A A+ A++

Od rodzinnych podróży, wspólne poznawanie nowych smaków, po własne miejsce, w którym każdy smakosz street foodu znajdzie coś dla siebie. O nowej lokalizacji, menu, ale też kulinarnych inspiracjach rozmawiamy z Pauliną i Jakubem Piętkowskimi, właścicielami burgerowi Wild Stork, która od kilku tygodni znajduje się pod nowym adresem – przy ul. Racławickiej 6.    

– „Z pasji do podróży i gotowania powstał w naszych głowach pomysł otwarcia dla Was rodzinnego miejsca” – to cytat z pierwszego postu, który opublikowaliście na Facebooku.

Jakub Piętkowski: Lubimy podróżować, a przy okazji poznawać dania charakterystyczne dla odwiedzanych przez nas państw, na przykład Grecji, Włoch czy Wielkiej Brytanii. Wakacje to dla nas nie tylko zwiedzanie, ale przede wszystkim poszukiwanie nowych smaków i inspiracji.

Paulina Piętkowska: Odkąd otworzyliśmy Wild Stork nie mamy już tak wiele czasu na podróże, ale wcześniej lubiliśmy odwiedzać różne miejsca z naszymi przyjaciółmi.

Jakub: Przede wszystkim, kiedy mieliśmy więcej czasu często spotykaliśmy się ze znajomymi i wspólnie gotowaliśmy. Najchętniej kuchnię włoską, bo są to potrawy szybkie do przygotowania.

– Otwierając własny lokal zdecydowaliście się na street food. Dlaczego?

Paulina: Zanim otworzyliśmy własny biznes, przyjrzeliśmy się świdnickiemu rynkowi. W naszym mieście znajdziemy restauracje, w których serwują sałatki, pizze czy polskie dania, dlatego chcieliśmy otworzyć coś innego. Pomyśleliśmy, że w Świdniku brakuje burgerowni z prawdziwego zdarzenia. Naszą inspiracją stała się „Papaya”, lokal, do którego chętnie chodziliśmy jeść podczas wakacji w Chorwacji.

Jakub: Street food kojarzy się z szybkim i niezdrowym jedzeniem. Chcemy to przekonanie odczarować i pokazać, na czym polega różnica między hot dogiem kupionym na stacji benzynowej, a dobrym kebabem, ze stuprocentowym mięsem, świeżymi dodatkami i autorskimi sosami. Że takie jedzenie wcale nie musi być niezdrowe.

– Skąd wzięła się Wasza nazwa?

Jakub: Kiedy w 2001 roku, zaraz po szkole gastronomicznej, trafiłem jako uczeń do jednej z lubelskich  restauracji, koledzy bardzo chcieli nadać mi jakąś ksywę, ale nie wiedzieli jaką. Któregoś dnia, stojąc przy barze, podgiąłem nogę do góry, jak bocian. Wtedy stwierdzili, że będą na mnie mówić „Bocian” i tak już zostało.

Paulina: Jednym nazwa się podoba, drugim trochę mniej. My bardzo się do niej przywiązaliśmy, podobnie jak do logo, które zaprojektowała nasza koleżanka. Dużo osób ją spolszcza, ale nam to nie przeszkadza. Często mówią, że „idą do Storka” albo, że „kupują w Bocianie”.

– Chciałabym na chwilę powrócić do pierwszego miejsca, w którym działaliście. Zaczęliście od foodtracku przy galerii M Park. Dlaczego w ten sposób? Czy to miała być przygoda „na chwilę”?

Paulina: Zainspirowaliśmy się chorwacką „Papayą”. Nasz znajomy sprzedaje kontenery gastronomiczne, więc pomyśleliśmy, że spróbujemy własnych sił w gastronomii. Na miejsce naszej działalności wybraliśmy galerię M Park. Jej właściciele i zarządcy byli dla nas bardzo pomocni, a fakt, że zaczynaliśmy wraz z otwarciem galerii w Świdniku przysporzył nam wielu klientów. W krótkim czasie dowiedziało się o nas wielu ludzi. Ponieważ Wild Stork był foodtrackiem każdy mógł do nas podjechać albo podejść, zamówić jedzenie i zabrać je ze sobą. Naszym klientom brakowało jednak miejsca do posiedzenia, a nam samym na kuchni. Początkowo myśleliśmy, żeby dostawić jeszcze jeden kontener, ale szybko zrezygnowaliśmy z tego pomysłu.

Jakub: Nie zakładaliśmy, że Wild Stork będzie „na chwilę”, chociaż podejrzewaliśmy, że przy M Parku spędzimy trochę więcej czasu. Pewnej soboty dostałem jednak sms-a od znajomego, że ma dla nas odpowiedni lokal i że pora przenieść burgerownię na większy metraż. Zaczęliśmy negocjacje i udało się. Tak trafiliśmy na ul. Racławicką 6. Nasi goście mają teraz miejsce, w którym mogą spokojnie usiąść i zjeść, my większą kuchnię, a wkrótce także ogródek, który również oddamy do dyspozycji naszych gości.

Paulina: M Park miał naprawdę mnóstwo plusów. Poznaliśmy tam wiele wspaniałych osób, które dały nam ogromną możliwość rozwoju i bardzo nas wspierały.

– Co nazwalibyście swoją receptą na sukces?

Jakub: Przede wszystkim powtarzalność dań i dodatków. Nasze potrawy zawsze smakują tak samo. Pracujemy na własnych, autorskich recepturach. Nie ma takiej sytuacji, że ktoś z naszego zespołu przyrządza danie „po swojemu”.

Paulina: Mamy bardzo zgrany zespół. Wraz z otwarciem burgerowni w nowym miejscu dołączyły do nas nowe osoby, na współpracę z którymi bardzo się cieszymy. No i rodzina i przyjaciele! Zawsze możemy na nich liczyć, za co jesteśmy im ogromnie wdzięczni.

– Pracujecie w jednej z najtrudniejszych branż.

Paulina: Nie każdy zdaje sobie z tego sprawę. Istnieje coś takiego, jak food cost, czyli wartość, którą należy pomnożyć przez cztery, ale w ogóle zarobić. A nie oszukujmy się, otworzyliśmy burgerownię po to, aby móc się z niej utrzymać. Prywatnie uważam, że aby zarobić, trzeba zainwestować. Nie szkoda jest mi więc wydać pieniędzy na kwiaty czy inną dekorację. Wiadomo, wszystko z umiarem, ale to miejsce ma zachęcać do spędzania w nim wolnego czasu. Niektóre rzeczy wykonujemy sami. Opracowałam, na przykład projekt lokalu. Wspólnie z tatą odnowiłam też zabytkowy kredens, który zdobi teraz wnętrze Wild Stork. Bardzo dużo pomogli nam znajomi. Ktoś wykonał tablicę z menu, ktoś inny napis. Teraz będziemy przygotowywali ogródek. Mam już na niego pomysł. Dzwoniłam też do taty, który jest stolarzem i pomoże mi w jego realizacji. Jesteśmy gotowi, by działać.

– Macie na koncie ciekawe współprace.

Jakub: Współpracujemy z lokalnymi producentami, takimi jak Burak ze Świdnika, Piekarnia Adampol, Ekologiczne Gospodarstwo Mleczne „Pod Kasztanem” z Cycowa. Chcemy, by w naszym menu były produkty od rodzimych dostawców.

– Działacie dopiero od roku, a osiągnęliście już naprawdę wiele.

Paulina: Tak, ale to by się nie udało, gdyby nie ci wszyscy ludzie, których wokół siebie mamy.

Jakub: Nasz sukces zawdzięczamy przede wszystkim ciężkiej pracy oraz temu, że uzupełniamy się nawzajem. Paulina jest karkiem, a ja głową albo odwrotnie. Ona jest od spraw organizacyjnych i finansowych, a ja rządzę w kuchni. Gdyby to nie grało, to nic by nie wyszło.

– Macie ulubione danie z karty, którą oferujecie?

Paulina: Dla mnie jest to cheeseburger i kebab z łagodnym sosem. Bardzo lubię też frytki kanadyjskie, na przykład te z kurczakiem. Ostatnio wprowadziliśmy też wersję z szarpaną wieprzowiną. Próbowałam jej i mogę zdecydowanie powiedzieć, że jestem fanką.

Jakub: Bardzo lubię naszą nowość, czyli salsiccię burger z włoską kiełbasą i oczywiście blue cheeseburger, który bardzo dobrze się sprzedaje. W naszym menu mamy też burgera z szarpaną wieprzowiną i wołowiną oraz różnymi dodatkami. No i oczywiście pulled pork burger z naszego sekretnego przepisu.

– A co wybierają Wasi goście?

Paulina: Wszystko zależy od dnia. Raz będzie to kebab, innym razem burger.

Jakub: Na przełomie ostatniego tygodnia sprzedaliśmy bardzo dużo burgerów. Doszło wręcz do sytuacji, że zabrakło nam bułek. Wprowadziliśmy również kapselony, które bardzo dobrze się sprzedają. Dużo osób chętnie zamawia też kebaba. Jeśli chodzi o tę potrawę, planujemy wprowadzić specjalne dni, w trakcie których będziemy podawali kebaby ze stuprocentową wołowiną czy mięsem z jelenia. Warto więc śledzić nasz profil na Facebooku, bo tam będziemy o wszystkim informować.

Paulina: Myślę też, aby wprowadzić koktajle owocowo-warzywne. Sama bardzo je lubię. To szybka do zrobienia i sycąca przekąska. Na pewno będzie smakować naszym gościom.

„Agata Flisiak

biznes burgerownia Głos Świdnika Świdnik Wild Stork

Last modified: 24 kwietnia, 2024

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułNiemieccy uczniowie z powodu szykan chcą przechodzić na islam
Następny artykułStrata NBP w 2023 roku poszła w miliardy złotych. Adam Glapiński pod ostrzałem