A A+ A++

Pozory idealnego życia

Kobiety, które opowiadały o tym, jak padły ofiarami oszusta, wcale nie były pierwszymi naiwnymi. Zanim zdecydowały się na randkę, sprawdzały jego nazwisko w sieci i uważnie przeglądały profile na różnych portalach społecznościowych. Pozornie wszystko się zgadzało – na Instagramie zdjęcia na jachtach, w drogich samochodach czy na pokładzie samolotu. Podobnie jak nazwa firmy, której miał być dziedzicem – nazwisko właściciela się zgadzało, a na Instagramie można było znaleźć zdjęcie z rodziną. Poza tym oszust wszędzie poruszał się ze swoim ochroniarzem Piotrem, a z pokładu prywatnego samolotu przesyłał zapewnienia, że kocha i tęskni. Nic nie wskazywało na to, że cała ta rzeczywistość została przez niego wykreowana i zaplanowana w najdrobniejszych szczegółach.

Nawet wtedy, gdy Leviev domagał się kolejnych pożyczek, zadłużając swoje ofiary na setki tysięcy dolarów, kobietom trudno było się wycofać. Były zaangażowane emocjonalnie, niekiedy przerażone, że ukochanemu mężczyźnie grozi niebezpieczeństwo. Ten zaś przekonywał je, że to tylko przejściowe problemy i lada moment zwróci im pieniądze. Większość z nich straciła cały swój majątek i nadal spłaca długi.

Ofiary oszusta

Po premierze filmu widownia się podzieliła. Jak zwykle wielu widzów zadawało pytanie – jak to możliwe, że kobiety dawały się oszukać i nie wycofywały się, gdy przystojniak zapoznany na Tinderze zaczynał namawiać je zaciągania dla niego pożyczek. Zdaniem całkiem sporej grupy komentatorów, ofiary oszusta wykazały się po prostu głupotą i nic ich nie usprawiedliwia – tym bardziej, że przyznawały, że zamożność Levieva robiła na nich wrażenie. Znacznie mniej osób było zdolnych postawić się w pozycji ofiar i uświadomić sobie, jak trudno dostrzec oszustwo, kiedy jest się w jego centrum. Widzowi łatwo się zdystansować do wykreowanej przez Levieva persony, zapominając, że kobiety często były w nim zakochane i nie miały podstaw kwestionować jego tożsamości. Mechanizm obwiniania ofiar dodatkowo działa na korzyść oszustów. Wstyd, jaki towarzyszy okradzionym kobietom, sprawia, że naciągaczom łatwiej jest działać bezkarnie. Jeśli oszukana osoba ma usłyszeć, że sama jest sobie winna, nie podzieli się swoją historią z innymi i nie ujawni mechanizmu działania przestępcy.

„Oszust z Tindera”


„Oszust z Tindera”

Fot.: Materiały prasowe/ Netflix Polska

Niemoc prawa

Film przede wszystkim pokazuje niemoc prawa, wobec tego typu przestępstw. Wprawdzie Shimon Hayut trafił przed oblicze wymiaru sprawiedliwości w Finlandii, ale nie przeszkodziło mu to zmienić nazwiska na Simon Leviev (nie wspominając o rozmaitych internetowych pseudonimach) i kontynuować swojego procederu. Kiedy dziennikarzom śledczym udało się w końcu dotrzeć do prawdziwej tożsamości oszusta, niewiele to zmieniło. Do więzienia trafił na krótko i wyszedł na wolność, zanim kobiety spłaciły zaciągnięte za jego namowami długi. Co więcej – do premiery filmu był wciąż obecny w serwisie Tinder, mimo że już lata wcześniej artykuł obnażający jego manipulacje ukazał się w „VG”, jednej z największych norweskich gazet. Wtedy jednak siła przebicia tego tekstu okazała się zbyt mała, by powstrzymać dalsze działania oszusta. Serwisy randkowe zareagowały dopiero teraz, kiedy sprawa na nowo zyskała rozgłos za sprawą dokumentu na Netflixie.

Cała historia dobrze też pokazuje, jak social media – teoretycznie ułatwiające przejrzenie oszusta – ułatwiają tworzenie iluzji. Kiedy bohaterki dokumentu przeglądały zamieszczane przez Levieva zdjęcia, łatwo było im uwierzyć w jego opowieści i zamożność, a historie o zagrożeniu uwiarygadniały dramatyczne nocne wiadomości i nagrania. Nie ufały przecież na słowo. Sprawdziły. Problem w tym, że dziś w sieci nie ma granic dla osób, które chcą zafałszować rzeczywistość. Dziennikarzom udało się rozwikłać zagadkę tego, kim naprawdę jest Leviev, dzięki wytężonej pracy wymagającej śledztwa w kilku krajach. Dla kobiety poznającej kogoś na Tinderze jedynym ratunkiem jest nieufność – ale czy można cały czas kwestionować rzeczywistość? Ostatecznie oszust stwarzał pozory idealnego życia. Dopiero po czasie okazywało się, że to wszystko fikcja; wtedy jednak bohaterki były już zaangażowane emocjonalnie.

Ta przykra sprawa ma też polski wątek. Ochroniarz Levieva to Polak. Piotr K. twierdzi, że nic nie wiedział o przekrętach swojego szefa; domaga się od Netflixa trzech milionów euro zadośćuczynienia i przeprosin, które pojawiałyby się w serwisie przez 60 dni. Również sam Shimon Hayut vel Simon Leviev zapowiedział, że opowie własną wersję wydarzeń na Instagramie (jego konto zostało jednak dezaktywowane) i pozwie Netflixa. Mimo wcześniejszych publikacji „VG” oraz zarzutów i wyroków, jakie postawiono mu w Izraelu i Finlandii, nie przyznaje się do winy. Można odnieść wrażenie, że próbuje ponownie tego samego – stworzyć wizję świta, w którą będzie łatwo uwierzyć. Ale tym razem chyba nie damy się nabrać.

Czytaj też: Ostatni świadek ukrycia przez Niemców skarbów

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułJak wybrać sprawdzone mechanika samochodowego Pruszków?
Następny artykułThe Sims 4: Dodatek ślubny nie wyjdzie w Rosji przez homofobiczne prawo