A A+ A++

Marcin Mańkowski kieruje zielonogórskim pogotowiem od kilku lat. Sam także jest ratownikiem, jeździł w karetce. Wie, jak usprawnić pracę ponad 120 osób pracujących w pogotowiu. W połowie marca pierwszy w Polsce rozlokował zespoły ratunkowe w różnych częściach miasta, wyprowadził z głównego budynku pogotowia.

– Jeśli któryś z ratowników, lekarzy zachoruje na COVID-19, nie zarazi całego zespołu pogotowia. Nie trzeba będzie wszystkich poddawać kwarantannie – mówi Mańkowski. Karetki stacjonują w akademiku przy al. Wojska Polskiego, internacie IV LO i VII LO, w budynku Zielonogórskiego Ośrodka Kultury oraz bursy przy ul. Botanicznej. Medycy zabrali najpilniejsze rzeczy, informatycy podpięli niezbędny sprzęt, by odbierać zgłoszenia.

Nie kłam medyka

Ratownicy najbardziej boją się, że zostaną okłamani. Ktoś ukryje fakt, że miał kontakt z zakażonym, wrócił z Niemiec, Włoch lub Francji.

– Nie przyjmuję tłumaczeń, że ktoś mógł nie zrozumieć naszych pytań, to niemożliwe. Są proste, konkretne. Ludzie obawiają się, że nie zostanie udzielona im pomoc, a to oczywista nieprawda. Przyjedziemy, ale w kombinezonie. Mówcie prawdę – apeluje Mańkowski. I przyznaje, że nie wie, do jakiego etapu dojdą ratownicy. On sam od kilku tygodni rozpoczyna dzień od prośby o pomoc w zakupie materiałów ochronnych, płynów odkażających. Brakuje skafandrów, masek, rękawiczek. Pisze do ministerstwa, dzwoni do firm, zostawia informacje w sekretariatach,

– Jak zdobędę maski FPP3, jestem szczęśliwy. Nie wiem, jak to się skończy, być może będziemy mieć 40, 50 proc. medyków zakażonych. Będziemy walczyć do końca pandemii albo naszego końca. Być może będzie jak we Włoszech – mówi dyrektor Mańkowski. Po cichu liczy, że pod koniec kwietnia liczba zakażonych zacznie spadać, ale obawia się, że polska służba zdrowia może się posypać.

Niedoinwestowana służba zdrowia

– Patrzę na Włochy, na inne bogate kraje, gdzie nakłady na służbę zdrowia są o wiele większe, gdzie większe były zapasy środków ochrony osobistej niż u nas; przeraża mnie to, co widzę. Bo u nas wszystko wygląda dużo biedniej – mówi Mańkowski.

I podaje przykład trudności zakontraktowania trzeciej karetki do przewozu osób zakażonych. Kwoty oferowane przez NFZ były rażąco niskie. Jeden wyjazd dwuosobowej ekipy to koszt ok. 600-800 zł, a fundusz proponuje 150 zł. Nie wiem, czy oni nie znają realiów – mówi dyrektor. I przyznaje, że ratownicy wpadli na szatański pomysł dezynfekowania i ozonowania jednorazowych skafandrów. – Białe szybko pękają, pomarańczowe są mocniejsze. Sprawdzamy, czy po dezynfekcji się nie rozpadną – mówi.

Żegnamy się z dzieckiem

Jest taki moment, że trzeba się zjednoczyć. Walczymy o nasze rodziny, bliskich – mówi Mańkowski. Administracja pogotowia pracuje z domów. Musi być zdrowa, żeby wypłacić medykom pensje, zrobić zamówienia i rozliczyć procedury.

– Liczę się z tym, że przyjdzie dzień, kiedy sam wsiądę do karetki. Moja żona jest anestezjologiem, więc gdy wychodzimy do pracy, żegnamy się z dzieckiem. Możemy nie wrócić do domu – trafić na kwarantannę, zostać oddelegowani do innego miasta – mówi Mańkowski. Z rodzicami kontaktuje się tylko przez Skype’a, telefon. Choć mama żony mieszka niedaleko ich domu. – Święta spędzimy oddzielnie, żeby wszyscy mogli spędzić razem Boże Narodzenie – mówi dyrektor. – Żeby medycy nie musieli stawać przed wyborem, komu podłączyć respirator, jak we Włoszech. To rola nas, 30-40-latków, żeby zatrzymać w domach młodzież i seniorów.

Ratownicy jak służby mundurowe

Dyrektor Mańkowski uważa, że koronawirus powinien zmienić system ratownictwa w Polsce. Dać ratownikom większe uprawnienia i przywileje.

– Tak naprawdę ratownictwo medyczne w Polsce zaczęło działać po katastrofie na Śląsku. Być może po tej epidemii politycy dojrzeją do decyzji, by zacząć rozmawiać o ratownikach jako służbie mundurowej. Dziś mamy ratowników w największej grupie ryzyka 60 plus i oni dziś jeżdżą do pacjentów, którzy mogą być zakażeni koronawirusem. Poza tym praca w karetce jest wykańczająca fizycznie i psychicznie. Ludzie nie szanują nas. Zarobki są niskie. To wszystko powinno być uregulowane od nowa – mówi dyrektor.

Czytaj także: Koronawirus. Pandemiczne wino zielonogórskich winiarzy na czasy zarazy

Czytaj także: Koronawirus i seniorzy. Gminy mogą dowozić posiłki, robić zakupy i prowadzić teleopiekę

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJastrzębski Węgiel oczekuje na ostateczną decyzję CEV
Następny artykułCenzura w TVP. Tęczowa flaga na nagraniu stała się czarno-biała