamiast tego może więc po prostu ignorować europejskie zasady, jakie mu się nie podobają i dalej ciągnąć z Brukseli kasę” – komentuje autor „Telegraph”.

Bernard Guetta, były korespondent w Polsce, a dziś europarlamentarzysta choć jest bardzo krytyczny wobec posunięć PiS, przypomina że sprzeciw wobec ciaśniejszej integracji politycznej w Europie ma dziś poparcie także w innych niż tylko Warszawa stolicach. Pytanie, czy proeuropejska opozycja w Polsce i Węgrzech „jest w stanie zaproponować gospodarczy i społeczny program, który przyniesie im zwycięstwo”. To nie konserwatyzm społeczny „rodem z XIX wieku” przyciągnął ludzi do PiS, ale niezadowolenie z transformacji gospodarczej i program socjalny.

Teatr Morawieckiego dla polskich mediów

„Przeciwnicy Kaczyńskiego i Orbana, choć wyraźnie rosnący w siłę, pozostaną słabi tak długo, jak długo nie będą w stanie zaproponować nowej umowy społecznej. Widzieliśmy to właśnie w Czechach, gdzie centroprawica i centrolewica wygrały w sobotę z Andrejem Babisem, ale tak nieznacznie, że nie zakończyły jeszcze jego kariery politycznej” – przestrzega Guetta.

Inni obserwatorzy byli bardziej lakoniczni. „To teatr Morawieckiego dla polskich mediów” – podsumował całą debatę europoseł Sandro Gozi z grupy RENEW. Czy tylko teatr i czy na grze obu stron się skończy, przekonamy się jednak niebawem. Kluczowe decyzje, w tym o akceptacji polskiego Krajowego Funduszu Odbudowy, czekają.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPolicja Płock: Fałszywi policjanci zatrzymani
Następny artykułProwadząca „Gościa Wiadomości” kontra senator KO. Danuta Holecka nie wytrzymała: No i co z tego