A A+ A++

40-letnia Agnieszka i 34-letni Adrian zginęli w płomieniach. Auto mieszkańca Żagania uderzyło w dzika, a następnie w drzewo, po czym zapaliło się.

Do tragedii doszło na drodze pomiędzy wsią Borowe a Iłową, tuż przed północą, 22 października. Z ustaleń prokuratury wynika, że na drogę wbiegł dzik.

– Kierowca stracił panowanie nad autem, po czym uderzył w drzewo – informuje Łukasz Wojtasik z zielonogórskiej Prokuratury Okręgowej. – Mercedes na niemieckiej rejestracji stanął w ogniu. Obje nim jadące osoby poniosły śmierć. Ich ciała były zwęglone, więc konieczne było wykonanie badań DNA. Okoliczności wypadku zbadają biegli z zakresu ruchu drogowego oraz pożarnictwa. Wiemy, że auto zostało wypożyczone w jednej z niemieckich wypożyczalni.

Autem kierował 34-letni mieszkaniec Żagania, na co dzień pracujący w Norymberdze.  Feralnego dnia wracał do swojego rodzinnego miasta. Po drodze, odwiedził kolegę w Gozdnicy. Po spotkaniu, późnym wieczorem, odjechał wraz z jego partnerką Agnieszką (?40 l.), w kierunku Żagania. Zginęli na trasie Borowe – Iłowa.

Osierociła trójkę dzieci

Agnieszka osierociła trójkę dzieci (córki w wieku 12 i 9 lat oraz 3-letniego syna). W Gozdnicy od blisko 20 lat prowadziła kwiaciarnię.

– Nie mogę uwierzyć, że moja córka nie żyje – mówi „Regionalnej” pani Zdzisława, matka Agnieszki, która jest rodziną zastępczą dla jej córek (synkiem opiekuje się matka jego ojca). – Gdy następnego dnia po wypadku ludzie mówili o strasznym wypadku i dwójce spalonych w aucie ludzi, nawet nie przeczuwałam, że wśród ofiar może być moja córka. Dopiero gdy jedna z moich wnuczek poszła do mamy, do kwiaciarni, okazało się, że Agnieszki tam nie ma. Milczał również telefon córki. To było dziwne, bo Agnieszka bardzo często do mnie dzwoniła. Niedługo pojawił w moich drzwiach jej zapłakany partner, Łukasz, mówiąc, że to właśnie moja córka zginęła w wypadku.

W dniu wypadku Agnieszka wróciła zmęczona z pracy w kwiaciarni. Po kolacji chciała się położyć. Tak się nie stało, bo do drzwi zapukał Adrian, przyjaciel Łukasza.

– Razem przez dłuższą chwilę rozmawiali. Łukasz postanowił się położyć, tymczasem Agnieszka niespodziewanie wsiadła do auta Adriana – opowiada pani Zdzisława. – Partner zdążył ją zapytać jeszcze, gdzie i po co jedzie. Córka odparła tylko „zaraz wrócę”. No i pojechała po śmierć.

W listopadzie Agnieszka miała świętować swoją czterdziestkę.

Oryginalne źródło: ZOBACZ
0
Udostępnij na fb
Udostępnij na twitter
Udostępnij na WhatsApp

Oryginalne źródło ZOBACZ

Subskrybuj
Powiadom o

Dodaj kanał RSS

Musisz być zalogowanym aby zaproponować nowy kanal RSS

Dodaj kanał RSS
0 komentarzy
Informacje zwrotne w treści
Wyświetl wszystkie komentarze
Poprzedni artykułPełna mobilizacja terytorialsów. Wszyscy żołnierze dostaną powołania
Następny artykułAlbinos szukał dziewczyny